W poprzednim odcinku:
"- czy jesteście gotowi, aby zaryzykować porzucenie pracy i dotychczasowego życia na rzecz bardzo ryzykownej akcji stworzenia zespołu, który będzie na pewno mierzyć wyżej niż jeden wygrany mecz w Turnieju Kwalifikacyjnym?"
"- Dobra, po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy że do drużyny trafią:
- Flash
- Tony
- Skylar
- Mia
- i Dash!"
"- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór."
"- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór."
"To nie tak miało być. Marzenia legły w gruzach. Ma kariera miała się skończyć na stadionie Genesis. Miałem być wybrańcem, reprezentantem ludzkości w tak prestiżowej imprezie"...
Poznajcie Otto von Killsvagena. Wielki piłkarz; ktoś, kto swą niesamowitą grą i nieziemskim dryblingiem przyciągał wzrok każdego, a także odciągał krytyków od debatowania na temat przedłużających się opóźnień ZFN co do planu "EARTH GF". Jego osiągi były nieosiągalne dla innych. Jednak jego wielkość nie kończyła się na boisku- akcje humanitarne oraz pochodzenie z biedoty sprawiło, że ów zawodnik stał się wzorem dla każdego zaniedbanego dziecka. Każdy marzył "być Killsvagenem" i dokonywać cudów...
Niestety- nie można żyć cały czas opartym o koło fortuny. 2240 rok okazał się początkiem końca najbardziej znanego piłkarza. Jeden mecz, jeden faul, jedno uderzenie, które zmieniło wszystko. Na początku mówiono tylko o poważnym uszkodzeniu kolana- później zauważano coraz więcej uszkodzeń. Tygodnie rehabilitacji stawały się miesiącami, a potem latami. Po wielu operacjach Killsvagen mógł nareszcie stanąć na nogi... w 2246. Wydał cały swój majątek aby powrócić do zawodu piłkarza- lecz gdy był gotów, okazało się że nikt na niego nie czeka. Nic. Zapomnienie. Sława nie trwa wiecznie- dopiero wtedy to sobie uświadomił.
Próbował wszystkiego- chciał grał w amatorskich zespołach, jednak nikt nie chciał go przyjąć, gdyż bano się że zacznie żądać zarobków sprzed paru lat, gdy był wielkim graczem. Nie mógł liczyć na wsparcie silniejszych drużyn- został skreślony, gdyż "nikt po tak długiej kontuzji nie wraca do optymalnej formy". Nie miał pomysłu na życie- piłka nożna była dla niego wszystkim. Bolały go wspomnienia przeszłości i rozbudzone ambicje, gdy wszyscy mówili o nim jako o pewniaku na turniej Galactik Football. Niestety, wszystko przeminęło, a pewnego bezowocnego dnia 2250 roku "wielki" Killsvagen zdecydował odejść z hukiem.
Zdarzyło się to nocą z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego czerwca 2250 roku czasu ziemskiego.
Most Pięciu Pokoleń- północny most Warsaw City, znany z największej ilości samobójców, którzy skakali z tego obiektu. Doszło do tego, że zamontowano kamerę, aby spragnieni emocji internauci oczekiwali na akty śmierci. Na to samo zdecydował się Killsvagen- wydał wszystko co miał aby dotrzeć na ten obiekt. Być może jego odejście z tego świata w "ten" sposób pozwoli ocalić od zniknięcia w zapomnieniu. Dotarł o zmroku, był gotowy na ostatnie sekundy życia, nie rozmyślał- zbyt wiele dni cierpiał w samotności, nie czuł strachu przed śmiercią. Chciał już skakać, gdy usłyszał kroki. "O tej porze mogę spotkać tylko samobójcę"- pomyślał. Lecz nagle usłyszał głos:
- Wielki Killsvagen, najlepszy piłkarz, jaki grał na ziemskich boiskach. Człowiek znany przez całą Ziemię. Wzór gracza i człowieka idealnego kończy swe życie dając satysfakcję internautom. Wiesz co? Może jest to natrętne czepiać się życia zupełnie obcej osoby, ale uważam że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób.
- A więc co mam zrobić? Zapomniany przez każdego, który mnie kiedyś kochał- teraz jestem nikim!
- Posłuchaj- nieznajomy zamilknął przez chwilę układając myśli, po czym kontynuował- mam dla ciebie propozycję. Nie wiem w jakiej jesteś formie, lecz masz coś, czego nie mają inni- ogromne doświadczenie. Tworzę drużynę i w tym momencie pilnie potrzebuję zawodnika nie tyle zdolnego, co doświadczonego. Zacząłem szukać wszędzie- wtedy to znalazłem wzmiankę o tobie. Kiedy jednak odkryłem twe prawdziwe losy- uznałem że odnalezienie ciebie to priorytet.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat tutaj?
- Wybacz, lecz to nie czas i miejsce na temat mej osoby. Najważniejszy jesteś "ty". Będziesz mógł grać w drużynie, wreszcie kopać piłkę z dość dobrymi zawodnikami, a przy odrobinie szczęścia- spełnić swe marzenia. Mam nadzieję że zrozumiałeś mnie, czyż nie?
- Tak- odpowiedział Killsvagen, po czym odszedł od barierki i zapytał się- To kiedy zaczynacie treningi?
- Jutro. O godzinie dziesiątej. Wybacz muszę lecieć, lecz nie zostawię cię bez niczego w tak wielkim mieście.
Gdy nieznajomy to powiedział, zaczął grzebać w kieszeni szukając czegoś. Po chwili wyciągnął parę banknotów i kartkę. Podszedł do niedoszłego samobójcy, i podając mu rzekł:
- To dla ciebie. Na nocleg i normalne wyżywienie. A ta kartka to adres miejsca, na które jutro przyjdziesz. Wybacz, śpieszę się niezwłocznie.
Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, jednak gdy odszedł parędziesiąt kroków, obrócił się i krzyknął do wciąż zamurowanego Killsvagena:
-Jeszcze jedno- wiem wiele o tobie, lecz ty o mnie nie wiesz nic. Na razie wystarczy tobie me imię. Zwą mnie Luk. Miło mi było ciebie poznać i uratować od samobójczej próby. Do zobaczenia jutro!
Po paru minutach Killsvagen ocknął się. Na początku myślał że to sen, lecz zawartość znajdująca się w dłoni wcale nie znikła. Porzucił samobójstwo. Zdecydował się zaryzykować W końcu żyje się tylko raz...
Następnego dnia Killsvagen, po skorzystaniu z usług hotelowej łazienki, ruszył w stronę miejsca wskazanego przez adres. Droga była bardzo skomplikowana- okazało się, że trzeba było przejechać pół Warsaw City, aby dostać się w miejsce docelowe. Gdy dotarł, ujrzał przed sobą... szkołę. Tam czekała grupka osób ubrana w sportowe ciuchy- widać musieli to być ci "dość zdolni" zawodnicy. Postanowił zachować odległość- nie chciał zwracać na siebie uwagi. Jednak mógł słyszeć ich rozmowę, a raczej jej brak. Widać, nie tylko on nie znał ich, ale oni nie mieli jakiegokolwiek kontaktu między sobą. Po chwili usłyszał kroki- ktoś chyba szedł w stronę grupy. Od razu zagadał z pewnością siebie. To na pewno był Luk. Po chwili zebrał wszystkich i kazał iść na salę gimnastyczną, a następnie warknął:
- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!
Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie reszty- nikt się nie spodziewał że na trening przyjdzie sam Killsvagen. Jednak nie zmieniło to nastroju w grupie. Wszyscy prężnie przygotowali się do treningu i niczym maszyny weszli punktualnie na boisko znajdujące się w ogromnej hali. Tam już czekał na nich Luk, lekko znużony i niewyspany.
- Okej, to już wszyscy są... nie- brak Jamala, ale na niego nie czekamy. On i tak nic nie zrobi. A wy... 10 kółek, rozgrzewka, a na koniec podpór leżąc przodem- tak, chodzi o pompki. I macie na to... 10 minut? Kto nie zdąży powtarza ćwiczenia!
Nikt nie lekceważył zadań- same kółka zajmowały sporo czasu, a co dopiero rozciągniecie całego ciała czy mordercze pompki. Gdy wszyscy wykonali to ćwiczenie, Lukas spojrzał na stoper i rzekł:
-Dobra, zajęło to wam 10 minut i sekundę. Więc robimy to jeszcze raz, tyle że szybciej...
Po dwóch godzinach zziajani i wykończeni zawodnicy osiągnęli wymarzony wynik poniżej 10 minut. Niektórzy nie kryli oburzenia:
- My mieliśmy grać, a nie bawić się w jakiś bieg katorżnika- jęknął Dash.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż dążyć do samo- wykończenia- dołączył się Tony.
Niestety, usłyszał to Luk:
- Dash i Tony, patrzę że macie dużo siły, a te krańce boiska są jakoś nierówne. Moglibyście po nich pobiegać tak... z 20 minut?- zapytał ironicznie.
Wszyscy zrozumieli sarkazm i patrzyli jak dwójka krnąbrnych zawodników sprawdza "równość boiska". Kiedy kara została wykonana, a wszyscy odpoczęli, Luk odszedł na bok, zadzwonił do kogoś, pogadał i wrócił do grona wycieńczonych graczy.
- Mam dwie wiadomości- dobrą i złą. Którą wolicie?
Grupa jęknęła "dobrą..." więc Luk odpowiedział:
- Mam przepustki do LUKA-TEKU!- jego nowina jakoś nie wzbudziła entuzjazmu.
- Ale w końcu każdy wie, że LUKA-TEK to dno. Teraz rządzi NeoTech na każdej linii, spójrz nawet jaką mają drużynę...- zaczął CJ, lecz spotkało się to z szybką kontrą Luka.
- Zauważcie, jaka jest historia NeoTechu, a jaka LUKA-TEKU. Pierwszy postawił na komercję i najlepsze pomysły z galaktyki. LUKA-TEK zaś wykorzystywał najbardziej praktyczne pomysły oraz miał możliwość zapoznania się z "gwiezdnym prezentem" jako pierwsza korporacja. No cóż, czasy świetności minęły, ale warto odwiedzić to miejsce. Co więcej, załatwiłem parę przedmiotów przydatnych dla zespołu, które będę musiał stamtąd odebrać...
- Dobra, dobra- przerwała Skylar- to jaka jest ta zła wiadomość?
- Lubicie psuć sobie humor? Okej- jutro te same ćwiczenia, lecz tym razem robicie to w 9 minut.
Żal i ból wywołane tymi słowami są nie do opisania.
Po godzinie tułaczki metrem grupka zawodników z Lukiem na czele dociera do bram wielkiego gmachu witającego ogromnym neonem "LUKA-TEK Industries". Jednak zniszczone mury oraz dość ponura atmosfera tego miejsca nie zachęcała do odwiedzin.
- Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Dash błagalnym tonem
- Każdy może sobie pójść, lecz niech nie liczy na to że jutro go wpuszczę na trening.
- Okej, trenerze.
Po chwili Luk uruchomił dzwonek, zaś w ekraniku pojawił się wartownik,który zmęczonym głosem wyrzucił z siebie słowa:
- Witamy w LUKA-TEK Industries- bramie ku lepszej przyszłości. W czym mogę służyć?
- Przyszliśmy w celu spotkania się i odebrania przesyłki numer...- tu Luk zaczął grzebać w kieszeniach, by po chwili wyciągnąć pogiętą szarą kartkę- 55DGH0A. Można wejść?
- Jasne, tu i tak się nic nie dzieje...
Kiedy "turyści" przeszli przez długi korytarz łączący bramę z wejściem do budynku, dotarli do głównej hali LUKA-TEKU. Widok był przygnębiający- tak naprawdę z wielkiej i znanej marki pozostała sama nazwa oraz świetlana przeszłość. Okres wielkości tej firmy zaczął się z odnalezieniem "Iskry"- tak zwano artefakt, który pozwolił wskoczyć ludziom na nowy poziom rozwoju technologicznego. Kiedy się to skończyło. Gdy pojawił się NeoTech- zakład, który dążył do przekazania galaktycznej myśli technologicznej poprzez niskie koszty. LUKA-TEK dążył do ciężkiej i długiej pracy, lecz gwarantował jakość, jednak spragnieni nowości Ziemianie szybko wybrali NeoTech, zaś LUKA-TEK zaczął obumierać. Pracowali w nim już tylko fanatycy oraz ci, którzy kochali tę firmę od wielu lat. Niestety taka kolej rzeczy- słabszy odpada z walki o rynek, by umrzeć powolną śmiercią.
- To gdzie mamy się kierować z zamówieniem?- zapytał Luk.
- Do skrzydła D2... znaczy prosto, a jak dotrzecie to wielkiego żelaznego złomu to w prawo- odparł bez życia wartownik.
- Po chwili zwiedzający dotarli do miejsca odebrania przesyłki- w skrzydle D2, zwanym "eksperymentalnym" znajdowało się dwoje ludzi- jeden w zniszczonym garniturze sprawiał wrażenie rządzić całym interesem. Drugi zaś miał na sobie kitel laboratoryjny i wyglądał na naukowca pełnego zapału, gdyż w rozmowie między obydwoma to drugi mówił częściej. Po chwili Luk zaczepił rozmawiających.
- Przepraszam, miałem odebrać przesyłkę...
- Nie musisz męczyć się z szukaniem kartki- to jedyne zlecenie LUKA-TEKU.. ehh- odparł "rządzący"
- Zaraz zaraz, czy pan nie jest przypadkiem tym znanym Garstonem?
- Tak, Garstone to ja- wielki prezes LUKA-TEKU, firmy którą utrzymuje tylko sama nazwa oraz zapał ludzi. Niestety, tak to wygląda. Jeszcze parę lat tamu miałem biuro, cały kadrę mądrych głów i jakieś perspektywy. Teraz- nie mam nic oprócz parudziesięciu ludzi, przy czym tylko połowa ma jakiekolwiek doświadczenie techniczne. Sam rzuciłbym to w diabły, lecz żal mi tych trzydziestu lat pracy. Zresztą, co będę się rozczulać- czujcie się jak u siebie w domu, gdyż nikt nie odwiedził tego miejsca od paru lat.
- Chciałbym zobaczyć tą całą przesyłkę- jestem ciekaw co to jest.
- Jasne. Drogi Morrisie- dyrektor LUKA-TEKU zwraca się do naukowca- poprowadź grupę do przesyłki.
- Okej szefie.
Po chwili wszyscy ruszyli wgłąb zakładu. Luk zaczął pogawędkę z Morrisem- okazało się że ten trzydziestoletni naukowiec LUKA-TEKU jest tu od paru lat i pracuje nad wieloma projektami. Na dodatek zna się dobrze na programowaniu- był tak zdolny, że otrzymał parę propozycji z NeoTechu, lecz zawsze odpowiadał im że "Marzyłem o pracy w LUKA-TEKU i zdania nie zmienię". Miłą rozmowę przerwało wejście do mniejszej hali, gdzie znajdował się gigantyczny sześcian. Nie pasował do brudnego otoczenia- blask bryły skutecznie kontrastował z wszędobylskim mrokiem.
- A więc to jest ten słynny holotrener, tak?- zapytał Luk.
- Jasne- paru gości wchodziło tam do środka. Wszystko działa jak należy, żadnych usterek lecz jest jedna wada.
- Jaka- zapytał zainteresowany Flash
- Potrzeba kogoś, kto będzie kontrolował jej działanie. Niby inna technologia, o niebo lepsza od ziemskiej, ale ma tendencje do rozsypywania programów treningowych. Zawsze musi być ktoś z zewnątrz, który będzie pilnować aby nic się nie schrzaniło.
- Zaraz- w końcu znasz się na sprzęcie- zauważył Flash- może mógłbyś obsłużyć to cudo
- Dla mnie nie byłoby problemu lecz patrząc na waszego przełożonego- znacząco zwraca wzrok na Luka- z pewnością weźmiecie ten sprzęt gdzieś do siebie.
- Wiesz, zasadniczo przydałby się nam technik do drużyny, jednak nie wiem czy dałbyś sobie radę pracować na dwa fronty. Myślę, że Garstone nie miałby nic przeciwko...- odparł Luk
- No to co? Zbieramy maszynę?- zapytał podekscytowany Morris- gdzie ją wieziemy?
- Poczekaj poczekaj!- hamuje go Luk- Ile zajmie przeniesienie tego... holotrenera?
- Spokojnie, to tylko dwa, góra trzy tygodnie...
- Aha- za dwa tygodnie to my gramy pierwszy mecz. Posłuchaj- czas nas goni. Możesz pokazać resztę?
- Jasne- odpowiedział Morris- tutaj masz resztę naszych produktów. Z pewnością są lepsze od NeoTechu, ba, są tylko o klasę gorsze od galaktycznych oryginałów.
Wyciąga z metalowej skrzyni parę piłek a także sporą ilość trykotów, które w niczym nie przypominają normalnych ziemskich strojów sportowych.
- Można je spokojnie przemalować na ulubione kolory- taka technologia. Wzmocnione elementy skutecznie ochraniają przed kontuzjami...
Jednak nikt go nie słuchał- wszyscy przeglądali nowe stroje, a także zaczęli sprawdzać piłki. To było coś nowego dla tych, którzy nigdy nie posiadali prawdziwego sportowego sprzętu. Euforia trwałaby dłużej, lecz Luk zebrał wszystkich, podziękował Morrisowi, przy okazji zabierając kontakt do niego "aby mieć źródło informacji w sprawie przenosin holotrenera poza LUKA-TEK", po czym wszyscy wyszli a następnie rozeszli się w swoje strony.
Kolejne dni to jeszcze więcej treningów- zawodnicy ubrani w nowy sprzęt zaczęli pierwsze treningi z piłką. Było to zupełnie nowe doznanie, lecz szybko wszyscy "poczuli" ubiór i zaczęli grać na swoim poziomie. Katorżnicze treningi mieszane z szybkimi gierkami pozwalały wczuć się zawodnikom w rożne taktyki. Jak to mówił Luk- "Nie jesteście może zespołem, o jakim marzę, lecz jesteście na dobrej drodze by tę opinię zmienić".
Jednak sam trener zespołu nie kończył swego dnia na treningach- po pierwszym dniu ćwiczeń ruszył od razu do siedziby Ligi Ziemskiej, a konkretniej do Wydziału Turnieju Kwalifikacyjnego. Cel oczywisty- zgłosić zespół. Wszystko było w porządku do momentu pytania o stadion. Dopiero wtedy Luka olśniło- tak naprawdę nie mają stadionu! Próbował jakoś negocjować lecz usłyszał:
- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!
- Ale jeśli zarezerwuje stadion a dzień przed meczem będę pewny że ten stadion należy do mego zespołu, to nic się nie stanie?
- Raczej nie- delegaci z reguły przychodzą na stadion w dzień meczu.
- To chciałbym zarejestrować zespół.
- Jeszcze jedno- nazwa tej drużyny?
- Jeszcze jej nie ma- przekażę delegatowi podczas meczu- po czym Luk szybko opuścił gmach. Tak- pozostało mu tylko dwa tygodnie, aby zarejestrować jakikolwiek stadion. I tak spędzał dnie po treningach- na poszukiwaniach obiektu, gdzie jego zespół zagra. Niestety, gdziekolwiek był- wszędzie go witano słowem "Zajęte". Nie miał pomysłu.
Tydzień po pierwszym treningu wygarnął zespołowi to, co go gnebiło:
- Posłuchajcie, jest sprawa. Nie wiem czy zagramy w turnieju...
- Czemu?!- wszyscy zareagowali żywo
- Gdyż... mamy problem z boiskiem. Potrzebujemy stadionu pół-gwiazdkowego czyli ze sztuczną murawą, jakimkolwiek oświetleniem, zegarem oraz dwiema niezniszczonymi bramkami. Zna ktoś takowe jeszcze niezajęte boisko?
Po chwili milczenia odpowiedział Dash:
- A nasz "Uliczniak"? Wiem że nie ma wielu rzeczy wcześniej wymienionych, ale tak naprawdę nadaje się do gry, co nie?
- Trzeba byłoby przeliczyć i zainwestować trochę kasy, ale czemu nie?
- No i trzeba sprawdzić czy nikt nie zajął tego boiska...
Wszystko szło zgodnie z planem. Holotrener niedługo miał wydostać się z gmachu LUKA- TEKU, piłkarzom szło coraz lepiej, a dobre zagospodarowanie pieniędzmi Luka gwarantowało zamontowanie elementów potrzebnych dla "Uliczniaka". Niestety, pojawiły się plotki, że w miejsce "niezwyciężonego tria" pojawiła się jakaś nowa siła na ulicznym boisku. Trzeba było to sprawdzić. Luk wraz ze wsparciem CJ'a, Dasha i Flasha ruszył w stronę "Uliczniaka". Gdy dotarli na arenę, zobaczyli zespół... dziewczyn. Tak to był zespół dziewczyn zaś na siatce zamontowane było logo "Wild Catz".
- Co?! Baby?! Na naszym boisku?!- zaczął lamentować Dash i chciał ruszyć na boisko, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go CJ. I to był dobry wybór, gdyż nagle jedna z piłek przeleciał tuż przy głowie krnąbrnego zawodnika.
- Wow, co jak co, ale grają nieźle- przyznał Luk- szybkie podania i agresywne wejścia. Z nimi nie będzie tak łatwo grać...
- A czemu mamy grać z babami?- Dash zareagował żywo na słowa trenera.
- Z jednej strony to nasze boisko, lecz z drugiej strony plotki latały dość długo, więc ćwiczą od sporego czasu na tym boisku.Idę pogadać.
Luk poszedł w stronę zawodniczek Wild Catz. Rozmawiał bardzo długo, lecz wrócił do trójki z wyraźnym zadowoleniem.
-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być! Jutro, o godzinie dwudziestej! Pięciu na pięciu, gdyż te boisko jest za słabe na pełne składy. Możecie przekazać reszcie, że jutro nie będzie katorżniczej rozgrzewki, a ćwiczenia mentalne, w końcu czeka nas pierwszy mecz o życie. Żegnam!- po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaków, którzy wkrótce rozeszli się do domów, wcześniej oglądając bardzo dobrą grę zawodniczek "Wild Catz". Jutro czeka wszystkich ciężki dzień..
Poznajcie Otto von Killsvagena. Wielki piłkarz; ktoś, kto swą niesamowitą grą i nieziemskim dryblingiem przyciągał wzrok każdego, a także odciągał krytyków od debatowania na temat przedłużających się opóźnień ZFN co do planu "EARTH GF". Jego osiągi były nieosiągalne dla innych. Jednak jego wielkość nie kończyła się na boisku- akcje humanitarne oraz pochodzenie z biedoty sprawiło, że ów zawodnik stał się wzorem dla każdego zaniedbanego dziecka. Każdy marzył "być Killsvagenem" i dokonywać cudów...
Niestety- nie można żyć cały czas opartym o koło fortuny. 2240 rok okazał się początkiem końca najbardziej znanego piłkarza. Jeden mecz, jeden faul, jedno uderzenie, które zmieniło wszystko. Na początku mówiono tylko o poważnym uszkodzeniu kolana- później zauważano coraz więcej uszkodzeń. Tygodnie rehabilitacji stawały się miesiącami, a potem latami. Po wielu operacjach Killsvagen mógł nareszcie stanąć na nogi... w 2246. Wydał cały swój majątek aby powrócić do zawodu piłkarza- lecz gdy był gotów, okazało się że nikt na niego nie czeka. Nic. Zapomnienie. Sława nie trwa wiecznie- dopiero wtedy to sobie uświadomił.
Próbował wszystkiego- chciał grał w amatorskich zespołach, jednak nikt nie chciał go przyjąć, gdyż bano się że zacznie żądać zarobków sprzed paru lat, gdy był wielkim graczem. Nie mógł liczyć na wsparcie silniejszych drużyn- został skreślony, gdyż "nikt po tak długiej kontuzji nie wraca do optymalnej formy". Nie miał pomysłu na życie- piłka nożna była dla niego wszystkim. Bolały go wspomnienia przeszłości i rozbudzone ambicje, gdy wszyscy mówili o nim jako o pewniaku na turniej Galactik Football. Niestety, wszystko przeminęło, a pewnego bezowocnego dnia 2250 roku "wielki" Killsvagen zdecydował odejść z hukiem.
Zdarzyło się to nocą z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego czerwca 2250 roku czasu ziemskiego.
Most Pięciu Pokoleń- północny most Warsaw City, znany z największej ilości samobójców, którzy skakali z tego obiektu. Doszło do tego, że zamontowano kamerę, aby spragnieni emocji internauci oczekiwali na akty śmierci. Na to samo zdecydował się Killsvagen- wydał wszystko co miał aby dotrzeć na ten obiekt. Być może jego odejście z tego świata w "ten" sposób pozwoli ocalić od zniknięcia w zapomnieniu. Dotarł o zmroku, był gotowy na ostatnie sekundy życia, nie rozmyślał- zbyt wiele dni cierpiał w samotności, nie czuł strachu przed śmiercią. Chciał już skakać, gdy usłyszał kroki. "O tej porze mogę spotkać tylko samobójcę"- pomyślał. Lecz nagle usłyszał głos:
- Wielki Killsvagen, najlepszy piłkarz, jaki grał na ziemskich boiskach. Człowiek znany przez całą Ziemię. Wzór gracza i człowieka idealnego kończy swe życie dając satysfakcję internautom. Wiesz co? Może jest to natrętne czepiać się życia zupełnie obcej osoby, ale uważam że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób.
- A więc co mam zrobić? Zapomniany przez każdego, który mnie kiedyś kochał- teraz jestem nikim!
- Posłuchaj- nieznajomy zamilknął przez chwilę układając myśli, po czym kontynuował- mam dla ciebie propozycję. Nie wiem w jakiej jesteś formie, lecz masz coś, czego nie mają inni- ogromne doświadczenie. Tworzę drużynę i w tym momencie pilnie potrzebuję zawodnika nie tyle zdolnego, co doświadczonego. Zacząłem szukać wszędzie- wtedy to znalazłem wzmiankę o tobie. Kiedy jednak odkryłem twe prawdziwe losy- uznałem że odnalezienie ciebie to priorytet.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat tutaj?
- Wybacz, lecz to nie czas i miejsce na temat mej osoby. Najważniejszy jesteś "ty". Będziesz mógł grać w drużynie, wreszcie kopać piłkę z dość dobrymi zawodnikami, a przy odrobinie szczęścia- spełnić swe marzenia. Mam nadzieję że zrozumiałeś mnie, czyż nie?
- Tak- odpowiedział Killsvagen, po czym odszedł od barierki i zapytał się- To kiedy zaczynacie treningi?
- Jutro. O godzinie dziesiątej. Wybacz muszę lecieć, lecz nie zostawię cię bez niczego w tak wielkim mieście.
Gdy nieznajomy to powiedział, zaczął grzebać w kieszeni szukając czegoś. Po chwili wyciągnął parę banknotów i kartkę. Podszedł do niedoszłego samobójcy, i podając mu rzekł:
- To dla ciebie. Na nocleg i normalne wyżywienie. A ta kartka to adres miejsca, na które jutro przyjdziesz. Wybacz, śpieszę się niezwłocznie.
Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, jednak gdy odszedł parędziesiąt kroków, obrócił się i krzyknął do wciąż zamurowanego Killsvagena:
-Jeszcze jedno- wiem wiele o tobie, lecz ty o mnie nie wiesz nic. Na razie wystarczy tobie me imię. Zwą mnie Luk. Miło mi było ciebie poznać i uratować od samobójczej próby. Do zobaczenia jutro!
Po paru minutach Killsvagen ocknął się. Na początku myślał że to sen, lecz zawartość znajdująca się w dłoni wcale nie znikła. Porzucił samobójstwo. Zdecydował się zaryzykować W końcu żyje się tylko raz...
Następnego dnia Killsvagen, po skorzystaniu z usług hotelowej łazienki, ruszył w stronę miejsca wskazanego przez adres. Droga była bardzo skomplikowana- okazało się, że trzeba było przejechać pół Warsaw City, aby dostać się w miejsce docelowe. Gdy dotarł, ujrzał przed sobą... szkołę. Tam czekała grupka osób ubrana w sportowe ciuchy- widać musieli to być ci "dość zdolni" zawodnicy. Postanowił zachować odległość- nie chciał zwracać na siebie uwagi. Jednak mógł słyszeć ich rozmowę, a raczej jej brak. Widać, nie tylko on nie znał ich, ale oni nie mieli jakiegokolwiek kontaktu między sobą. Po chwili usłyszał kroki- ktoś chyba szedł w stronę grupy. Od razu zagadał z pewnością siebie. To na pewno był Luk. Po chwili zebrał wszystkich i kazał iść na salę gimnastyczną, a następnie warknął:
- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!
Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie reszty- nikt się nie spodziewał że na trening przyjdzie sam Killsvagen. Jednak nie zmieniło to nastroju w grupie. Wszyscy prężnie przygotowali się do treningu i niczym maszyny weszli punktualnie na boisko znajdujące się w ogromnej hali. Tam już czekał na nich Luk, lekko znużony i niewyspany.
- Okej, to już wszyscy są... nie- brak Jamala, ale na niego nie czekamy. On i tak nic nie zrobi. A wy... 10 kółek, rozgrzewka, a na koniec podpór leżąc przodem- tak, chodzi o pompki. I macie na to... 10 minut? Kto nie zdąży powtarza ćwiczenia!
Nikt nie lekceważył zadań- same kółka zajmowały sporo czasu, a co dopiero rozciągniecie całego ciała czy mordercze pompki. Gdy wszyscy wykonali to ćwiczenie, Lukas spojrzał na stoper i rzekł:
-Dobra, zajęło to wam 10 minut i sekundę. Więc robimy to jeszcze raz, tyle że szybciej...
Po dwóch godzinach zziajani i wykończeni zawodnicy osiągnęli wymarzony wynik poniżej 10 minut. Niektórzy nie kryli oburzenia:
- My mieliśmy grać, a nie bawić się w jakiś bieg katorżnika- jęknął Dash.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż dążyć do samo- wykończenia- dołączył się Tony.
Niestety, usłyszał to Luk:
- Dash i Tony, patrzę że macie dużo siły, a te krańce boiska są jakoś nierówne. Moglibyście po nich pobiegać tak... z 20 minut?- zapytał ironicznie.
Wszyscy zrozumieli sarkazm i patrzyli jak dwójka krnąbrnych zawodników sprawdza "równość boiska". Kiedy kara została wykonana, a wszyscy odpoczęli, Luk odszedł na bok, zadzwonił do kogoś, pogadał i wrócił do grona wycieńczonych graczy.
- Mam dwie wiadomości- dobrą i złą. Którą wolicie?
Grupa jęknęła "dobrą..." więc Luk odpowiedział:
- Mam przepustki do LUKA-TEKU!- jego nowina jakoś nie wzbudziła entuzjazmu.
- Ale w końcu każdy wie, że LUKA-TEK to dno. Teraz rządzi NeoTech na każdej linii, spójrz nawet jaką mają drużynę...- zaczął CJ, lecz spotkało się to z szybką kontrą Luka.
- Zauważcie, jaka jest historia NeoTechu, a jaka LUKA-TEKU. Pierwszy postawił na komercję i najlepsze pomysły z galaktyki. LUKA-TEK zaś wykorzystywał najbardziej praktyczne pomysły oraz miał możliwość zapoznania się z "gwiezdnym prezentem" jako pierwsza korporacja. No cóż, czasy świetności minęły, ale warto odwiedzić to miejsce. Co więcej, załatwiłem parę przedmiotów przydatnych dla zespołu, które będę musiał stamtąd odebrać...
- Dobra, dobra- przerwała Skylar- to jaka jest ta zła wiadomość?
- Lubicie psuć sobie humor? Okej- jutro te same ćwiczenia, lecz tym razem robicie to w 9 minut.
Żal i ból wywołane tymi słowami są nie do opisania.
Po godzinie tułaczki metrem grupka zawodników z Lukiem na czele dociera do bram wielkiego gmachu witającego ogromnym neonem "LUKA-TEK Industries". Jednak zniszczone mury oraz dość ponura atmosfera tego miejsca nie zachęcała do odwiedzin.
- Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Dash błagalnym tonem
- Każdy może sobie pójść, lecz niech nie liczy na to że jutro go wpuszczę na trening.
- Okej, trenerze.
Po chwili Luk uruchomił dzwonek, zaś w ekraniku pojawił się wartownik,który zmęczonym głosem wyrzucił z siebie słowa:
- Witamy w LUKA-TEK Industries- bramie ku lepszej przyszłości. W czym mogę służyć?
- Przyszliśmy w celu spotkania się i odebrania przesyłki numer...- tu Luk zaczął grzebać w kieszeniach, by po chwili wyciągnąć pogiętą szarą kartkę- 55DGH0A. Można wejść?
- Jasne, tu i tak się nic nie dzieje...
Kiedy "turyści" przeszli przez długi korytarz łączący bramę z wejściem do budynku, dotarli do głównej hali LUKA-TEKU. Widok był przygnębiający- tak naprawdę z wielkiej i znanej marki pozostała sama nazwa oraz świetlana przeszłość. Okres wielkości tej firmy zaczął się z odnalezieniem "Iskry"- tak zwano artefakt, który pozwolił wskoczyć ludziom na nowy poziom rozwoju technologicznego. Kiedy się to skończyło. Gdy pojawił się NeoTech- zakład, który dążył do przekazania galaktycznej myśli technologicznej poprzez niskie koszty. LUKA-TEK dążył do ciężkiej i długiej pracy, lecz gwarantował jakość, jednak spragnieni nowości Ziemianie szybko wybrali NeoTech, zaś LUKA-TEK zaczął obumierać. Pracowali w nim już tylko fanatycy oraz ci, którzy kochali tę firmę od wielu lat. Niestety taka kolej rzeczy- słabszy odpada z walki o rynek, by umrzeć powolną śmiercią.
- To gdzie mamy się kierować z zamówieniem?- zapytał Luk.
- Do skrzydła D2... znaczy prosto, a jak dotrzecie to wielkiego żelaznego złomu to w prawo- odparł bez życia wartownik.
- Po chwili zwiedzający dotarli do miejsca odebrania przesyłki- w skrzydle D2, zwanym "eksperymentalnym" znajdowało się dwoje ludzi- jeden w zniszczonym garniturze sprawiał wrażenie rządzić całym interesem. Drugi zaś miał na sobie kitel laboratoryjny i wyglądał na naukowca pełnego zapału, gdyż w rozmowie między obydwoma to drugi mówił częściej. Po chwili Luk zaczepił rozmawiających.
- Przepraszam, miałem odebrać przesyłkę...
- Nie musisz męczyć się z szukaniem kartki- to jedyne zlecenie LUKA-TEKU.. ehh- odparł "rządzący"
- Zaraz zaraz, czy pan nie jest przypadkiem tym znanym Garstonem?
- Tak, Garstone to ja- wielki prezes LUKA-TEKU, firmy którą utrzymuje tylko sama nazwa oraz zapał ludzi. Niestety, tak to wygląda. Jeszcze parę lat tamu miałem biuro, cały kadrę mądrych głów i jakieś perspektywy. Teraz- nie mam nic oprócz parudziesięciu ludzi, przy czym tylko połowa ma jakiekolwiek doświadczenie techniczne. Sam rzuciłbym to w diabły, lecz żal mi tych trzydziestu lat pracy. Zresztą, co będę się rozczulać- czujcie się jak u siebie w domu, gdyż nikt nie odwiedził tego miejsca od paru lat.
- Chciałbym zobaczyć tą całą przesyłkę- jestem ciekaw co to jest.
- Jasne. Drogi Morrisie- dyrektor LUKA-TEKU zwraca się do naukowca- poprowadź grupę do przesyłki.
- Okej szefie.
Po chwili wszyscy ruszyli wgłąb zakładu. Luk zaczął pogawędkę z Morrisem- okazało się że ten trzydziestoletni naukowiec LUKA-TEKU jest tu od paru lat i pracuje nad wieloma projektami. Na dodatek zna się dobrze na programowaniu- był tak zdolny, że otrzymał parę propozycji z NeoTechu, lecz zawsze odpowiadał im że "Marzyłem o pracy w LUKA-TEKU i zdania nie zmienię". Miłą rozmowę przerwało wejście do mniejszej hali, gdzie znajdował się gigantyczny sześcian. Nie pasował do brudnego otoczenia- blask bryły skutecznie kontrastował z wszędobylskim mrokiem.
- A więc to jest ten słynny holotrener, tak?- zapytał Luk.
- Jasne- paru gości wchodziło tam do środka. Wszystko działa jak należy, żadnych usterek lecz jest jedna wada.
- Jaka- zapytał zainteresowany Flash
- Potrzeba kogoś, kto będzie kontrolował jej działanie. Niby inna technologia, o niebo lepsza od ziemskiej, ale ma tendencje do rozsypywania programów treningowych. Zawsze musi być ktoś z zewnątrz, który będzie pilnować aby nic się nie schrzaniło.
- Zaraz- w końcu znasz się na sprzęcie- zauważył Flash- może mógłbyś obsłużyć to cudo
- Dla mnie nie byłoby problemu lecz patrząc na waszego przełożonego- znacząco zwraca wzrok na Luka- z pewnością weźmiecie ten sprzęt gdzieś do siebie.
- Wiesz, zasadniczo przydałby się nam technik do drużyny, jednak nie wiem czy dałbyś sobie radę pracować na dwa fronty. Myślę, że Garstone nie miałby nic przeciwko...- odparł Luk
- No to co? Zbieramy maszynę?- zapytał podekscytowany Morris- gdzie ją wieziemy?
- Poczekaj poczekaj!- hamuje go Luk- Ile zajmie przeniesienie tego... holotrenera?
- Spokojnie, to tylko dwa, góra trzy tygodnie...
- Aha- za dwa tygodnie to my gramy pierwszy mecz. Posłuchaj- czas nas goni. Możesz pokazać resztę?
- Jasne- odpowiedział Morris- tutaj masz resztę naszych produktów. Z pewnością są lepsze od NeoTechu, ba, są tylko o klasę gorsze od galaktycznych oryginałów.
Wyciąga z metalowej skrzyni parę piłek a także sporą ilość trykotów, które w niczym nie przypominają normalnych ziemskich strojów sportowych.
- Można je spokojnie przemalować na ulubione kolory- taka technologia. Wzmocnione elementy skutecznie ochraniają przed kontuzjami...
Jednak nikt go nie słuchał- wszyscy przeglądali nowe stroje, a także zaczęli sprawdzać piłki. To było coś nowego dla tych, którzy nigdy nie posiadali prawdziwego sportowego sprzętu. Euforia trwałaby dłużej, lecz Luk zebrał wszystkich, podziękował Morrisowi, przy okazji zabierając kontakt do niego "aby mieć źródło informacji w sprawie przenosin holotrenera poza LUKA-TEK", po czym wszyscy wyszli a następnie rozeszli się w swoje strony.
Kolejne dni to jeszcze więcej treningów- zawodnicy ubrani w nowy sprzęt zaczęli pierwsze treningi z piłką. Było to zupełnie nowe doznanie, lecz szybko wszyscy "poczuli" ubiór i zaczęli grać na swoim poziomie. Katorżnicze treningi mieszane z szybkimi gierkami pozwalały wczuć się zawodnikom w rożne taktyki. Jak to mówił Luk- "Nie jesteście może zespołem, o jakim marzę, lecz jesteście na dobrej drodze by tę opinię zmienić".
Jednak sam trener zespołu nie kończył swego dnia na treningach- po pierwszym dniu ćwiczeń ruszył od razu do siedziby Ligi Ziemskiej, a konkretniej do Wydziału Turnieju Kwalifikacyjnego. Cel oczywisty- zgłosić zespół. Wszystko było w porządku do momentu pytania o stadion. Dopiero wtedy Luka olśniło- tak naprawdę nie mają stadionu! Próbował jakoś negocjować lecz usłyszał:
- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!
- Ale jeśli zarezerwuje stadion a dzień przed meczem będę pewny że ten stadion należy do mego zespołu, to nic się nie stanie?
- Raczej nie- delegaci z reguły przychodzą na stadion w dzień meczu.
- To chciałbym zarejestrować zespół.
- Jeszcze jedno- nazwa tej drużyny?
- Jeszcze jej nie ma- przekażę delegatowi podczas meczu- po czym Luk szybko opuścił gmach. Tak- pozostało mu tylko dwa tygodnie, aby zarejestrować jakikolwiek stadion. I tak spędzał dnie po treningach- na poszukiwaniach obiektu, gdzie jego zespół zagra. Niestety, gdziekolwiek był- wszędzie go witano słowem "Zajęte". Nie miał pomysłu.
Tydzień po pierwszym treningu wygarnął zespołowi to, co go gnebiło:
- Posłuchajcie, jest sprawa. Nie wiem czy zagramy w turnieju...
- Czemu?!- wszyscy zareagowali żywo
- Gdyż... mamy problem z boiskiem. Potrzebujemy stadionu pół-gwiazdkowego czyli ze sztuczną murawą, jakimkolwiek oświetleniem, zegarem oraz dwiema niezniszczonymi bramkami. Zna ktoś takowe jeszcze niezajęte boisko?
Po chwili milczenia odpowiedział Dash:
- A nasz "Uliczniak"? Wiem że nie ma wielu rzeczy wcześniej wymienionych, ale tak naprawdę nadaje się do gry, co nie?
- Trzeba byłoby przeliczyć i zainwestować trochę kasy, ale czemu nie?
- No i trzeba sprawdzić czy nikt nie zajął tego boiska...
Wszystko szło zgodnie z planem. Holotrener niedługo miał wydostać się z gmachu LUKA- TEKU, piłkarzom szło coraz lepiej, a dobre zagospodarowanie pieniędzmi Luka gwarantowało zamontowanie elementów potrzebnych dla "Uliczniaka". Niestety, pojawiły się plotki, że w miejsce "niezwyciężonego tria" pojawiła się jakaś nowa siła na ulicznym boisku. Trzeba było to sprawdzić. Luk wraz ze wsparciem CJ'a, Dasha i Flasha ruszył w stronę "Uliczniaka". Gdy dotarli na arenę, zobaczyli zespół... dziewczyn. Tak to był zespół dziewczyn zaś na siatce zamontowane było logo "Wild Catz".
- Co?! Baby?! Na naszym boisku?!- zaczął lamentować Dash i chciał ruszyć na boisko, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go CJ. I to był dobry wybór, gdyż nagle jedna z piłek przeleciał tuż przy głowie krnąbrnego zawodnika.
- Wow, co jak co, ale grają nieźle- przyznał Luk- szybkie podania i agresywne wejścia. Z nimi nie będzie tak łatwo grać...
- A czemu mamy grać z babami?- Dash zareagował żywo na słowa trenera.
- Z jednej strony to nasze boisko, lecz z drugiej strony plotki latały dość długo, więc ćwiczą od sporego czasu na tym boisku.Idę pogadać.
Luk poszedł w stronę zawodniczek Wild Catz. Rozmawiał bardzo długo, lecz wrócił do trójki z wyraźnym zadowoleniem.
-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być! Jutro, o godzinie dwudziestej! Pięciu na pięciu, gdyż te boisko jest za słabe na pełne składy. Możecie przekazać reszcie, że jutro nie będzie katorżniczej rozgrzewki, a ćwiczenia mentalne, w końcu czeka nas pierwszy mecz o życie. Żegnam!- po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaków, którzy wkrótce rozeszli się do domów, wcześniej oglądając bardzo dobrą grę zawodniczek "Wild Catz". Jutro czeka wszystkich ciężki dzień..
W następnym odcinku...
"- Czas na pierwszy mecz: FlashBolts - WildCatz !!!"
"- Czy wy do jasnej cholery chcecie odpaść w dwadzieścia minut?!"
"- Nie chciałem do tego wracać, ale muszę..."
Biedni! Luk, jak możesz się tak nad nimi znęcać już pierwszego dnia! Holotrener? No, to przynajmniej będzie dobre osprzętowanie. Mam nadzieję, że chłopaki wygrają z tymi kociakami.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKomentarz późno, ale jeszcze raz czytam opowiadania, żeby się wyćwiczyć w czytaniu, bo jak moja nauczycielka z polskiego mawia: czytanie wzbogaca słownictwo! Raczej żadko jej słuchałam i juz sie znia nie zobaczę, bo ide do gimnazjum, ale to pewnie tłumaczy mój brak bogatego słownictwa ;d Ale co do rozdziału: skoro tak marnie piszę to raczej nie powinnam oceniac innego bloga, ale napisze parę słów: Luk to trener i musi doprowadzić druzynę do porządku wiec dobrze, że tak sie znęca! Zastawiałam sie kto jest głównym bohaterem i jestem niemal pewna, ze to Luk, bo to skrót od Lukas co w języku polskim znaczy Łukasz!(ty jesteś Łukasz) Zgadłam?!
OdpowiedzUsuńNormalnie za drugim razem czytanie jak ich Luk torturuje jest równie śmieszne jak za pierwszym! Ci taci zziajani bo dziesięć minut i sekundę się męczyli, a ten wszystko od początku! Ja nie mogę! I jeszcze przez dwie godziny! Hehe! Napisz coś jeszcze podobnego! Lubie naigrywać sie z ludzi!
OdpowiedzUsuń