Czas na dobre i złe wiadomości:
+ Kolejny część przygód FB gotowa!
- ...której szybko nie pokażę...
Pytanie- dlaczego?
Nie jest to łatwo wytłumaczyć, lecz kolejna część zostawia jeszcze więcej furtek dla kolejnych odcinków. Co zmusiłoby mnie do pisania. Jednak teraz, gdy matura zbliża się nieubłaganie, zaczyna mi brakować czasu na wiele rzeczy. Na FB również. Jednak z pewnością nie utraciłem zapału. Przy odrobinie szczęścia wrzucę dość długi odcinek podczas świąt. A kolejny? Niestety- po maturze (koniec maja)...
Mam nadzieję, że cierpliwie poczekacie:)
Oto pewna historia o drużynie, która ma zamiar wyrwać się z planety zwanej Ziemią, a także zmienić swoją przyszłość poprzez udział w niezwykle elitarnym turnieju o Puchar Galactik Football. Jest to także historia o lojalności, poświeceniu i odwadze, która może sprawić, że marzenia mogą stać się prawdą, jeśli tylko naprawdę się starasz, a nie czekasz na cud...
29.03.2011
20.03.2011
Rozdział IV- Pierwsze kroki
W poprzednim odcinku:
"- czy jesteście gotowi, aby zaryzykować porzucenie pracy i dotychczasowego życia na rzecz bardzo ryzykownej akcji stworzenia zespołu, który będzie na pewno mierzyć wyżej niż jeden wygrany mecz w Turnieju Kwalifikacyjnym?"
"- Dobra, po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy że do drużyny trafią:
- Flash
- Tony
- Skylar
- Mia
- i Dash!"
"- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór."
"- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór."
"To nie tak miało być. Marzenia legły w gruzach. Ma kariera miała się skończyć na stadionie Genesis. Miałem być wybrańcem, reprezentantem ludzkości w tak prestiżowej imprezie"...
Poznajcie Otto von Killsvagena. Wielki piłkarz; ktoś, kto swą niesamowitą grą i nieziemskim dryblingiem przyciągał wzrok każdego, a także odciągał krytyków od debatowania na temat przedłużających się opóźnień ZFN co do planu "EARTH GF". Jego osiągi były nieosiągalne dla innych. Jednak jego wielkość nie kończyła się na boisku- akcje humanitarne oraz pochodzenie z biedoty sprawiło, że ów zawodnik stał się wzorem dla każdego zaniedbanego dziecka. Każdy marzył "być Killsvagenem" i dokonywać cudów...
Niestety- nie można żyć cały czas opartym o koło fortuny. 2240 rok okazał się początkiem końca najbardziej znanego piłkarza. Jeden mecz, jeden faul, jedno uderzenie, które zmieniło wszystko. Na początku mówiono tylko o poważnym uszkodzeniu kolana- później zauważano coraz więcej uszkodzeń. Tygodnie rehabilitacji stawały się miesiącami, a potem latami. Po wielu operacjach Killsvagen mógł nareszcie stanąć na nogi... w 2246. Wydał cały swój majątek aby powrócić do zawodu piłkarza- lecz gdy był gotów, okazało się że nikt na niego nie czeka. Nic. Zapomnienie. Sława nie trwa wiecznie- dopiero wtedy to sobie uświadomił.
Próbował wszystkiego- chciał grał w amatorskich zespołach, jednak nikt nie chciał go przyjąć, gdyż bano się że zacznie żądać zarobków sprzed paru lat, gdy był wielkim graczem. Nie mógł liczyć na wsparcie silniejszych drużyn- został skreślony, gdyż "nikt po tak długiej kontuzji nie wraca do optymalnej formy". Nie miał pomysłu na życie- piłka nożna była dla niego wszystkim. Bolały go wspomnienia przeszłości i rozbudzone ambicje, gdy wszyscy mówili o nim jako o pewniaku na turniej Galactik Football. Niestety, wszystko przeminęło, a pewnego bezowocnego dnia 2250 roku "wielki" Killsvagen zdecydował odejść z hukiem.
Zdarzyło się to nocą z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego czerwca 2250 roku czasu ziemskiego.
Most Pięciu Pokoleń- północny most Warsaw City, znany z największej ilości samobójców, którzy skakali z tego obiektu. Doszło do tego, że zamontowano kamerę, aby spragnieni emocji internauci oczekiwali na akty śmierci. Na to samo zdecydował się Killsvagen- wydał wszystko co miał aby dotrzeć na ten obiekt. Być może jego odejście z tego świata w "ten" sposób pozwoli ocalić od zniknięcia w zapomnieniu. Dotarł o zmroku, był gotowy na ostatnie sekundy życia, nie rozmyślał- zbyt wiele dni cierpiał w samotności, nie czuł strachu przed śmiercią. Chciał już skakać, gdy usłyszał kroki. "O tej porze mogę spotkać tylko samobójcę"- pomyślał. Lecz nagle usłyszał głos:
- Wielki Killsvagen, najlepszy piłkarz, jaki grał na ziemskich boiskach. Człowiek znany przez całą Ziemię. Wzór gracza i człowieka idealnego kończy swe życie dając satysfakcję internautom. Wiesz co? Może jest to natrętne czepiać się życia zupełnie obcej osoby, ale uważam że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób.
- A więc co mam zrobić? Zapomniany przez każdego, który mnie kiedyś kochał- teraz jestem nikim!
- Posłuchaj- nieznajomy zamilknął przez chwilę układając myśli, po czym kontynuował- mam dla ciebie propozycję. Nie wiem w jakiej jesteś formie, lecz masz coś, czego nie mają inni- ogromne doświadczenie. Tworzę drużynę i w tym momencie pilnie potrzebuję zawodnika nie tyle zdolnego, co doświadczonego. Zacząłem szukać wszędzie- wtedy to znalazłem wzmiankę o tobie. Kiedy jednak odkryłem twe prawdziwe losy- uznałem że odnalezienie ciebie to priorytet.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat tutaj?
- Wybacz, lecz to nie czas i miejsce na temat mej osoby. Najważniejszy jesteś "ty". Będziesz mógł grać w drużynie, wreszcie kopać piłkę z dość dobrymi zawodnikami, a przy odrobinie szczęścia- spełnić swe marzenia. Mam nadzieję że zrozumiałeś mnie, czyż nie?
- Tak- odpowiedział Killsvagen, po czym odszedł od barierki i zapytał się- To kiedy zaczynacie treningi?
- Jutro. O godzinie dziesiątej. Wybacz muszę lecieć, lecz nie zostawię cię bez niczego w tak wielkim mieście.
Gdy nieznajomy to powiedział, zaczął grzebać w kieszeni szukając czegoś. Po chwili wyciągnął parę banknotów i kartkę. Podszedł do niedoszłego samobójcy, i podając mu rzekł:
- To dla ciebie. Na nocleg i normalne wyżywienie. A ta kartka to adres miejsca, na które jutro przyjdziesz. Wybacz, śpieszę się niezwłocznie.
Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, jednak gdy odszedł parędziesiąt kroków, obrócił się i krzyknął do wciąż zamurowanego Killsvagena:
-Jeszcze jedno- wiem wiele o tobie, lecz ty o mnie nie wiesz nic. Na razie wystarczy tobie me imię. Zwą mnie Luk. Miło mi było ciebie poznać i uratować od samobójczej próby. Do zobaczenia jutro!
Po paru minutach Killsvagen ocknął się. Na początku myślał że to sen, lecz zawartość znajdująca się w dłoni wcale nie znikła. Porzucił samobójstwo. Zdecydował się zaryzykować W końcu żyje się tylko raz...
Następnego dnia Killsvagen, po skorzystaniu z usług hotelowej łazienki, ruszył w stronę miejsca wskazanego przez adres. Droga była bardzo skomplikowana- okazało się, że trzeba było przejechać pół Warsaw City, aby dostać się w miejsce docelowe. Gdy dotarł, ujrzał przed sobą... szkołę. Tam czekała grupka osób ubrana w sportowe ciuchy- widać musieli to być ci "dość zdolni" zawodnicy. Postanowił zachować odległość- nie chciał zwracać na siebie uwagi. Jednak mógł słyszeć ich rozmowę, a raczej jej brak. Widać, nie tylko on nie znał ich, ale oni nie mieli jakiegokolwiek kontaktu między sobą. Po chwili usłyszał kroki- ktoś chyba szedł w stronę grupy. Od razu zagadał z pewnością siebie. To na pewno był Luk. Po chwili zebrał wszystkich i kazał iść na salę gimnastyczną, a następnie warknął:
- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!
Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie reszty- nikt się nie spodziewał że na trening przyjdzie sam Killsvagen. Jednak nie zmieniło to nastroju w grupie. Wszyscy prężnie przygotowali się do treningu i niczym maszyny weszli punktualnie na boisko znajdujące się w ogromnej hali. Tam już czekał na nich Luk, lekko znużony i niewyspany.
- Okej, to już wszyscy są... nie- brak Jamala, ale na niego nie czekamy. On i tak nic nie zrobi. A wy... 10 kółek, rozgrzewka, a na koniec podpór leżąc przodem- tak, chodzi o pompki. I macie na to... 10 minut? Kto nie zdąży powtarza ćwiczenia!
Nikt nie lekceważył zadań- same kółka zajmowały sporo czasu, a co dopiero rozciągniecie całego ciała czy mordercze pompki. Gdy wszyscy wykonali to ćwiczenie, Lukas spojrzał na stoper i rzekł:
-Dobra, zajęło to wam 10 minut i sekundę. Więc robimy to jeszcze raz, tyle że szybciej...
Po dwóch godzinach zziajani i wykończeni zawodnicy osiągnęli wymarzony wynik poniżej 10 minut. Niektórzy nie kryli oburzenia:
- My mieliśmy grać, a nie bawić się w jakiś bieg katorżnika- jęknął Dash.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż dążyć do samo- wykończenia- dołączył się Tony.
Niestety, usłyszał to Luk:
- Dash i Tony, patrzę że macie dużo siły, a te krańce boiska są jakoś nierówne. Moglibyście po nich pobiegać tak... z 20 minut?- zapytał ironicznie.
Wszyscy zrozumieli sarkazm i patrzyli jak dwójka krnąbrnych zawodników sprawdza "równość boiska". Kiedy kara została wykonana, a wszyscy odpoczęli, Luk odszedł na bok, zadzwonił do kogoś, pogadał i wrócił do grona wycieńczonych graczy.
- Mam dwie wiadomości- dobrą i złą. Którą wolicie?
Grupa jęknęła "dobrą..." więc Luk odpowiedział:
- Mam przepustki do LUKA-TEKU!- jego nowina jakoś nie wzbudziła entuzjazmu.
- Ale w końcu każdy wie, że LUKA-TEK to dno. Teraz rządzi NeoTech na każdej linii, spójrz nawet jaką mają drużynę...- zaczął CJ, lecz spotkało się to z szybką kontrą Luka.
- Zauważcie, jaka jest historia NeoTechu, a jaka LUKA-TEKU. Pierwszy postawił na komercję i najlepsze pomysły z galaktyki. LUKA-TEK zaś wykorzystywał najbardziej praktyczne pomysły oraz miał możliwość zapoznania się z "gwiezdnym prezentem" jako pierwsza korporacja. No cóż, czasy świetności minęły, ale warto odwiedzić to miejsce. Co więcej, załatwiłem parę przedmiotów przydatnych dla zespołu, które będę musiał stamtąd odebrać...
- Dobra, dobra- przerwała Skylar- to jaka jest ta zła wiadomość?
- Lubicie psuć sobie humor? Okej- jutro te same ćwiczenia, lecz tym razem robicie to w 9 minut.
Żal i ból wywołane tymi słowami są nie do opisania.
Po godzinie tułaczki metrem grupka zawodników z Lukiem na czele dociera do bram wielkiego gmachu witającego ogromnym neonem "LUKA-TEK Industries". Jednak zniszczone mury oraz dość ponura atmosfera tego miejsca nie zachęcała do odwiedzin.
- Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Dash błagalnym tonem
- Każdy może sobie pójść, lecz niech nie liczy na to że jutro go wpuszczę na trening.
- Okej, trenerze.
Po chwili Luk uruchomił dzwonek, zaś w ekraniku pojawił się wartownik,który zmęczonym głosem wyrzucił z siebie słowa:
- Witamy w LUKA-TEK Industries- bramie ku lepszej przyszłości. W czym mogę służyć?
- Przyszliśmy w celu spotkania się i odebrania przesyłki numer...- tu Luk zaczął grzebać w kieszeniach, by po chwili wyciągnąć pogiętą szarą kartkę- 55DGH0A. Można wejść?
- Jasne, tu i tak się nic nie dzieje...
Kiedy "turyści" przeszli przez długi korytarz łączący bramę z wejściem do budynku, dotarli do głównej hali LUKA-TEKU. Widok był przygnębiający- tak naprawdę z wielkiej i znanej marki pozostała sama nazwa oraz świetlana przeszłość. Okres wielkości tej firmy zaczął się z odnalezieniem "Iskry"- tak zwano artefakt, który pozwolił wskoczyć ludziom na nowy poziom rozwoju technologicznego. Kiedy się to skończyło. Gdy pojawił się NeoTech- zakład, który dążył do przekazania galaktycznej myśli technologicznej poprzez niskie koszty. LUKA-TEK dążył do ciężkiej i długiej pracy, lecz gwarantował jakość, jednak spragnieni nowości Ziemianie szybko wybrali NeoTech, zaś LUKA-TEK zaczął obumierać. Pracowali w nim już tylko fanatycy oraz ci, którzy kochali tę firmę od wielu lat. Niestety taka kolej rzeczy- słabszy odpada z walki o rynek, by umrzeć powolną śmiercią.
- To gdzie mamy się kierować z zamówieniem?- zapytał Luk.
- Do skrzydła D2... znaczy prosto, a jak dotrzecie to wielkiego żelaznego złomu to w prawo- odparł bez życia wartownik.
- Po chwili zwiedzający dotarli do miejsca odebrania przesyłki- w skrzydle D2, zwanym "eksperymentalnym" znajdowało się dwoje ludzi- jeden w zniszczonym garniturze sprawiał wrażenie rządzić całym interesem. Drugi zaś miał na sobie kitel laboratoryjny i wyglądał na naukowca pełnego zapału, gdyż w rozmowie między obydwoma to drugi mówił częściej. Po chwili Luk zaczepił rozmawiających.
- Przepraszam, miałem odebrać przesyłkę...
- Nie musisz męczyć się z szukaniem kartki- to jedyne zlecenie LUKA-TEKU.. ehh- odparł "rządzący"
- Zaraz zaraz, czy pan nie jest przypadkiem tym znanym Garstonem?
- Tak, Garstone to ja- wielki prezes LUKA-TEKU, firmy którą utrzymuje tylko sama nazwa oraz zapał ludzi. Niestety, tak to wygląda. Jeszcze parę lat tamu miałem biuro, cały kadrę mądrych głów i jakieś perspektywy. Teraz- nie mam nic oprócz parudziesięciu ludzi, przy czym tylko połowa ma jakiekolwiek doświadczenie techniczne. Sam rzuciłbym to w diabły, lecz żal mi tych trzydziestu lat pracy. Zresztą, co będę się rozczulać- czujcie się jak u siebie w domu, gdyż nikt nie odwiedził tego miejsca od paru lat.
- Chciałbym zobaczyć tą całą przesyłkę- jestem ciekaw co to jest.
- Jasne. Drogi Morrisie- dyrektor LUKA-TEKU zwraca się do naukowca- poprowadź grupę do przesyłki.
- Okej szefie.
Po chwili wszyscy ruszyli wgłąb zakładu. Luk zaczął pogawędkę z Morrisem- okazało się że ten trzydziestoletni naukowiec LUKA-TEKU jest tu od paru lat i pracuje nad wieloma projektami. Na dodatek zna się dobrze na programowaniu- był tak zdolny, że otrzymał parę propozycji z NeoTechu, lecz zawsze odpowiadał im że "Marzyłem o pracy w LUKA-TEKU i zdania nie zmienię". Miłą rozmowę przerwało wejście do mniejszej hali, gdzie znajdował się gigantyczny sześcian. Nie pasował do brudnego otoczenia- blask bryły skutecznie kontrastował z wszędobylskim mrokiem.
- A więc to jest ten słynny holotrener, tak?- zapytał Luk.
- Jasne- paru gości wchodziło tam do środka. Wszystko działa jak należy, żadnych usterek lecz jest jedna wada.
- Jaka- zapytał zainteresowany Flash
- Potrzeba kogoś, kto będzie kontrolował jej działanie. Niby inna technologia, o niebo lepsza od ziemskiej, ale ma tendencje do rozsypywania programów treningowych. Zawsze musi być ktoś z zewnątrz, który będzie pilnować aby nic się nie schrzaniło.
- Zaraz- w końcu znasz się na sprzęcie- zauważył Flash- może mógłbyś obsłużyć to cudo
- Dla mnie nie byłoby problemu lecz patrząc na waszego przełożonego- znacząco zwraca wzrok na Luka- z pewnością weźmiecie ten sprzęt gdzieś do siebie.
- Wiesz, zasadniczo przydałby się nam technik do drużyny, jednak nie wiem czy dałbyś sobie radę pracować na dwa fronty. Myślę, że Garstone nie miałby nic przeciwko...- odparł Luk
- No to co? Zbieramy maszynę?- zapytał podekscytowany Morris- gdzie ją wieziemy?
- Poczekaj poczekaj!- hamuje go Luk- Ile zajmie przeniesienie tego... holotrenera?
- Spokojnie, to tylko dwa, góra trzy tygodnie...
- Aha- za dwa tygodnie to my gramy pierwszy mecz. Posłuchaj- czas nas goni. Możesz pokazać resztę?
- Jasne- odpowiedział Morris- tutaj masz resztę naszych produktów. Z pewnością są lepsze od NeoTechu, ba, są tylko o klasę gorsze od galaktycznych oryginałów.
Wyciąga z metalowej skrzyni parę piłek a także sporą ilość trykotów, które w niczym nie przypominają normalnych ziemskich strojów sportowych.
- Można je spokojnie przemalować na ulubione kolory- taka technologia. Wzmocnione elementy skutecznie ochraniają przed kontuzjami...
Jednak nikt go nie słuchał- wszyscy przeglądali nowe stroje, a także zaczęli sprawdzać piłki. To było coś nowego dla tych, którzy nigdy nie posiadali prawdziwego sportowego sprzętu. Euforia trwałaby dłużej, lecz Luk zebrał wszystkich, podziękował Morrisowi, przy okazji zabierając kontakt do niego "aby mieć źródło informacji w sprawie przenosin holotrenera poza LUKA-TEK", po czym wszyscy wyszli a następnie rozeszli się w swoje strony.
Kolejne dni to jeszcze więcej treningów- zawodnicy ubrani w nowy sprzęt zaczęli pierwsze treningi z piłką. Było to zupełnie nowe doznanie, lecz szybko wszyscy "poczuli" ubiór i zaczęli grać na swoim poziomie. Katorżnicze treningi mieszane z szybkimi gierkami pozwalały wczuć się zawodnikom w rożne taktyki. Jak to mówił Luk- "Nie jesteście może zespołem, o jakim marzę, lecz jesteście na dobrej drodze by tę opinię zmienić".
Jednak sam trener zespołu nie kończył swego dnia na treningach- po pierwszym dniu ćwiczeń ruszył od razu do siedziby Ligi Ziemskiej, a konkretniej do Wydziału Turnieju Kwalifikacyjnego. Cel oczywisty- zgłosić zespół. Wszystko było w porządku do momentu pytania o stadion. Dopiero wtedy Luka olśniło- tak naprawdę nie mają stadionu! Próbował jakoś negocjować lecz usłyszał:
- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!
- Ale jeśli zarezerwuje stadion a dzień przed meczem będę pewny że ten stadion należy do mego zespołu, to nic się nie stanie?
- Raczej nie- delegaci z reguły przychodzą na stadion w dzień meczu.
- To chciałbym zarejestrować zespół.
- Jeszcze jedno- nazwa tej drużyny?
- Jeszcze jej nie ma- przekażę delegatowi podczas meczu- po czym Luk szybko opuścił gmach. Tak- pozostało mu tylko dwa tygodnie, aby zarejestrować jakikolwiek stadion. I tak spędzał dnie po treningach- na poszukiwaniach obiektu, gdzie jego zespół zagra. Niestety, gdziekolwiek był- wszędzie go witano słowem "Zajęte". Nie miał pomysłu.
Tydzień po pierwszym treningu wygarnął zespołowi to, co go gnebiło:
- Posłuchajcie, jest sprawa. Nie wiem czy zagramy w turnieju...
- Czemu?!- wszyscy zareagowali żywo
- Gdyż... mamy problem z boiskiem. Potrzebujemy stadionu pół-gwiazdkowego czyli ze sztuczną murawą, jakimkolwiek oświetleniem, zegarem oraz dwiema niezniszczonymi bramkami. Zna ktoś takowe jeszcze niezajęte boisko?
Po chwili milczenia odpowiedział Dash:
- A nasz "Uliczniak"? Wiem że nie ma wielu rzeczy wcześniej wymienionych, ale tak naprawdę nadaje się do gry, co nie?
- Trzeba byłoby przeliczyć i zainwestować trochę kasy, ale czemu nie?
- No i trzeba sprawdzić czy nikt nie zajął tego boiska...
Wszystko szło zgodnie z planem. Holotrener niedługo miał wydostać się z gmachu LUKA- TEKU, piłkarzom szło coraz lepiej, a dobre zagospodarowanie pieniędzmi Luka gwarantowało zamontowanie elementów potrzebnych dla "Uliczniaka". Niestety, pojawiły się plotki, że w miejsce "niezwyciężonego tria" pojawiła się jakaś nowa siła na ulicznym boisku. Trzeba było to sprawdzić. Luk wraz ze wsparciem CJ'a, Dasha i Flasha ruszył w stronę "Uliczniaka". Gdy dotarli na arenę, zobaczyli zespół... dziewczyn. Tak to był zespół dziewczyn zaś na siatce zamontowane było logo "Wild Catz".
- Co?! Baby?! Na naszym boisku?!- zaczął lamentować Dash i chciał ruszyć na boisko, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go CJ. I to był dobry wybór, gdyż nagle jedna z piłek przeleciał tuż przy głowie krnąbrnego zawodnika.
- Wow, co jak co, ale grają nieźle- przyznał Luk- szybkie podania i agresywne wejścia. Z nimi nie będzie tak łatwo grać...
- A czemu mamy grać z babami?- Dash zareagował żywo na słowa trenera.
- Z jednej strony to nasze boisko, lecz z drugiej strony plotki latały dość długo, więc ćwiczą od sporego czasu na tym boisku.Idę pogadać.
Luk poszedł w stronę zawodniczek Wild Catz. Rozmawiał bardzo długo, lecz wrócił do trójki z wyraźnym zadowoleniem.
-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być! Jutro, o godzinie dwudziestej! Pięciu na pięciu, gdyż te boisko jest za słabe na pełne składy. Możecie przekazać reszcie, że jutro nie będzie katorżniczej rozgrzewki, a ćwiczenia mentalne, w końcu czeka nas pierwszy mecz o życie. Żegnam!- po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaków, którzy wkrótce rozeszli się do domów, wcześniej oglądając bardzo dobrą grę zawodniczek "Wild Catz". Jutro czeka wszystkich ciężki dzień..
Poznajcie Otto von Killsvagena. Wielki piłkarz; ktoś, kto swą niesamowitą grą i nieziemskim dryblingiem przyciągał wzrok każdego, a także odciągał krytyków od debatowania na temat przedłużających się opóźnień ZFN co do planu "EARTH GF". Jego osiągi były nieosiągalne dla innych. Jednak jego wielkość nie kończyła się na boisku- akcje humanitarne oraz pochodzenie z biedoty sprawiło, że ów zawodnik stał się wzorem dla każdego zaniedbanego dziecka. Każdy marzył "być Killsvagenem" i dokonywać cudów...
Niestety- nie można żyć cały czas opartym o koło fortuny. 2240 rok okazał się początkiem końca najbardziej znanego piłkarza. Jeden mecz, jeden faul, jedno uderzenie, które zmieniło wszystko. Na początku mówiono tylko o poważnym uszkodzeniu kolana- później zauważano coraz więcej uszkodzeń. Tygodnie rehabilitacji stawały się miesiącami, a potem latami. Po wielu operacjach Killsvagen mógł nareszcie stanąć na nogi... w 2246. Wydał cały swój majątek aby powrócić do zawodu piłkarza- lecz gdy był gotów, okazało się że nikt na niego nie czeka. Nic. Zapomnienie. Sława nie trwa wiecznie- dopiero wtedy to sobie uświadomił.
Próbował wszystkiego- chciał grał w amatorskich zespołach, jednak nikt nie chciał go przyjąć, gdyż bano się że zacznie żądać zarobków sprzed paru lat, gdy był wielkim graczem. Nie mógł liczyć na wsparcie silniejszych drużyn- został skreślony, gdyż "nikt po tak długiej kontuzji nie wraca do optymalnej formy". Nie miał pomysłu na życie- piłka nożna była dla niego wszystkim. Bolały go wspomnienia przeszłości i rozbudzone ambicje, gdy wszyscy mówili o nim jako o pewniaku na turniej Galactik Football. Niestety, wszystko przeminęło, a pewnego bezowocnego dnia 2250 roku "wielki" Killsvagen zdecydował odejść z hukiem.
Zdarzyło się to nocą z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego czerwca 2250 roku czasu ziemskiego.
Most Pięciu Pokoleń- północny most Warsaw City, znany z największej ilości samobójców, którzy skakali z tego obiektu. Doszło do tego, że zamontowano kamerę, aby spragnieni emocji internauci oczekiwali na akty śmierci. Na to samo zdecydował się Killsvagen- wydał wszystko co miał aby dotrzeć na ten obiekt. Być może jego odejście z tego świata w "ten" sposób pozwoli ocalić od zniknięcia w zapomnieniu. Dotarł o zmroku, był gotowy na ostatnie sekundy życia, nie rozmyślał- zbyt wiele dni cierpiał w samotności, nie czuł strachu przed śmiercią. Chciał już skakać, gdy usłyszał kroki. "O tej porze mogę spotkać tylko samobójcę"- pomyślał. Lecz nagle usłyszał głos:
- Wielki Killsvagen, najlepszy piłkarz, jaki grał na ziemskich boiskach. Człowiek znany przez całą Ziemię. Wzór gracza i człowieka idealnego kończy swe życie dając satysfakcję internautom. Wiesz co? Może jest to natrętne czepiać się życia zupełnie obcej osoby, ale uważam że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób.
- A więc co mam zrobić? Zapomniany przez każdego, który mnie kiedyś kochał- teraz jestem nikim!
- Posłuchaj- nieznajomy zamilknął przez chwilę układając myśli, po czym kontynuował- mam dla ciebie propozycję. Nie wiem w jakiej jesteś formie, lecz masz coś, czego nie mają inni- ogromne doświadczenie. Tworzę drużynę i w tym momencie pilnie potrzebuję zawodnika nie tyle zdolnego, co doświadczonego. Zacząłem szukać wszędzie- wtedy to znalazłem wzmiankę o tobie. Kiedy jednak odkryłem twe prawdziwe losy- uznałem że odnalezienie ciebie to priorytet.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat tutaj?
- Wybacz, lecz to nie czas i miejsce na temat mej osoby. Najważniejszy jesteś "ty". Będziesz mógł grać w drużynie, wreszcie kopać piłkę z dość dobrymi zawodnikami, a przy odrobinie szczęścia- spełnić swe marzenia. Mam nadzieję że zrozumiałeś mnie, czyż nie?
- Tak- odpowiedział Killsvagen, po czym odszedł od barierki i zapytał się- To kiedy zaczynacie treningi?
- Jutro. O godzinie dziesiątej. Wybacz muszę lecieć, lecz nie zostawię cię bez niczego w tak wielkim mieście.
Gdy nieznajomy to powiedział, zaczął grzebać w kieszeni szukając czegoś. Po chwili wyciągnął parę banknotów i kartkę. Podszedł do niedoszłego samobójcy, i podając mu rzekł:
- To dla ciebie. Na nocleg i normalne wyżywienie. A ta kartka to adres miejsca, na które jutro przyjdziesz. Wybacz, śpieszę się niezwłocznie.
Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, jednak gdy odszedł parędziesiąt kroków, obrócił się i krzyknął do wciąż zamurowanego Killsvagena:
-Jeszcze jedno- wiem wiele o tobie, lecz ty o mnie nie wiesz nic. Na razie wystarczy tobie me imię. Zwą mnie Luk. Miło mi było ciebie poznać i uratować od samobójczej próby. Do zobaczenia jutro!
Po paru minutach Killsvagen ocknął się. Na początku myślał że to sen, lecz zawartość znajdująca się w dłoni wcale nie znikła. Porzucił samobójstwo. Zdecydował się zaryzykować W końcu żyje się tylko raz...
Następnego dnia Killsvagen, po skorzystaniu z usług hotelowej łazienki, ruszył w stronę miejsca wskazanego przez adres. Droga była bardzo skomplikowana- okazało się, że trzeba było przejechać pół Warsaw City, aby dostać się w miejsce docelowe. Gdy dotarł, ujrzał przed sobą... szkołę. Tam czekała grupka osób ubrana w sportowe ciuchy- widać musieli to być ci "dość zdolni" zawodnicy. Postanowił zachować odległość- nie chciał zwracać na siebie uwagi. Jednak mógł słyszeć ich rozmowę, a raczej jej brak. Widać, nie tylko on nie znał ich, ale oni nie mieli jakiegokolwiek kontaktu między sobą. Po chwili usłyszał kroki- ktoś chyba szedł w stronę grupy. Od razu zagadał z pewnością siebie. To na pewno był Luk. Po chwili zebrał wszystkich i kazał iść na salę gimnastyczną, a następnie warknął:
- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!
Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie reszty- nikt się nie spodziewał że na trening przyjdzie sam Killsvagen. Jednak nie zmieniło to nastroju w grupie. Wszyscy prężnie przygotowali się do treningu i niczym maszyny weszli punktualnie na boisko znajdujące się w ogromnej hali. Tam już czekał na nich Luk, lekko znużony i niewyspany.
- Okej, to już wszyscy są... nie- brak Jamala, ale na niego nie czekamy. On i tak nic nie zrobi. A wy... 10 kółek, rozgrzewka, a na koniec podpór leżąc przodem- tak, chodzi o pompki. I macie na to... 10 minut? Kto nie zdąży powtarza ćwiczenia!
Nikt nie lekceważył zadań- same kółka zajmowały sporo czasu, a co dopiero rozciągniecie całego ciała czy mordercze pompki. Gdy wszyscy wykonali to ćwiczenie, Lukas spojrzał na stoper i rzekł:
-Dobra, zajęło to wam 10 minut i sekundę. Więc robimy to jeszcze raz, tyle że szybciej...
Po dwóch godzinach zziajani i wykończeni zawodnicy osiągnęli wymarzony wynik poniżej 10 minut. Niektórzy nie kryli oburzenia:
- My mieliśmy grać, a nie bawić się w jakiś bieg katorżnika- jęknął Dash.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż dążyć do samo- wykończenia- dołączył się Tony.
Niestety, usłyszał to Luk:
- Dash i Tony, patrzę że macie dużo siły, a te krańce boiska są jakoś nierówne. Moglibyście po nich pobiegać tak... z 20 minut?- zapytał ironicznie.
Wszyscy zrozumieli sarkazm i patrzyli jak dwójka krnąbrnych zawodników sprawdza "równość boiska". Kiedy kara została wykonana, a wszyscy odpoczęli, Luk odszedł na bok, zadzwonił do kogoś, pogadał i wrócił do grona wycieńczonych graczy.
- Mam dwie wiadomości- dobrą i złą. Którą wolicie?
Grupa jęknęła "dobrą..." więc Luk odpowiedział:
- Mam przepustki do LUKA-TEKU!- jego nowina jakoś nie wzbudziła entuzjazmu.
- Ale w końcu każdy wie, że LUKA-TEK to dno. Teraz rządzi NeoTech na każdej linii, spójrz nawet jaką mają drużynę...- zaczął CJ, lecz spotkało się to z szybką kontrą Luka.
- Zauważcie, jaka jest historia NeoTechu, a jaka LUKA-TEKU. Pierwszy postawił na komercję i najlepsze pomysły z galaktyki. LUKA-TEK zaś wykorzystywał najbardziej praktyczne pomysły oraz miał możliwość zapoznania się z "gwiezdnym prezentem" jako pierwsza korporacja. No cóż, czasy świetności minęły, ale warto odwiedzić to miejsce. Co więcej, załatwiłem parę przedmiotów przydatnych dla zespołu, które będę musiał stamtąd odebrać...
- Dobra, dobra- przerwała Skylar- to jaka jest ta zła wiadomość?
- Lubicie psuć sobie humor? Okej- jutro te same ćwiczenia, lecz tym razem robicie to w 9 minut.
Żal i ból wywołane tymi słowami są nie do opisania.
Po godzinie tułaczki metrem grupka zawodników z Lukiem na czele dociera do bram wielkiego gmachu witającego ogromnym neonem "LUKA-TEK Industries". Jednak zniszczone mury oraz dość ponura atmosfera tego miejsca nie zachęcała do odwiedzin.
- Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Dash błagalnym tonem
- Każdy może sobie pójść, lecz niech nie liczy na to że jutro go wpuszczę na trening.
- Okej, trenerze.
Po chwili Luk uruchomił dzwonek, zaś w ekraniku pojawił się wartownik,który zmęczonym głosem wyrzucił z siebie słowa:
- Witamy w LUKA-TEK Industries- bramie ku lepszej przyszłości. W czym mogę służyć?
- Przyszliśmy w celu spotkania się i odebrania przesyłki numer...- tu Luk zaczął grzebać w kieszeniach, by po chwili wyciągnąć pogiętą szarą kartkę- 55DGH0A. Można wejść?
- Jasne, tu i tak się nic nie dzieje...
Kiedy "turyści" przeszli przez długi korytarz łączący bramę z wejściem do budynku, dotarli do głównej hali LUKA-TEKU. Widok był przygnębiający- tak naprawdę z wielkiej i znanej marki pozostała sama nazwa oraz świetlana przeszłość. Okres wielkości tej firmy zaczął się z odnalezieniem "Iskry"- tak zwano artefakt, który pozwolił wskoczyć ludziom na nowy poziom rozwoju technologicznego. Kiedy się to skończyło. Gdy pojawił się NeoTech- zakład, który dążył do przekazania galaktycznej myśli technologicznej poprzez niskie koszty. LUKA-TEK dążył do ciężkiej i długiej pracy, lecz gwarantował jakość, jednak spragnieni nowości Ziemianie szybko wybrali NeoTech, zaś LUKA-TEK zaczął obumierać. Pracowali w nim już tylko fanatycy oraz ci, którzy kochali tę firmę od wielu lat. Niestety taka kolej rzeczy- słabszy odpada z walki o rynek, by umrzeć powolną śmiercią.
- To gdzie mamy się kierować z zamówieniem?- zapytał Luk.
- Do skrzydła D2... znaczy prosto, a jak dotrzecie to wielkiego żelaznego złomu to w prawo- odparł bez życia wartownik.
- Po chwili zwiedzający dotarli do miejsca odebrania przesyłki- w skrzydle D2, zwanym "eksperymentalnym" znajdowało się dwoje ludzi- jeden w zniszczonym garniturze sprawiał wrażenie rządzić całym interesem. Drugi zaś miał na sobie kitel laboratoryjny i wyglądał na naukowca pełnego zapału, gdyż w rozmowie między obydwoma to drugi mówił częściej. Po chwili Luk zaczepił rozmawiających.
- Przepraszam, miałem odebrać przesyłkę...
- Nie musisz męczyć się z szukaniem kartki- to jedyne zlecenie LUKA-TEKU.. ehh- odparł "rządzący"
- Zaraz zaraz, czy pan nie jest przypadkiem tym znanym Garstonem?
- Tak, Garstone to ja- wielki prezes LUKA-TEKU, firmy którą utrzymuje tylko sama nazwa oraz zapał ludzi. Niestety, tak to wygląda. Jeszcze parę lat tamu miałem biuro, cały kadrę mądrych głów i jakieś perspektywy. Teraz- nie mam nic oprócz parudziesięciu ludzi, przy czym tylko połowa ma jakiekolwiek doświadczenie techniczne. Sam rzuciłbym to w diabły, lecz żal mi tych trzydziestu lat pracy. Zresztą, co będę się rozczulać- czujcie się jak u siebie w domu, gdyż nikt nie odwiedził tego miejsca od paru lat.
- Chciałbym zobaczyć tą całą przesyłkę- jestem ciekaw co to jest.
- Jasne. Drogi Morrisie- dyrektor LUKA-TEKU zwraca się do naukowca- poprowadź grupę do przesyłki.
- Okej szefie.
Po chwili wszyscy ruszyli wgłąb zakładu. Luk zaczął pogawędkę z Morrisem- okazało się że ten trzydziestoletni naukowiec LUKA-TEKU jest tu od paru lat i pracuje nad wieloma projektami. Na dodatek zna się dobrze na programowaniu- był tak zdolny, że otrzymał parę propozycji z NeoTechu, lecz zawsze odpowiadał im że "Marzyłem o pracy w LUKA-TEKU i zdania nie zmienię". Miłą rozmowę przerwało wejście do mniejszej hali, gdzie znajdował się gigantyczny sześcian. Nie pasował do brudnego otoczenia- blask bryły skutecznie kontrastował z wszędobylskim mrokiem.
- A więc to jest ten słynny holotrener, tak?- zapytał Luk.
- Jasne- paru gości wchodziło tam do środka. Wszystko działa jak należy, żadnych usterek lecz jest jedna wada.
- Jaka- zapytał zainteresowany Flash
- Potrzeba kogoś, kto będzie kontrolował jej działanie. Niby inna technologia, o niebo lepsza od ziemskiej, ale ma tendencje do rozsypywania programów treningowych. Zawsze musi być ktoś z zewnątrz, który będzie pilnować aby nic się nie schrzaniło.
- Zaraz- w końcu znasz się na sprzęcie- zauważył Flash- może mógłbyś obsłużyć to cudo
- Dla mnie nie byłoby problemu lecz patrząc na waszego przełożonego- znacząco zwraca wzrok na Luka- z pewnością weźmiecie ten sprzęt gdzieś do siebie.
- Wiesz, zasadniczo przydałby się nam technik do drużyny, jednak nie wiem czy dałbyś sobie radę pracować na dwa fronty. Myślę, że Garstone nie miałby nic przeciwko...- odparł Luk
- No to co? Zbieramy maszynę?- zapytał podekscytowany Morris- gdzie ją wieziemy?
- Poczekaj poczekaj!- hamuje go Luk- Ile zajmie przeniesienie tego... holotrenera?
- Spokojnie, to tylko dwa, góra trzy tygodnie...
- Aha- za dwa tygodnie to my gramy pierwszy mecz. Posłuchaj- czas nas goni. Możesz pokazać resztę?
- Jasne- odpowiedział Morris- tutaj masz resztę naszych produktów. Z pewnością są lepsze od NeoTechu, ba, są tylko o klasę gorsze od galaktycznych oryginałów.
Wyciąga z metalowej skrzyni parę piłek a także sporą ilość trykotów, które w niczym nie przypominają normalnych ziemskich strojów sportowych.
- Można je spokojnie przemalować na ulubione kolory- taka technologia. Wzmocnione elementy skutecznie ochraniają przed kontuzjami...
Jednak nikt go nie słuchał- wszyscy przeglądali nowe stroje, a także zaczęli sprawdzać piłki. To było coś nowego dla tych, którzy nigdy nie posiadali prawdziwego sportowego sprzętu. Euforia trwałaby dłużej, lecz Luk zebrał wszystkich, podziękował Morrisowi, przy okazji zabierając kontakt do niego "aby mieć źródło informacji w sprawie przenosin holotrenera poza LUKA-TEK", po czym wszyscy wyszli a następnie rozeszli się w swoje strony.
Kolejne dni to jeszcze więcej treningów- zawodnicy ubrani w nowy sprzęt zaczęli pierwsze treningi z piłką. Było to zupełnie nowe doznanie, lecz szybko wszyscy "poczuli" ubiór i zaczęli grać na swoim poziomie. Katorżnicze treningi mieszane z szybkimi gierkami pozwalały wczuć się zawodnikom w rożne taktyki. Jak to mówił Luk- "Nie jesteście może zespołem, o jakim marzę, lecz jesteście na dobrej drodze by tę opinię zmienić".
Jednak sam trener zespołu nie kończył swego dnia na treningach- po pierwszym dniu ćwiczeń ruszył od razu do siedziby Ligi Ziemskiej, a konkretniej do Wydziału Turnieju Kwalifikacyjnego. Cel oczywisty- zgłosić zespół. Wszystko było w porządku do momentu pytania o stadion. Dopiero wtedy Luka olśniło- tak naprawdę nie mają stadionu! Próbował jakoś negocjować lecz usłyszał:
- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!
- Ale jeśli zarezerwuje stadion a dzień przed meczem będę pewny że ten stadion należy do mego zespołu, to nic się nie stanie?
- Raczej nie- delegaci z reguły przychodzą na stadion w dzień meczu.
- To chciałbym zarejestrować zespół.
- Jeszcze jedno- nazwa tej drużyny?
- Jeszcze jej nie ma- przekażę delegatowi podczas meczu- po czym Luk szybko opuścił gmach. Tak- pozostało mu tylko dwa tygodnie, aby zarejestrować jakikolwiek stadion. I tak spędzał dnie po treningach- na poszukiwaniach obiektu, gdzie jego zespół zagra. Niestety, gdziekolwiek był- wszędzie go witano słowem "Zajęte". Nie miał pomysłu.
Tydzień po pierwszym treningu wygarnął zespołowi to, co go gnebiło:
- Posłuchajcie, jest sprawa. Nie wiem czy zagramy w turnieju...
- Czemu?!- wszyscy zareagowali żywo
- Gdyż... mamy problem z boiskiem. Potrzebujemy stadionu pół-gwiazdkowego czyli ze sztuczną murawą, jakimkolwiek oświetleniem, zegarem oraz dwiema niezniszczonymi bramkami. Zna ktoś takowe jeszcze niezajęte boisko?
Po chwili milczenia odpowiedział Dash:
- A nasz "Uliczniak"? Wiem że nie ma wielu rzeczy wcześniej wymienionych, ale tak naprawdę nadaje się do gry, co nie?
- Trzeba byłoby przeliczyć i zainwestować trochę kasy, ale czemu nie?
- No i trzeba sprawdzić czy nikt nie zajął tego boiska...
Wszystko szło zgodnie z planem. Holotrener niedługo miał wydostać się z gmachu LUKA- TEKU, piłkarzom szło coraz lepiej, a dobre zagospodarowanie pieniędzmi Luka gwarantowało zamontowanie elementów potrzebnych dla "Uliczniaka". Niestety, pojawiły się plotki, że w miejsce "niezwyciężonego tria" pojawiła się jakaś nowa siła na ulicznym boisku. Trzeba było to sprawdzić. Luk wraz ze wsparciem CJ'a, Dasha i Flasha ruszył w stronę "Uliczniaka". Gdy dotarli na arenę, zobaczyli zespół... dziewczyn. Tak to był zespół dziewczyn zaś na siatce zamontowane było logo "Wild Catz".
- Co?! Baby?! Na naszym boisku?!- zaczął lamentować Dash i chciał ruszyć na boisko, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go CJ. I to był dobry wybór, gdyż nagle jedna z piłek przeleciał tuż przy głowie krnąbrnego zawodnika.
- Wow, co jak co, ale grają nieźle- przyznał Luk- szybkie podania i agresywne wejścia. Z nimi nie będzie tak łatwo grać...
- A czemu mamy grać z babami?- Dash zareagował żywo na słowa trenera.
- Z jednej strony to nasze boisko, lecz z drugiej strony plotki latały dość długo, więc ćwiczą od sporego czasu na tym boisku.Idę pogadać.
Luk poszedł w stronę zawodniczek Wild Catz. Rozmawiał bardzo długo, lecz wrócił do trójki z wyraźnym zadowoleniem.
-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być! Jutro, o godzinie dwudziestej! Pięciu na pięciu, gdyż te boisko jest za słabe na pełne składy. Możecie przekazać reszcie, że jutro nie będzie katorżniczej rozgrzewki, a ćwiczenia mentalne, w końcu czeka nas pierwszy mecz o życie. Żegnam!- po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaków, którzy wkrótce rozeszli się do domów, wcześniej oglądając bardzo dobrą grę zawodniczek "Wild Catz". Jutro czeka wszystkich ciężki dzień..
W następnym odcinku...
"- Czas na pierwszy mecz: FlashBolts - WildCatz !!!"
"- Czy wy do jasnej cholery chcecie odpaść w dwadzieścia minut?!"
"- Nie chciałem do tego wracać, ale muszę..."
13.03.2011
Rozdział III- Nabór
W poprzednich odcinkach...
"- Już niedługo, i ja też tam będę…"
"- Wciąż myślisz o Turnieju?"
"Możesz wziąć udział w naborze, z którego zostanie wyłoniona czołówka, która ma szansę...
ZMIENIĆ ŚWIAT"
27 czerwca- dzień pełen słońca oraz budzących się wakacji. Jednak tylko najbogatszym dane jest odpoczywać. Reszta Ziemskiej Federacji Narodowej haruje za dość kiepskie pieniądze, aby tym, którzy są na wyższej pozycji żyło się lepiej. Niestety, taka jest prawda- pomimo ogromu rozwoju i pojawienia się na arenie galaktycznej naszej Niebieskiej Planety, to nadal wielkim problemem są kwestie nierozwiązane od setek lat, takie jak ubóstwo czy wielki podział pomiędzy rządzącymi, a rządzonymi. To niestety zabija ambicje tych, którzy mają marzenia i chcą zaistnieć w świecie. Jednak zawsze pozostaje nadzieja. Nadzieja, której nie można lekceważyć i która daje w zamian siłę pozwalającą przetrwać w szarym świecie.
Taką siłę miał Luk. Jeśli jej wyznacznikiem była liczba ulotek, to mógł się równać z najsilniejszymi. W dzielnicy, gdzie nie spojrzysz- ulotka. Tylko brakowało, aby reklamy naboru wlatywały do mieszkań. Jedno jest pewne- jeśli nie jesteś odosobnionym gburem, który nie rusza się spoza swego domu, to musiałeś się dowiedzieć o akcji nieznajomego ( gdyż tak naprawdę oprócz znanej nam trójki, nikt tego typa na oczy nie widział). Każdego interesował jednak nabór- to pierwsza sytuacja gdy ktoś nie latał z notesem po meczach piłkarskich, lecz zaczął szukać w miejscu, gdzie nadzieja i wiara w lepsze czasy dawno już zamarła...
Jednak powróćmy do samego dnia 27 czerwca 2250 roku. Flash,Dash i CJ, spotkawszy się na "Uliczniaku" i po zrobieniu porządnej rozgrzewki, ruszyli na plac przy ulicy Osiemnastej. Nigdy tam nie grali- każdy sektor miasta miał swoje boisko i tego się trzymał.
- Dawno nie chodziłem aż na Osiemnastą. Za daleko, choć boisko mają nowsze i lepsze- rzucił Dash licząc, że rozpocznie jakąkolwiek rozmowę.
Lecz nie usłyszał odpowiedzi- każdy myślał o tym, co przygotował im "ten" Luk, który niedawno zmiażdżył ich podczas gry na "Uliczniaku". Ta porażka nadal bolała, lecz nie zajmowała głowy bardziej niż pytanie: Co planuje ten człowiek? Przecież to jest chore,
żeby szukać talentów w wybrudzonych i szarych przedmieściach.
Po godzinie wędrówki i jazdy metrem, trójka ulicznych piłkarzy trafia na plac. I tam spotyka ich ogromny szok- na placu znajduje się tłum ludzi ubranych w stroje pseudo-sportowe.
- Nie do wiary- jęknął CJ- Tyle ludzi? Sugeruję wracać do domu, coś czuję, że tylko się skompromitujemy.
- Musimy spróbować- odpowiada Flash- jeśli teraz poddamy się i wrócimy, to nigdy nie będziemy najlepsi. Nawet jeśli okaże się, że potrafimy mało w stosunku do reszty, będzie to dla nas nauczka, że musimy jeszcze wiele poprawić w swej grze.
Nagle wszędzie słychać pisk głośników!
- Przepraszam najmocniej, sprzęt trochę się wyleżał i może trochę przeszkadzać.- trójka bohaterów poznaje ten głos, którego źródło staje na platformie i kontynuuje przemówienie- Witam bardzo serdecznie. Nazywam się Luk i to ja poobklejam pół miasta ulotkami aby rozgłosić cały nabór. Jednak najpierw zadam wam pytanie- czy jesteście gotowi, aby zaryzykować porzucenie pracy i dotychczasowego życia na rzecz bardzo ryzykownej akcji stworzenia zespołu, który będzie na pewno mierzyć wyżej niż jeden wygrany mecz w Turnieju Kwalifikacyjnym?
Tłum odpowiedział milczeniem.
- Rozumiem was, że nikt nie chce się chwalić, kim jest i jaki ma zawód. Więc sugeruję, aby ci, którzy nie są gotowi na takie poświęcenie wyszli z tego tłumu chętnych zawodników. Potrzebuję graczy, a nie chętnych do pogrywania. Oczywiście nie mam do was żadnego żalu, każdy ma swoje życie.
Po chwili połowa grupy rozeszła się. Niektórzy pokazywali swoje oburzenie, lecz spora cześć została by pooglądać sobie ten "przegląd talentów". Luk zaś zszedł z platformy, wyciągnął spory plik kartek i zwołał chętnych do wypełnienia ankiet. Pytania były dość dziwne, typu: "Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej? Nie chodzi mi o tą, na której grasz, lecz o której myślisz najczęściej" czy "Ulubiony smak dżemu?" Po godzinie uzupełniania kartek, Luk wrzucił je do dziwnego pudła, które wszystko przeliczyło i rozdało numerki z imionami. Luk rozdał je po czym krzyknął do megafonu:
- A teraz ustawcie się w siódemki wg numerków! Cały nabór będzie się rozgrywać na zasadzie krótkich dziesięciominutowych meczy. Od razu przestrzegam- zwycięstwo nic nie daje, liczy się tylko poziom gry! Może się okazać że wynik będzie "trzy do trzech" a tak naprawdę nikt mi się nie spodoba i wszyscy będą musieli opuścić nabór.
Ostatnie zdanie stało się prorocze. 4 pierwsze "sparingi" okazały się, ładnie mówiąc, gniotami, po których Luk musiał podziękować zawodnikom za grę, gdyż "To nie to czego szukam". W kolejnym meczu bierze udział CJ. Kiedy wchodzi na plac, słyszy za sobą gwizdy. Na to reaguje Luk:
- Jeśli w tym momencie któryś z zawodników pokazuje swój rasizm- cała jego drużyna odpada!- po chwili koordynator naboru podchodzi do CJ'a i szepcze mu- Niestety, rasizm nadal jest w mentalności wielu ludzi, lecz graj tak, jakbyś był głuchy na te wszystkie gwizdy. Dobry zawodnik to taki, którego docinki w ogóle nie ruszają.
Gwizdy od razu ucichły i zaczęło się spotkanie. Trafiły się dwie drużyny- obie praktycznie bez obrońców co oznaczało tylko jedno- jeśli ktoś zostanie wybrany po meczu to tylko napastnik lub bramkarz. Obie drużyny walczyły od bramki do bramki, lecz drużynie CJ'a brakowało zgrania i skuteczności, co mieli rywale. I tu wielkimi zdolnościami wykazał się czarnoskóry bramkarz- nie puścił ani jednej bramki, co w połączeniu z wieloma udanymi interwencjami robiło dobre wrażenie.
- I co ty na to, Maxwell?- zapytał Luk swego laptopa.
- Nie możesz nazywać mnie MAX-12245-WE-QKFJSx&&-LL, tylko tak po ludzku- "Maxwell"?- odpowiedział z wyrzutem przenośny komputer.
- Nie jesteś tutaj po to by krytykować me decyzje, gdyż takowa krytyka jest ignorowana przeze mnie. Wracając do bramkarzy...
- Do bramkarzy? No tak, ten czarnoskóry wyróżnia się i to znacząco. Pomimo tego, że podczas gwizdów jego puls podskoczył, co świadczyłoby o dość wielkiej podatności na stres, to po uspokojeniu się bronił jak natchniony. Skuteczność 100-procentowa mówi sama za siebie.
- To co? Sądzę, że mamy pierwszy nieoszlifowany diament. Mocny bramkarz to podstawa, a ten zdaje się być takim.
Po chwili Luk woła CJ'a i pyta się go:
- Słuchaj. Widzę że masz dość słabą głowę gdy czujesz presję, lecz widzę również w tobie materiał na bramkarza. Jestem gotów postawić na ciebie jeśli ty obiecasz, że dasz z siebie wszystko i trema cię nie zeżre. Jasne?
- J-j-j-asne. Czyli... jestem w drużynie?
- Jeśli tylko dasz z siebie wszystko w prawdziwym meczu.
Emocji towarzyszących pierwszemu wybranemu zawodnikowi nie trzeba opisywać. W końcu być w prawdziwej drużynie nie mając tak naprawdę żadnego doświadczenie zawodowego- to jak dar z nieba. Po chwili dość luźnej atmosfery Luk kontynuuje przegląd. Wcześniej pyta Maxwella:
- Co tym razem mamy?
- Mecz talentów- są ci twoi Dashwood i Flash w tej samej drużynie A. Jednak to nie jedyni ciekawi zawodnicy- w drużynie B mamy... Skylar- utalentowaną zawodniczkę o jeszcze większym ego. Została wyrzucona z pięciu amatorskich zespołów za niesportowe zachowanie- w każdej drużynie chciała być kapitanem i dążyła do tego po trupach. Jest jeszcze Tony- pomimo braku wiedzy o jego umiejętnościach, ma dość spory fanklub pełen fanek opisujących jego zabawę z piłką. Nie wiem ile w tym prawdy, lecz na pewno można zobaczyć więcej podczas meczu. -Ciekawe...- po czym Luk wstaje, bierze megafon i krzykiem ogłasza- Ten mecz może być jednym z lepszych więc przedłużam go o 10 minut. Niech talenty pokażą co potrafią.
- Co? Mam być obrońcą?- Dash w wyrzutami zmierza w stronę Luka, lecz w ostatniej chwili powstrzymuje go Flash.
- Posłuchaj, jesteśmy przyjaciółmi więc ci radzę, abyś się nie rzucał na Luka- powie tylko że nie masz odwagi podjąć wyzwania i wywali ciebie na zbity pysk. Musisz przyjąć to na klatę, a w razie czego... wiesz gdzie podawać.
- Eh, nie tak wyobrażałem sobie ten mecz, ale dobra- niech już tak będzie.
Po chwili wszyscy ustawiają się na polu gry. Flash przeciwko Toniemu, który nie sprawia wrażenia zainteresowanego grą. Słychać gwizdek Luka... i Flash przejmuje piłkę, podaje do pomocnika, który od razu traci piłkę na rzecz Skylar, która niemal rzuciła się na zawodnika. Jednak zamiast podawać do lepiej ustawionego napastnika, próbuje sama zdobyć bramkę, lecz wlatuje na próbującego przejąć piłkę Dasha...
- STOOOP!- słychać krzyk Luka- Zmiana!
- Hahaha, to było dopiero wejście smoka. Pewnie myślisz o tym samym co ja?- Rzuca z uradowaniem Maxwell.
- Eh, tak Maxwell- westchnął Luk, po czym mówi przez megafon- Niestety, ale musimy poprzestawiać drużyny, gdyż z tych ustawień wyszedłby tylko chaos i tak naprawdę nikt by tutaj ciekawego nie pokazał.
Następnie Luk przestawił "siódemki"- w jednej drużynie znaleźli się wszyscy wcześniej wymienieni zawodnicy. Na dodatek dorzuca do "drużyny talentów" jeszcze zawodniczkę- Mię o charakterystycznie jasnych i długich włosach. Po chwili mecz zaczyna się od nowa.
Taką siłę miał Luk. Jeśli jej wyznacznikiem była liczba ulotek, to mógł się równać z najsilniejszymi. W dzielnicy, gdzie nie spojrzysz- ulotka. Tylko brakowało, aby reklamy naboru wlatywały do mieszkań. Jedno jest pewne- jeśli nie jesteś odosobnionym gburem, który nie rusza się spoza swego domu, to musiałeś się dowiedzieć o akcji nieznajomego ( gdyż tak naprawdę oprócz znanej nam trójki, nikt tego typa na oczy nie widział). Każdego interesował jednak nabór- to pierwsza sytuacja gdy ktoś nie latał z notesem po meczach piłkarskich, lecz zaczął szukać w miejscu, gdzie nadzieja i wiara w lepsze czasy dawno już zamarła...
Jednak powróćmy do samego dnia 27 czerwca 2250 roku. Flash,Dash i CJ, spotkawszy się na "Uliczniaku" i po zrobieniu porządnej rozgrzewki, ruszyli na plac przy ulicy Osiemnastej. Nigdy tam nie grali- każdy sektor miasta miał swoje boisko i tego się trzymał.
- Dawno nie chodziłem aż na Osiemnastą. Za daleko, choć boisko mają nowsze i lepsze- rzucił Dash licząc, że rozpocznie jakąkolwiek rozmowę.
Lecz nie usłyszał odpowiedzi- każdy myślał o tym, co przygotował im "ten" Luk, który niedawno zmiażdżył ich podczas gry na "Uliczniaku". Ta porażka nadal bolała, lecz nie zajmowała głowy bardziej niż pytanie: Co planuje ten człowiek? Przecież to jest chore,
żeby szukać talentów w wybrudzonych i szarych przedmieściach.
Po godzinie wędrówki i jazdy metrem, trójka ulicznych piłkarzy trafia na plac. I tam spotyka ich ogromny szok- na placu znajduje się tłum ludzi ubranych w stroje pseudo-sportowe.
- Nie do wiary- jęknął CJ- Tyle ludzi? Sugeruję wracać do domu, coś czuję, że tylko się skompromitujemy.
- Musimy spróbować- odpowiada Flash- jeśli teraz poddamy się i wrócimy, to nigdy nie będziemy najlepsi. Nawet jeśli okaże się, że potrafimy mało w stosunku do reszty, będzie to dla nas nauczka, że musimy jeszcze wiele poprawić w swej grze.
Nagle wszędzie słychać pisk głośników!
- Przepraszam najmocniej, sprzęt trochę się wyleżał i może trochę przeszkadzać.- trójka bohaterów poznaje ten głos, którego źródło staje na platformie i kontynuuje przemówienie- Witam bardzo serdecznie. Nazywam się Luk i to ja poobklejam pół miasta ulotkami aby rozgłosić cały nabór. Jednak najpierw zadam wam pytanie- czy jesteście gotowi, aby zaryzykować porzucenie pracy i dotychczasowego życia na rzecz bardzo ryzykownej akcji stworzenia zespołu, który będzie na pewno mierzyć wyżej niż jeden wygrany mecz w Turnieju Kwalifikacyjnym?
Tłum odpowiedział milczeniem.
- Rozumiem was, że nikt nie chce się chwalić, kim jest i jaki ma zawód. Więc sugeruję, aby ci, którzy nie są gotowi na takie poświęcenie wyszli z tego tłumu chętnych zawodników. Potrzebuję graczy, a nie chętnych do pogrywania. Oczywiście nie mam do was żadnego żalu, każdy ma swoje życie.
Po chwili połowa grupy rozeszła się. Niektórzy pokazywali swoje oburzenie, lecz spora cześć została by pooglądać sobie ten "przegląd talentów". Luk zaś zszedł z platformy, wyciągnął spory plik kartek i zwołał chętnych do wypełnienia ankiet. Pytania były dość dziwne, typu: "Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej? Nie chodzi mi o tą, na której grasz, lecz o której myślisz najczęściej" czy "Ulubiony smak dżemu?" Po godzinie uzupełniania kartek, Luk wrzucił je do dziwnego pudła, które wszystko przeliczyło i rozdało numerki z imionami. Luk rozdał je po czym krzyknął do megafonu:
- A teraz ustawcie się w siódemki wg numerków! Cały nabór będzie się rozgrywać na zasadzie krótkich dziesięciominutowych meczy. Od razu przestrzegam- zwycięstwo nic nie daje, liczy się tylko poziom gry! Może się okazać że wynik będzie "trzy do trzech" a tak naprawdę nikt mi się nie spodoba i wszyscy będą musieli opuścić nabór.
Ostatnie zdanie stało się prorocze. 4 pierwsze "sparingi" okazały się, ładnie mówiąc, gniotami, po których Luk musiał podziękować zawodnikom za grę, gdyż "To nie to czego szukam". W kolejnym meczu bierze udział CJ. Kiedy wchodzi na plac, słyszy za sobą gwizdy. Na to reaguje Luk:
- Jeśli w tym momencie któryś z zawodników pokazuje swój rasizm- cała jego drużyna odpada!- po chwili koordynator naboru podchodzi do CJ'a i szepcze mu- Niestety, rasizm nadal jest w mentalności wielu ludzi, lecz graj tak, jakbyś był głuchy na te wszystkie gwizdy. Dobry zawodnik to taki, którego docinki w ogóle nie ruszają.
Gwizdy od razu ucichły i zaczęło się spotkanie. Trafiły się dwie drużyny- obie praktycznie bez obrońców co oznaczało tylko jedno- jeśli ktoś zostanie wybrany po meczu to tylko napastnik lub bramkarz. Obie drużyny walczyły od bramki do bramki, lecz drużynie CJ'a brakowało zgrania i skuteczności, co mieli rywale. I tu wielkimi zdolnościami wykazał się czarnoskóry bramkarz- nie puścił ani jednej bramki, co w połączeniu z wieloma udanymi interwencjami robiło dobre wrażenie.
- I co ty na to, Maxwell?- zapytał Luk swego laptopa.
- Nie możesz nazywać mnie MAX-12245-WE-QKFJSx&&-LL, tylko tak po ludzku- "Maxwell"?- odpowiedział z wyrzutem przenośny komputer.
- Nie jesteś tutaj po to by krytykować me decyzje, gdyż takowa krytyka jest ignorowana przeze mnie. Wracając do bramkarzy...
- Do bramkarzy? No tak, ten czarnoskóry wyróżnia się i to znacząco. Pomimo tego, że podczas gwizdów jego puls podskoczył, co świadczyłoby o dość wielkiej podatności na stres, to po uspokojeniu się bronił jak natchniony. Skuteczność 100-procentowa mówi sama za siebie.
- To co? Sądzę, że mamy pierwszy nieoszlifowany diament. Mocny bramkarz to podstawa, a ten zdaje się być takim.
Po chwili Luk woła CJ'a i pyta się go:
- Słuchaj. Widzę że masz dość słabą głowę gdy czujesz presję, lecz widzę również w tobie materiał na bramkarza. Jestem gotów postawić na ciebie jeśli ty obiecasz, że dasz z siebie wszystko i trema cię nie zeżre. Jasne?
- J-j-j-asne. Czyli... jestem w drużynie?
- Jeśli tylko dasz z siebie wszystko w prawdziwym meczu.
Emocji towarzyszących pierwszemu wybranemu zawodnikowi nie trzeba opisywać. W końcu być w prawdziwej drużynie nie mając tak naprawdę żadnego doświadczenie zawodowego- to jak dar z nieba. Po chwili dość luźnej atmosfery Luk kontynuuje przegląd. Wcześniej pyta Maxwella:
- Co tym razem mamy?
- Mecz talentów- są ci twoi Dashwood i Flash w tej samej drużynie A. Jednak to nie jedyni ciekawi zawodnicy- w drużynie B mamy... Skylar- utalentowaną zawodniczkę o jeszcze większym ego. Została wyrzucona z pięciu amatorskich zespołów za niesportowe zachowanie- w każdej drużynie chciała być kapitanem i dążyła do tego po trupach. Jest jeszcze Tony- pomimo braku wiedzy o jego umiejętnościach, ma dość spory fanklub pełen fanek opisujących jego zabawę z piłką. Nie wiem ile w tym prawdy, lecz na pewno można zobaczyć więcej podczas meczu. -Ciekawe...- po czym Luk wstaje, bierze megafon i krzykiem ogłasza- Ten mecz może być jednym z lepszych więc przedłużam go o 10 minut. Niech talenty pokażą co potrafią.
- Co? Mam być obrońcą?- Dash w wyrzutami zmierza w stronę Luka, lecz w ostatniej chwili powstrzymuje go Flash.
- Posłuchaj, jesteśmy przyjaciółmi więc ci radzę, abyś się nie rzucał na Luka- powie tylko że nie masz odwagi podjąć wyzwania i wywali ciebie na zbity pysk. Musisz przyjąć to na klatę, a w razie czego... wiesz gdzie podawać.
- Eh, nie tak wyobrażałem sobie ten mecz, ale dobra- niech już tak będzie.
Po chwili wszyscy ustawiają się na polu gry. Flash przeciwko Toniemu, który nie sprawia wrażenia zainteresowanego grą. Słychać gwizdek Luka... i Flash przejmuje piłkę, podaje do pomocnika, który od razu traci piłkę na rzecz Skylar, która niemal rzuciła się na zawodnika. Jednak zamiast podawać do lepiej ustawionego napastnika, próbuje sama zdobyć bramkę, lecz wlatuje na próbującego przejąć piłkę Dasha...
- STOOOP!- słychać krzyk Luka- Zmiana!
- Hahaha, to było dopiero wejście smoka. Pewnie myślisz o tym samym co ja?- Rzuca z uradowaniem Maxwell.
- Eh, tak Maxwell- westchnął Luk, po czym mówi przez megafon- Niestety, ale musimy poprzestawiać drużyny, gdyż z tych ustawień wyszedłby tylko chaos i tak naprawdę nikt by tutaj ciekawego nie pokazał.
Następnie Luk przestawił "siódemki"- w jednej drużynie znaleźli się wszyscy wcześniej wymienieni zawodnicy. Na dodatek dorzuca do "drużyny talentów" jeszcze zawodniczkę- Mię o charakterystycznie jasnych i długich włosach. Po chwili mecz zaczyna się od nowa.
Flash staje do walki o leżącą piłkę, wykazuje się szybszym refleksem i równo z gwizdkiem podaje do Toniego, lecz ten zamiast przekazać piłkę dalej- rusza sam i dryblując wymija zawodników, strzela... i trafia w słupek. Od razu można usłyszeć ryk fanek gdzieś poza boiskiem i krzyk Flasha: "Wybiegłem na czystą pozycję, mogłeś podać do mnie i byłaby bramka!". Akcja przeciwników nie daje efektu- Dash zatrzymuje piłkę, szuka Flasha, gdy nagle zawodnik przeciwnej drużyny przejmuje piłkę od zaskoczonego piłkarza. W ostatniej chwili zostaje jednak zatrzymany przez Mię, która wykopuje dość daleko w pole, i ochrzania Dasha, żeby nie szukał Flasha na boisku lecz podawał do najlepiej ustawionego zawodnika. Piłkę przejmuje Skylar, lecz zamiast podawać, sunie sama na bramkę i uderza... w niebo? Mecz powolutku staje się wyrównany- nikt tak naprawdę nie znajduje pomysłu na zmianę wyniku. Dash, posłuchawszy Mii, zaczął grać lepiej jako obrońca- powstrzymał raz zawodnika, który już wychodził na czystą pozycję.
- Defensywa "drużyny talentów" podoba mi się coraz bardziej- mówi Luk z wyraźnym zadowoleniem- Dash przestał myśleć o podaniach do Flasha,a zaczął grać jak obrońca.
- Dla mnie zaś niespodzianką jest postawa Mii, statystyki mówiły o niej dość chłodnie, lecz okazuje się, że może być z niej dobry materiał i na obrońcę, i na pomocnika-odpowiada Maxwell, po czym zwraca uwagę- Jednak nie wiem, co mam powiedzieć o potencjalnym ataku...
- Poczekaj, poczekaj- niech się trochę rozgrzeją i poczują mecz- zobaczysz że jeszcze będą z nich zawodnicy.
Kiedy Luk powiedział te słowa, Flash właśnie przejął piłkę i, zamiast podawać do zablokowanego i wołającego Toniego, niespodziewanie uderzył. Piłka odbiła się od dłoni zaskoczonego bramkarza, uderzyła o poprzeczkę i wleciała do bramki- 1:0. Tony podchodzi do Flasha z pretensjami:
- Mogłeś do mnie podawać!
- Do ciebie? Byłeś zasłonięty przez obrońcę, nie mogłem zmarnować tej akcji.
- Następnym razem podaj do mnie!
- Okej, jak chcesz.
I po chwili w podobnej sytuacji Flash decyduje się na podanie do natrętnego napastnika. Ten piłki nie przejmuje, ale ostentacyjnie upada i żąda rzutu wolnego. Wszyscy, nawet zawodnicy tej samej drużyny nawołują Flasha, lecz po chwili słychać gwizdek Luka- ma być stały fragment gry.
- Czemu to zrobiłeś?- pada pytanie ze strony Maxwella
- Wiem wiem, nie byłoby rzutu rożnego, ba, byłaby kara dla Toniego- ale zaraz kończy się mecz i chcę zobaczyć, jak ten typ strzela z wolnego.
Tony ustawia piłkę i z hukiem uderza w samo okienko. Bramkarz nic nie miał do powiedzenia. Po chwili słychać gwizdek końcowy- 2:0 dla drużyny talentów. Luk z Maxwellem idą na naradę w celu wybrania zawodników do zespołu. Zaczyna laptop:
- Na pewno bierzemy Mię i Dasha- obaj mają ogromny potencjał. Nie dali przeciwnikowi żadnej szansy na rozegranie piłki na ich połowie.
- To akurat kwestia oczywista. Co do pozostałych zawodników- Flasha biorę w ciemno. Ten strzał był wyborny, na dodatek potrafi patrzeć na boisku i ustawiać się do dalekich piłek. Będzie z niego świetny napastnik. Ale nie wiem co zrobić z Tonim. Niby huknął w okienko z wolnego, lecz ten stały fragment został ugrany po gwiazdorsku...
- Racja, lecz nie znajdziesz teraz zawodnika z takim uderzeniem. Jeśli będzie bardzo przeszkadzać, zawsze można go zastąpić innym zawodnikiem, choć mając statystyki poprzednich testowanych zawodników, to tak naprawdę ciężko zastąpić tego piłkarza.
- Dobra, zaryzykujemy. Mam tylko nadzieję, że nie będzie miał problemów z ego- bo ten faul był dla mnie specjalnym zagraniem. Ale wracając do naboru, zostaje nam ta cała Skylar...
- Dopóki nie posiada piłki to gra dobrze- ustawia się poprawnie i przejmuje skupienie przeciwnika, lecz gdy dostaje piłkę- nie patrzy na innych, lecz walczy sama z sobą. Nie wiem czy na ni postawić...
- Sprawdzimy ją podczas treningów- a może okaże się, że będzie z niej dobra zawodniczka. Według mnie, wystarczy parę katorżniczych ćwiczeń i może uda się wyciszyć psychikę zawodniczki. Dobra, czas ogłosić rezultaty...
Luk wraca na platformę, bierze megafon i ogłasza:
- Dobra, po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy że do drużyny trafią:
- Flash
- Tony
- Skylar
- Mia
- i Dash!
Nie zapominajmy jednak, że to nie koniec naboru- został nam jeszcze jeden mecz.
Kolejny mecz był podobny do pierwszych spotkań- poziom gry był dość niski.
- Wyrzucamy?- pada pytanie Maxwella
- Jasne, z wyjątkiem jednego.
- Kogo?!- słychać niedowierzanie w metalicznym głosie laptopa
- Jamala, tego typa ubranego i wyglądającego jak Jamajczyk
- Ale on... wcale nie grał, tylko łaził będąc na obronie, pomocy, ataku, przez chwilę nawet stanął na bramce...
- Ale czy gdzieś popełnił gafę? Nie. Może nie jest utalentowany, lecz wszechstronności mu nie odmówię. Idzie do drużyny. Na moją odpowiedzialność- spójrz na niego jako na potencjalnego rezerwowego.
- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór.
Po rozmowie Luk ogłasza kolejnego wybranego zawodnika. Reakcja obecnych widzów jest podobna- przeważa niedowierzanie i zwroty typu: "Jakim cudem?", czy "Koniec świata!". Lecz wybór stał się faktem i basta! Następnie Luk ogłasza termin jutrzejszych treningów na tym placu, gdzie wybrana siódemka ma zacząć ciężkie treningi przed zbliżającym się Turniejem Kwalifikacyjnym, bowiem, jak mówi koordynator i trener zespołu, "Samymi umiejętnościami nic nie osiągniemy, tylko ciężką pracą!". Następnie dziękuje za współpracę i bardzo szybko zbiera się i równie szybko znika.
Trójka naszych znajomych "wybrańców" dyskutuje o dzisiejszych wydarzeniach:
- Nie do wiary! Nie tak sobie to wyobrażałem-ja obrońcą? Ja w zespole? Po prostu mnie to chyba przerasta- mówi podekscytowany Dash.
- Ja też nie mogę w to uwierzyć. Myślałem że popuszczę w gacie stojąc między słupkami. Bardzo pomógł mi Luk, inaczej pobiłbym chyba rekord puszczonych bramek- dołącza się CJ
- Ja jestem ciekaw tych treningów- nie raz powtarzał o ciężkich ćwiczeniach- rzucił Luk
- Ty o treningach?- niedowierza Dash- My stresujemy się tym, co dziś przeżyliśmy, a ty myślisz już o jutrzejszym dniu?
- Tak, jestem bardzo ciekaw tego, co się wydarzy. Jedno jest pewne- od dzisiaj zmieniamy swoje życie tym udziałem w zespole, co nie?
-Jasne.
-Się wie.
Jazda metrem stała się dość nużąca, więc przyjaciół nie było stać siły na kontynuację rozmowy. Po wyjściu z peronu każdy rozszedł się w stronę swego domu. Tak właśnie kończy się zwyczajny 27 czerwca 2250 roku na szarym przedmieściu Warsaw City...
- Jak badania obiektów?
- Wszystko idzie jak po maśle- znaczna większość oznaczonych zaczęła rozwijać swe umiejętności w przyspieszonym tempie. Z pewnością będą poszerzać swój potencjał podczas Turnieju Kwalifikacyjnego...
- Po którym przejmiemy ich i stworzymy drużynę, z której cała Ziemia... hahaha... z której JA będę dumny!
- Święte słowa panie Prezydencie, ekhem, znaczy prezesie, przepraszam najmocniej...
- Wyrzucamy?- pada pytanie Maxwella
- Jasne, z wyjątkiem jednego.
- Kogo?!- słychać niedowierzanie w metalicznym głosie laptopa
- Jamala, tego typa ubranego i wyglądającego jak Jamajczyk
- Ale on... wcale nie grał, tylko łaził będąc na obronie, pomocy, ataku, przez chwilę nawet stanął na bramce...
- Ale czy gdzieś popełnił gafę? Nie. Może nie jest utalentowany, lecz wszechstronności mu nie odmówię. Idzie do drużyny. Na moją odpowiedzialność- spójrz na niego jako na potencjalnego rezerwowego.
- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór.
Po rozmowie Luk ogłasza kolejnego wybranego zawodnika. Reakcja obecnych widzów jest podobna- przeważa niedowierzanie i zwroty typu: "Jakim cudem?", czy "Koniec świata!". Lecz wybór stał się faktem i basta! Następnie Luk ogłasza termin jutrzejszych treningów na tym placu, gdzie wybrana siódemka ma zacząć ciężkie treningi przed zbliżającym się Turniejem Kwalifikacyjnym, bowiem, jak mówi koordynator i trener zespołu, "Samymi umiejętnościami nic nie osiągniemy, tylko ciężką pracą!". Następnie dziękuje za współpracę i bardzo szybko zbiera się i równie szybko znika.
Trójka naszych znajomych "wybrańców" dyskutuje o dzisiejszych wydarzeniach:
- Nie do wiary! Nie tak sobie to wyobrażałem-ja obrońcą? Ja w zespole? Po prostu mnie to chyba przerasta- mówi podekscytowany Dash.
- Ja też nie mogę w to uwierzyć. Myślałem że popuszczę w gacie stojąc między słupkami. Bardzo pomógł mi Luk, inaczej pobiłbym chyba rekord puszczonych bramek- dołącza się CJ
- Ja jestem ciekaw tych treningów- nie raz powtarzał o ciężkich ćwiczeniach- rzucił Luk
- Ty o treningach?- niedowierza Dash- My stresujemy się tym, co dziś przeżyliśmy, a ty myślisz już o jutrzejszym dniu?
- Tak, jestem bardzo ciekaw tego, co się wydarzy. Jedno jest pewne- od dzisiaj zmieniamy swoje życie tym udziałem w zespole, co nie?
-Jasne.
-Się wie.
Jazda metrem stała się dość nużąca, więc przyjaciół nie było stać siły na kontynuację rozmowy. Po wyjściu z peronu każdy rozszedł się w stronę swego domu. Tak właśnie kończy się zwyczajny 27 czerwca 2250 roku na szarym przedmieściu Warsaw City...
- Jak badania obiektów?
- Wszystko idzie jak po maśle- znaczna większość oznaczonych zaczęła rozwijać swe umiejętności w przyspieszonym tempie. Z pewnością będą poszerzać swój potencjał podczas Turnieju Kwalifikacyjnego...
- Po którym przejmiemy ich i stworzymy drużynę, z której cała Ziemia... hahaha... z której JA będę dumny!
- Święte słowa panie Prezydencie, ekhem, znaczy prezesie, przepraszam najmocniej...
W następnym odcinku...
"- Uważam, że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób"
"- Uważam, że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób"
"-Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym"
"-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być!"
"-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być!"
12.03.2011
BTW (2)
Piszę ten post w celu opisania zmian. Stylistyka galaktyczna była wg mnie zbyt ciemna i mętna, więc wprowadziłem sporo kontrastu oraz żywszych barw. Na dodatek pozbyłem się zbędnych zapychaczy po bokach stron i stworzyłem parę dość interesujących podstron w lewym górnym rogu strony. W miarę czasu będę dorzucać tego więcej.
Oczywiście przypominam o jutrzejszym poście:)
SeeYaa
Oczywiście przypominam o jutrzejszym poście:)
SeeYaa
6.03.2011
Rozdział II- Nieznajomy
"... I witam po raz kolejny na Violett Stadium w Kopenhadze. Nareszcie skończyły się problemy z transmisją z tej pięknej ziemskiej areny, gdzie najlepsza drużyna wybrana metodą silnie obsadzonego turnieju kwalifikacyjnego wyrwie ten bilet ku gwiezdnym przygodom, i na tym boisku będzie godnie reprezentować najwyższy poziom. Ale wracamy do spotkania Violets- NeoTeam, gdzie nadal po 80 minutach utrzymuje się bezbramkowy remis. Poziom spotkania jest porównywalny do najlepszych finałów mimo tego, że na boisku gra najlepsza duńska drużyna przeciwko głównemu ziemskiemu sponsorowi obecnego przy planach "EARTH GF". Ale wracajmy do meczu- kolejny rzut rożny dla Violets. Pomocnik drużyny ustawia piłkę, potężnym kopnięciem dośrodkowuje, i... poprzeczka! Wielkie szczęście miał bramkarz NeoTeam, jednak nie czeka i rozpoczyna akcję dalekim wybiciem. Piłka trafia do jednego z napastników, czy zdecyduje się na strzał z dystansu? Tak... i nie ma gola! Bramkarz Violets wykazał się niesamowitą intuicją i wybronił strzał. Coś niesamowitego."Fioletowi" próbują jeszcze coś ugra w końcówce- ale niestety ryk syren kończy spotkanie. Violets- NeoTeam 0:0. Mecz był niesamowity zabrakło tylko..."
- I co CJ? Mówiłem, że Violets nic nie ugrają?- z przekąsem zapytał Dash.
- Ale i twój "kochany" NeoTeam nie zagrał tak jak wszyscy myśleli, a szczególnie ty, per fanie numer 1 -kontratakował CJ.
-Ani Violets, ani NeoTeam nie pokazał kto rządzi na boisku. I nie wywołujcie mi tu kłótni, każdy dobrze wie co się dzieje, gdy jest remis pomiędzy obydwoma drużynami- odparł Flash, włączając się do rozmowy i wyciągając dłoń, aby otrzymać kasę wygraną w zakładzie- W końcu znowu wygrywa ten, który postawi na remis. Na naszej kochanej Ziemi jak grają dwie drużyny z czołówki, to nigdy nie wygrają. Robi się to nudne, ale choćby można się wzbogacić na zakładach.
Po powiedzeniu tych słów Flash zaczął liczyć kasę, zaś Dash wrócił do sprzeczki z CJ, która drużyna jest lepsza. Tak, kolejny wieczór spędzony przed TV, zamiast na stadionie, gdyż ceny biletów na taki wielki mecz są z reguły astronomiczne. Minęło już 10 lat od tego jednego, pamiętnego meczu, gdy był na stadionie. Mecz Galaktycznej Piłki... pomimo upływu czasu marzenia wciąż pozostały...
Po chwili w telewizorze zabrzmiał głos spikera: "Tak, panie i panowie, mam jeszcze jeden ważny komunikat. Właśnie przed chwilą rzecznik prasowy firmy NeoTech ogłosił zakończenie fazy B przygotowań do udziału Ziemi w Pucharze Galactik Football. Oznacza to, że już za parę tygodni pojawi się stosowna adnotacja, dotycząca Turnieju Kwalifikacyjnego. Oczywiście znane jest już parę zasad udziału, czyli 7-osobowe drużyny + rezerwowi, własne zaplecze organizacyjne, etc. etc. ...". Po chwili telewizor zgasł.
- To co chłopaki, spotykamy się jutro po szkole na "uliczniaku", co nie? Czas pokazać tym wariatom z Ósmej, kto rządzi w piłce ulicznej- zapytał się Flash.
- Jasne.
- Trzeba pokazać tym niedorajdom, kto rządzi na "uliczniaku", hehe- odparł Dash, po czym zaczął się zbierać z CJ'em do wyjścia. Jednak zanim wyszedł, zapytał Flasha:
- Wciąż myślisz o Turnieju?
- Jasne, wiesz o tym od paru lat.
- Kurka, żeby tak znaleźć ekipę, to można by spróbować. Jest nas trzech. Jak CJ złapie fazę, to broni jak w transie. My obaj byśmy rozkręcali grę. Potrzeba tylko paru szaleńców, aby zrobić drużynę...
- I trafić na jakiś dobrze zorganizowany zespół, przegrać dziesięcioma golami, bądź oddać mecz walkowerem. Wiem, że chcesz mnie namówić, lecz wolę zachować marzenia, niż się zbłaźnić.
- A jak nie będzie drugiej szansy? Teraz wszyscy są na fali- aby dostać się do turnieju trzeba mieć 7 graczy i dwie bramki na boisku. Następnym razem wszystko stanie się formalne i niedostępne dla nas- prawdziwego serca miasta i sportu. Proszę, zastanów się. Ale nie zmuszam. Dobra, CJ, zjeżdżamy stąd... CJ?
CJ nie włączył się do rozmowy- zasnął oparty o ścianę, a na pytanie odpowiedział głośnym chrapnięciem. Komentarz staje się być zbędny...
Dwa tygodnie później. "Uliczniak". Troje "mistrzów" rozgrywa kolejną akcjo- rozgrzewkę, gdyż po dwóch godzinach siedzenia na opustoszałym boisku. Nikt tutaj nie przychodzi, gdyż wie, że czeka go walka z najlepszymi graczami na tych paru metrach. Oczywiście znajdą się szaleńcy, którzy pewni swej wyższości chcą pokazać swoje sztuczki, lecz zwycięskie trio Flash-Dash-CJ bezwzględnie wskazuje miejsce w szeregu. Po kolejnej akcji, Flash strzela w okienko.
- Daj choćby chwilę na reakcję- zażartował CJ- co ty tam masz w tej nodze, sprężynę? Rakietę?
- Lata ćwiczeń- odparł Flash, a po chwili spojrzał na zegarek- Gdyby "górze" chciałoby się zainwestować w jarzeniówki do każdego boiska, można by tu grać dłużej, a tak to za chwilę trzeba będzie się zbierać, ech. Dobra, Dash, dzisiaj bierzesz piłki, tylko nie baw się po drodze, gdy przypadkiem trafiłeś w radiowóz... zaraz, kto to?
Jedna ze starych bramek, blokująca wejście na boisko, padła z niewielkim hukiem. Po chwili na teren "uliczniaka" wszedł gość ubrany w ciuchach barwy moro, który raczej nie zwrócił uwagi na to, że właśnie przed chwilą zniszczył bramkę. Spokojnym krokiem podszedł do trójki zaskoczonych 20latków i dziarsko podając dłoń powiedział:
- Widziałem was. Nieźle gracie, znaczy coś potraficie zamiast kopać, kopać i tylko kopać...
- Hej! Ot tak sobie wchodzisz , rozwalasz bramkę, szpiegujesz nas. Może jeszcze walniesz bajkę o tym, jakim jesteś łowcą talentów, co nie?- agresywnie przerwał Dash
- Spokojnie, może szukam lepszych graczy niż takich, co potrafią tylko kopać, ale nie mam wobec was żadnych złych zamiarów.
- Więc kim jesteś i czego chcesz?- Flash zapytał nieznajomego z niespodziewanie stoickim spokojem.
- Kim jestem? Narazie wystarczy wam, że człowiekiem. A czego chce? Wyzwania...
- Jakiego wyzwania?
- Proste, ja przeciwko waszej trójce. Do 2 goli. Jeśli wygracie, możecie mnie wywalić, okraść, co chcecie, jeśli się narzucam.
- A jeśli ty wygrasz?
- Hmmm... Jeśli wygram... to przyjdziecie za tydzień. Na nabór do drużyny, którą zamierzam stworzyć. Chcę mieć pewność, że nikt was nie weźmie przede mną.
- No dobra. Potrzebujesz czasu na rozgrzewkę?
- Wcale- odparł nieznajomy, po czym wziął piłkę i szybkim strzałem trafia w przeciwległy słupek- Zaczynacie.
CJ podbiega do piłki i, nakładając rękawice, kopie w stronę Dasha. Ten decyduje się na szybkie podanie do kolegi z pola, gdy nagle rywal przejmuje piłkę i zaczyna rajd w stronę bramki. Zatrzymuje się i pogania CJ'a:
- Ej bramkarz, szybciej rękawice nakładaj.
Kiedy czarnoskóry bramkarz wreszcie naciągnął rękawice, poczuł świst powietrza i piłkę,która przeleciała obok jego głowy. Nieznajomy symbolicznie strzepał kurz z buta i wrócił na swoją połowę, pokazując na dłoni, że prowadzi 1:0. Dash ze wściekłością bierze piłkę i uderza w stronę Flasha, lecz ten, zanim zdąży stanąć do przyjęcia dalekiej piłki, słyszy i widzi jak ktoś skacze- nad nim! Przeciwnikowi udaje się atletyczny wyczyn, by po chwili znów gnać na bramkę "zwycięskiego tria". Jednak na drodze staje mu Dash, z myślą "że tym razem obcemu się nie uda". Nagle posiadacz piłki zatrzymuje sie, czeka na ruch Dasha (który zaskoczony zachowaniem przeciwnika nic ostatecznie nie robi), aby cofnąć się z piłką i ni z gruchy ni z pietruchy uderzyć z dystansu na bramkę. Próba obrony strzału przez CJ nic nie daje- piłka nabrała dziwnej rotacji, po czym niemalże wpadła w okienko, odbijając się od słupka. Nieznajomy spojrzał tylko na swój strzał, by w następnej chwili zacząć się zbierać do wyjścia, jednak hamuje go Flash:
- Jak ty to zrobiłeś?- pada pytanie od członka "eks-zwycięskiego tria".
- Po prostu, minąłem i uderzyłem, ot wielka filozofia. Dobra, muszę lecieć, robi się ciemno a na spotkanie z "psami" nie liczę- mówiąc to wyciąga z kieszeni świstek i podaje dla zaskoczonego piłkarza, po czym zwraca się do niego:
- Jeszcze dwie sprawy: mam nadzieję że wywiążecie się z zakładu. I zwą mnie Luk. Miło mi było was pokonać. Do zobaczenia na naborze- po czym odwraca się i biegnie w stronę bramki, którą niedawno zniszczył, aby zniknąć w cieniu. Po chwili Flash rozkłada prezent od Luka i czyta jego zawartość:
- I co CJ? Mówiłem, że Violets nic nie ugrają?- z przekąsem zapytał Dash.
- Ale i twój "kochany" NeoTeam nie zagrał tak jak wszyscy myśleli, a szczególnie ty, per fanie numer 1 -kontratakował CJ.
-Ani Violets, ani NeoTeam nie pokazał kto rządzi na boisku. I nie wywołujcie mi tu kłótni, każdy dobrze wie co się dzieje, gdy jest remis pomiędzy obydwoma drużynami- odparł Flash, włączając się do rozmowy i wyciągając dłoń, aby otrzymać kasę wygraną w zakładzie- W końcu znowu wygrywa ten, który postawi na remis. Na naszej kochanej Ziemi jak grają dwie drużyny z czołówki, to nigdy nie wygrają. Robi się to nudne, ale choćby można się wzbogacić na zakładach.
Po powiedzeniu tych słów Flash zaczął liczyć kasę, zaś Dash wrócił do sprzeczki z CJ, która drużyna jest lepsza. Tak, kolejny wieczór spędzony przed TV, zamiast na stadionie, gdyż ceny biletów na taki wielki mecz są z reguły astronomiczne. Minęło już 10 lat od tego jednego, pamiętnego meczu, gdy był na stadionie. Mecz Galaktycznej Piłki... pomimo upływu czasu marzenia wciąż pozostały...
Po chwili w telewizorze zabrzmiał głos spikera: "Tak, panie i panowie, mam jeszcze jeden ważny komunikat. Właśnie przed chwilą rzecznik prasowy firmy NeoTech ogłosił zakończenie fazy B przygotowań do udziału Ziemi w Pucharze Galactik Football. Oznacza to, że już za parę tygodni pojawi się stosowna adnotacja, dotycząca Turnieju Kwalifikacyjnego. Oczywiście znane jest już parę zasad udziału, czyli 7-osobowe drużyny + rezerwowi, własne zaplecze organizacyjne, etc. etc. ...". Po chwili telewizor zgasł.
- To co chłopaki, spotykamy się jutro po szkole na "uliczniaku", co nie? Czas pokazać tym wariatom z Ósmej, kto rządzi w piłce ulicznej- zapytał się Flash.
- Jasne.
- Trzeba pokazać tym niedorajdom, kto rządzi na "uliczniaku", hehe- odparł Dash, po czym zaczął się zbierać z CJ'em do wyjścia. Jednak zanim wyszedł, zapytał Flasha:
- Wciąż myślisz o Turnieju?
- Jasne, wiesz o tym od paru lat.
- Kurka, żeby tak znaleźć ekipę, to można by spróbować. Jest nas trzech. Jak CJ złapie fazę, to broni jak w transie. My obaj byśmy rozkręcali grę. Potrzeba tylko paru szaleńców, aby zrobić drużynę...
- I trafić na jakiś dobrze zorganizowany zespół, przegrać dziesięcioma golami, bądź oddać mecz walkowerem. Wiem, że chcesz mnie namówić, lecz wolę zachować marzenia, niż się zbłaźnić.
- A jak nie będzie drugiej szansy? Teraz wszyscy są na fali- aby dostać się do turnieju trzeba mieć 7 graczy i dwie bramki na boisku. Następnym razem wszystko stanie się formalne i niedostępne dla nas- prawdziwego serca miasta i sportu. Proszę, zastanów się. Ale nie zmuszam. Dobra, CJ, zjeżdżamy stąd... CJ?
CJ nie włączył się do rozmowy- zasnął oparty o ścianę, a na pytanie odpowiedział głośnym chrapnięciem. Komentarz staje się być zbędny...
Dwa tygodnie później. "Uliczniak". Troje "mistrzów" rozgrywa kolejną akcjo- rozgrzewkę, gdyż po dwóch godzinach siedzenia na opustoszałym boisku. Nikt tutaj nie przychodzi, gdyż wie, że czeka go walka z najlepszymi graczami na tych paru metrach. Oczywiście znajdą się szaleńcy, którzy pewni swej wyższości chcą pokazać swoje sztuczki, lecz zwycięskie trio Flash-Dash-CJ bezwzględnie wskazuje miejsce w szeregu. Po kolejnej akcji, Flash strzela w okienko.
- Daj choćby chwilę na reakcję- zażartował CJ- co ty tam masz w tej nodze, sprężynę? Rakietę?
- Lata ćwiczeń- odparł Flash, a po chwili spojrzał na zegarek- Gdyby "górze" chciałoby się zainwestować w jarzeniówki do każdego boiska, można by tu grać dłużej, a tak to za chwilę trzeba będzie się zbierać, ech. Dobra, Dash, dzisiaj bierzesz piłki, tylko nie baw się po drodze, gdy przypadkiem trafiłeś w radiowóz... zaraz, kto to?
Jedna ze starych bramek, blokująca wejście na boisko, padła z niewielkim hukiem. Po chwili na teren "uliczniaka" wszedł gość ubrany w ciuchach barwy moro, który raczej nie zwrócił uwagi na to, że właśnie przed chwilą zniszczył bramkę. Spokojnym krokiem podszedł do trójki zaskoczonych 20latków i dziarsko podając dłoń powiedział:
- Widziałem was. Nieźle gracie, znaczy coś potraficie zamiast kopać, kopać i tylko kopać...
- Hej! Ot tak sobie wchodzisz , rozwalasz bramkę, szpiegujesz nas. Może jeszcze walniesz bajkę o tym, jakim jesteś łowcą talentów, co nie?- agresywnie przerwał Dash
- Spokojnie, może szukam lepszych graczy niż takich, co potrafią tylko kopać, ale nie mam wobec was żadnych złych zamiarów.
- Więc kim jesteś i czego chcesz?- Flash zapytał nieznajomego z niespodziewanie stoickim spokojem.
- Kim jestem? Narazie wystarczy wam, że człowiekiem. A czego chce? Wyzwania...
- Jakiego wyzwania?
- Proste, ja przeciwko waszej trójce. Do 2 goli. Jeśli wygracie, możecie mnie wywalić, okraść, co chcecie, jeśli się narzucam.
- A jeśli ty wygrasz?
- Hmmm... Jeśli wygram... to przyjdziecie za tydzień. Na nabór do drużyny, którą zamierzam stworzyć. Chcę mieć pewność, że nikt was nie weźmie przede mną.
- No dobra. Potrzebujesz czasu na rozgrzewkę?
- Wcale- odparł nieznajomy, po czym wziął piłkę i szybkim strzałem trafia w przeciwległy słupek- Zaczynacie.
CJ podbiega do piłki i, nakładając rękawice, kopie w stronę Dasha. Ten decyduje się na szybkie podanie do kolegi z pola, gdy nagle rywal przejmuje piłkę i zaczyna rajd w stronę bramki. Zatrzymuje się i pogania CJ'a:
- Ej bramkarz, szybciej rękawice nakładaj.
Kiedy czarnoskóry bramkarz wreszcie naciągnął rękawice, poczuł świst powietrza i piłkę,która przeleciała obok jego głowy. Nieznajomy symbolicznie strzepał kurz z buta i wrócił na swoją połowę, pokazując na dłoni, że prowadzi 1:0. Dash ze wściekłością bierze piłkę i uderza w stronę Flasha, lecz ten, zanim zdąży stanąć do przyjęcia dalekiej piłki, słyszy i widzi jak ktoś skacze- nad nim! Przeciwnikowi udaje się atletyczny wyczyn, by po chwili znów gnać na bramkę "zwycięskiego tria". Jednak na drodze staje mu Dash, z myślą "że tym razem obcemu się nie uda". Nagle posiadacz piłki zatrzymuje sie, czeka na ruch Dasha (który zaskoczony zachowaniem przeciwnika nic ostatecznie nie robi), aby cofnąć się z piłką i ni z gruchy ni z pietruchy uderzyć z dystansu na bramkę. Próba obrony strzału przez CJ nic nie daje- piłka nabrała dziwnej rotacji, po czym niemalże wpadła w okienko, odbijając się od słupka. Nieznajomy spojrzał tylko na swój strzał, by w następnej chwili zacząć się zbierać do wyjścia, jednak hamuje go Flash:
- Jak ty to zrobiłeś?- pada pytanie od członka "eks-zwycięskiego tria".
- Po prostu, minąłem i uderzyłem, ot wielka filozofia. Dobra, muszę lecieć, robi się ciemno a na spotkanie z "psami" nie liczę- mówiąc to wyciąga z kieszeni świstek i podaje dla zaskoczonego piłkarza, po czym zwraca się do niego:
- Jeszcze dwie sprawy: mam nadzieję że wywiążecie się z zakładu. I zwą mnie Luk. Miło mi było was pokonać. Do zobaczenia na naborze- po czym odwraca się i biegnie w stronę bramki, którą niedawno zniszczył, aby zniknąć w cieniu. Po chwili Flash rozkłada prezent od Luka i czyta jego zawartość:
OGŁOSZENIE
Chcesz poznać prawdziwy smak przygody?
Chcesz spędzić najbliższe tygodnie na torturowaniu swego ciała przez ciężkie ćwiczenia wydolnościowe?
Chcesz oszukać system, zrobić niespodziankę i dokonać dzieła na przekór twemu szaremu przeznaczeniu?
Oto dnia 27 czerwca 2250 roku
Na placu przy ulicy Osiemnastej
Przez cały dzień
Możesz wziąć udział w naborze, z którego zostanie wyłoniona czołówka, która ma szansę...
ZMIENIĆ ŚWIAT
ZMIENIĆ ŚWIAT
Czekam
Luk
_______________________________________________________
Tradycyjnie parę słów od siebie. Dziękuję za komentarze- teraz będziecie mieli więcej okazji by mi wytykać błędy, gdyż brodzę po nieznanych dla mnie arkanach literackich. Oczywiście, kolejny odcinek za tydzień.
Tytuł: "CENZURA (Ministerswo Edukacji Narodowej)"
PS: W kolejnym odcinku zrobię mały eksperyment. Zobaczycie...
Tytuł: "CENZURA (Ministerswo Edukacji Narodowej)"
PS: W kolejnym odcinku zrobię mały eksperyment. Zobaczycie...
BTW (1)
Aby zharmonizować prace nad treścią tego forum, a także uspokoić apetyty, kolejne fragmenty będą pojawiać się w każdą niedzielę o godz 20:00 - 21:00.
Tak, w tą niedzielę pojawi się fragment numer 2 pt. "Nieznajomy" :)
Tak, w tą niedzielę pojawi się fragment numer 2 pt. "Nieznajomy" :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)