TAK, Kleszczu rusza na ONET!
http://flashbolts.blog.onet.pl/
Oto pewna historia o drużynie, która ma zamiar wyrwać się z planety zwanej Ziemią, a także zmienić swoją przyszłość poprzez udział w niezwykle elitarnym turnieju o Puchar Galactik Football. Jest to także historia o lojalności, poświeceniu i odwadze, która może sprawić, że marzenia mogą stać się prawdą, jeśli tylko naprawdę się starasz, a nie czekasz na cud...
19.09.2011
18.09.2011
30.08.2011
ByTheWay...
No cóż- mówi się trudno. To można powiedzieć o wstrzymaniu prac nad GF4. Temu też podstrona o założeniach przestała istnieć. Nie oznacza to że blog zostaje zawieszony, oj nie :) Ponadto- już pracuję nad kolejnym rozdziałem.
11.08.2011
FAQ...
O co chodzi? O coś naprawdę trywialnego, czyli o FAQ, w którym można pytać się o wszystko powiązane z moim blogiem. Osobiście planuję rozwinąć uniwersum, aby nie doszło do sytuacji, że gdy pomieszam wszystko z GFem to spalę za sobą wszystkie mosty. Oj nie. Planuję co najmniej dwie serie, a na dodatek parę krótszych spin-offów. I tu zaczyna się rola FAQ. Zadając pytania możecie poniekąd wskazać mi kierunki, w które mogę poruszyć me uniwersum. Pytając zmuszacie mnie do odpowiedzi, a ja przy odpowiedzi myślę i rozwijam. Nie żałujcie.
Żeby nie było że zachęcam was do czegoś bez pokrycia, gwarantuję wam pewną nagrodę. Tak, nagrodę. Autor najciekawszego pytania, które wyciśnie ze mnie nieprzespane dni i noce nad myśleniem o odpowiedzi otrzyma w nagrodzie pierwszą część pierwszego spin-offa (coś w stylu odcinka pilotowego, który jest pokazywany w telewizji o wiele wcześniej niż reszta serialu, ale i tak pozostanie powtórzony przy prawdziwej emisji). A obiecuję coś naprawdę wykopiaszczego i w zupełnie innym kierunku. Jako "przyciągacza" napomnę że będzie to opowieść o kimś, kto już pojawił się w mych opowieściach...
Tak więc, na najciekawsze pytania czekam do 21 SIERPNIA do 23:59. W kolejnych dniach zastanowię się nad wyborem zwycięzcy, a gwarantuję że nagroda zostanie z pewnością przekazana przed rozpoczęciem roku szkolnego.
I jeszcze jedno- jako miejsce do przesyłania sugerowałbym SHOUTBOXA, lecz PW na GFCenter (soldna strona, polecam!) też się przełknie.
Żeby nie było że zachęcam was do czegoś bez pokrycia, gwarantuję wam pewną nagrodę. Tak, nagrodę. Autor najciekawszego pytania, które wyciśnie ze mnie nieprzespane dni i noce nad myśleniem o odpowiedzi otrzyma w nagrodzie pierwszą część pierwszego spin-offa (coś w stylu odcinka pilotowego, który jest pokazywany w telewizji o wiele wcześniej niż reszta serialu, ale i tak pozostanie powtórzony przy prawdziwej emisji). A obiecuję coś naprawdę wykopiaszczego i w zupełnie innym kierunku. Jako "przyciągacza" napomnę że będzie to opowieść o kimś, kto już pojawił się w mych opowieściach...
Tak więc, na najciekawsze pytania czekam do 21 SIERPNIA do 23:59. W kolejnych dniach zastanowię się nad wyborem zwycięzcy, a gwarantuję że nagroda zostanie z pewnością przekazana przed rozpoczęciem roku szkolnego.
I jeszcze jedno- jako miejsce do przesyłania sugerowałbym SHOUTBOXA, lecz PW na GFCenter (soldna strona, polecam!) też się przełknie.
9.08.2011
Rozdział VI - Powrót...
Ostatnia głupia dedykacja (kolejne będą już bardziej racjonalne). Komu dedykuję ten rozdział? SOBIE! Za chęci do powrotu i do mobilizacji w okresie najgorszego diabła, czyli wakacji...
W poprzednim odcinku:
- Witam bardzo serdecznie z VI lokalnej telewizji- pojawił się spiker o dość starszym wieku. Nazywam się Andrew Borowchyk i będę transmitował jeden z pierwszych meczów turnieju pt. „LIGA PRZYSZŁOŚCI – ZIEMIA 2250”. To mecz I rundy, gdzie tylko jedno spotkanie decyduje o wszystkim. Sprawia, że ktoś zaczyna swą przygodę, a ktoś ją kończy już na pierwszym stopniu…
Po chwili zgromadzona masa gapiów zajęła nowiuteńkie trybunki Stadionu im. Odnowicieli Uliczniaków, aby obejrzeć mecz. Mecz? Mało kto myślał o emocjach towarzyszących temu spotkaniu, a tak naprawdę przyciągała wizja zobaczenia małego, ale jednak nowoczesnego stadionu. Ponadto, niecodziennie rozdaje się frytki i colę za darmo, a to oferowano w meczu otwierającym ten obiekt.
Lukas zaczął się denerwować. Zaczęły powracać fatalne wspomnienia z pierwszego meczu jego zespołu, gdy dzięki przypadkowi FlashBolts nadal ma szansę na udział w turnieju. Widział padające bramki, niesubordynację na boisku oraz chaos w tak naprawdę trywialnym spotkaniu. „Nie, tym razem są lepsi i mądrzejsi. Wiedzą co ich czeka. Jeśli tego nie wygrają, to po prostu WildCatz jest zespołem lepszym”. Chwila otrząśnięcia i Lukas był gotowy mentalnie do spotkania, w którym mogło się zdarzyć wszystko, ale i tak zapewne wygra lepszy.
- I wchodzą na boisko! Oba zespoły bez żadnego doświadczenia. Mam nadzieję że warto było tu przyjechać i komentować te spotkanie- kontynuował Borowchyk- Wedle ustaleń z otrzymanych kartek zespół FlashBolts zacznie w ustawieniu 1-2-2-2, zaś WildCatz… 1-2-0-4? Widzę że ten zespół „Kociaków” chce albo pogrążyć rywala, albo zostać pogrążonym. Widziałem już parę meczy amatorów i takie dzikie taktyki to nic nowego, gdy nie można ułożyć normalnego składu. Jedno jest pewne- w spotkaniu obu drużyn powinno paść wiele goli, ale to tylko powinność. Czy tak będzie? Zobaczymy.
Dziwne uczucie towarzyszyło gromadce zawodników, gdy zobaczyli pełne trybuny, które nikomu nie kibicowały (tak, wszyscy czekali na frytki i na colę- oczywiście darmowe). Tak naprawdę obie drużyny grały na wyjeździe, bo jak inaczej wytłumaczyć reakcje gapiów? Wszyscy ustawili się na swoich pozycjach, gdy przyszedł sędzia i poprosił kapitana o wylosowanie połów. Nikt w zespole FlashBolts nie wybrał kapitana! Zanim jednak doszło do kłótni kto powinien przyjąć opaskę kapitana (a było paru chętnych), do arbitra tego spotkania podszedł Lukas i ze spokojnym przerwał niezręczną sytuację:
- Chyba mogę w sytuacjach awaryjnych, jako trener zespołu brać udział w losowaniu?
- Jasne- odparł zniechęcony sędzia- i tak mi się spieszy do domu. A zanim te pachołki wybiorą kapitana to minie pewnie z dobry kwadrans.
Lukas podszedł bliżej i spotkał się ze spotkaniem Lizzy- kapitanem WildCatz. Przypomniał sobie ostatnie spotkania związane ze strategią i ciągłe przestrzeganie przed tą zawodniczką. Była typową liderką w swej drużynie, która świetnie mogła by grać na obronie i w pomocy. Mogła by, gdyż w ostatnim spotkaniu grała z tyłu pola i skutecznie lobowała nieskuteczne fale FlashBoltsów… Teraz jest obrończynią, co oznacza tylko jedno- WildCatz zagrają zapewne tak, jak ostatnim razem, czyli wysokie kontry i dobijanie zaskoczonych rywali. „Warto zapamiętać”- to ostatnia myśl Lukasa, zanim została rzucona moneta i padło ustalenie, że to Lizzy wybierze połowę.
- Chyba mogę w sytuacjach awaryjnych, jako trener zespołu brać udział w losowaniu?
- Jasne- odparł zniechęcony sędzia- i tak mi się spieszy do domu. A zanim te pachołki wybiorą kapitana to minie pewnie z dobry kwadrans.
Lukas podszedł bliżej i spotkał się ze spotkaniem Lizzy- kapitanem WildCatz. Przypomniał sobie ostatnie spotkania związane ze strategią i ciągłe przestrzeganie przed tą zawodniczką. Była typową liderką w swej drużynie, która świetnie mogła by grać na obronie i w pomocy. Mogła by, gdyż w ostatnim spotkaniu grała z tyłu pola i skutecznie lobowała nieskuteczne fale FlashBoltsów… Teraz jest obrończynią, co oznacza tylko jedno- WildCatz zagrają zapewne tak, jak ostatnim razem, czyli wysokie kontry i dobijanie zaskoczonych rywali. „Warto zapamiętać”- to ostatnia myśl Lukasa, zanim została rzucona moneta i padło ustalenie, że to Lizzy wybierze połowę.
-… I pochodzą obaj zawodnicy! Z jednej strony, a z przeciwnej Tony. Obaj zdeterminowani aby przejąć piłkę, która zaraz wystrzeli z takiej śmiesznej dziurki. A czy wiecie że takie urządzenie kosztuje… I się zaczęło! Piłkę przejęła Lizzy, która szybciej zareagowała na spadającą piłkę niż Tony. Następnie podaje do napastniczek, które już ruszyły na bramkę rywali… Ale nie, piłkę przejęła Mia i podaje do…
I tak wyglądało pierwsze 30 minut spotkania. Ciągłe przejmowanie piłek. Tym razem FlashBolts nie popełniało głupich błędów na boisku. Widać było zaangażowanie ze strony większości piłkarzy Lukasa. Większości, gdyż ciężko było mówić cokolwiek o napastnikach, którzy nie mieli nic do roboty. Piłki Skylar czy Killsvagena nie docierały do Flasha ani do Toniego- Lizzy dobrze o to zadbała. A gdy jedno z podań dotarło do Toniego, ten zamiast nacierać na bramkę, próbował przelobować drugą obrończynię, co skończyło się powrotem Lizzy i skutecznym odebraniem piłki. Z każdą kolejną minutą pojawiało się to, czego najbardziej obawiał się Lukas- chaos w grze. Zmęczenie oraz monotonia w grze zaczęła sprawiać, że pomiędzy zawodnikami FlashBolts, a także WildCatz pojawiało się coraz więcej luk. Niestety- lepiej z tego korzystały rywalki, i CJ, który wcześniej odpoczywał na bramce, musiał coraz bardziej się wysilać przy przypadkowych strzałach. Po każdym strzale padały okrzyki ku Dashowi czy Mii, aby bardziej uważać na rywalki, lecz był to tylko dobitny dowód na to, kto powoli stawał się faworytem tego spotkania.
I tak wyglądało pierwsze 30 minut spotkania. Ciągłe przejmowanie piłek. Tym razem FlashBolts nie popełniało głupich błędów na boisku. Widać było zaangażowanie ze strony większości piłkarzy Lukasa. Większości, gdyż ciężko było mówić cokolwiek o napastnikach, którzy nie mieli nic do roboty. Piłki Skylar czy Killsvagena nie docierały do Flasha ani do Toniego- Lizzy dobrze o to zadbała. A gdy jedno z podań dotarło do Toniego, ten zamiast nacierać na bramkę, próbował przelobować drugą obrończynię, co skończyło się powrotem Lizzy i skutecznym odebraniem piłki. Z każdą kolejną minutą pojawiało się to, czego najbardziej obawiał się Lukas- chaos w grze. Zmęczenie oraz monotonia w grze zaczęła sprawiać, że pomiędzy zawodnikami FlashBolts, a także WildCatz pojawiało się coraz więcej luk. Niestety- lepiej z tego korzystały rywalki, i CJ, który wcześniej odpoczywał na bramce, musiał coraz bardziej się wysilać przy przypadkowych strzałach. Po każdym strzale padały okrzyki ku Dashowi czy Mii, aby bardziej uważać na rywalki, lecz był to tylko dobitny dowód na to, kto powoli stawał się faworytem tego spotkania.
- Czyżby nie zdarzyło się nic ciekawego? Czyżby pierwsza połowa spotkania zakończyła się wynikiem 0:0? Zbliżamy się do doliczonego czasu gry, ale… FAUL!- Krzyknął Borowchyk, gdy Dash, w przypływie emocji popchnął barkiem jedną z zawodniczek WildCatz.- Za chwilę będziemy mieli uderzenie z rzutu wolnego… ok. 20 metrów od bramki, czyżby to była okazja bramkowa? Lizzy ustawiła piłkę, spojrzała na zawodniczki, słychać gwizdek, podbiega do strzału…. I gol proszę państwa. Stefan pokaż no powtórkę. Taak, piłka poszybowała nisko, odbiła się od nogi Toniego, który stał w murze, co zmyliło golkipera FlashBolts i mamy bramkę dla WildCatz. I mamy też gwizdek arbitra który kończy połowę, a spotkamy się już za chwilę, chyba że nie zdążę zdobyć czegokolwiek z darmowego cateringu.
- Spokojnie, to dopiero 0:1. Nie ma się czym martwić, w końcu nie jesteśmy o wiele gorsi od WildCatz- uspokajał Lukas w szatni. Wiedział że ostatnią rzeczą, jaką mógłby zrobić to ochrzaniać zawodników; w końcu trzeba ich zmobilizować, a nie dobijać.- Musicie grać swoją piłkę, odważniej i nie licząc na kontry. Musicie zaskoczyć rywala, bo inaczej zakończymy spotkanie i puchary.
- Gdyby podawali częściej do mnie, to na pewno byśmy prowadzili- odparł Tony w samoobronie
- Gdybyś nie ryzykował kiwania z obrońcą, a spróbował podania do drugiego napastnika- Lukas spojrzał znacząco na Flasha- to też mógłby być gol. Jedno jest pewne- gracie o wiele lepiej niż w ostatnim meczu, ale musicie wyrwać te zwycięstwo, gdyż na samobójczego gola ze strony WildCatz raczej się nie zapowiada.
Tak minęło parę minut, gdy gracze FlashBolts ruszyli ku wyjściu. Niespodziewanie Lukas został zatrzymany przez Killsvagena:
- Trenerze, nie wiem czy było to widoczne, ale chyba nie dam rady dociągnąć dalej…
- Po pierwsze- jesteś ode mnie starszy o dobre kilkanaście lat, więc nie ma sensu mówić do mnie per „trener”. Po drugie- od tego mamy rezerwowych- odparł Lukas, po czym rzucił pustą butelką w stronę śpiącego Jamala.- Jamal, wstawaj! Dzisiaj robisz za pomocnika!
- Dooobra Lukasss- jęknął Jamal, który jeszcze przed chwilą kontynuował swoją drzemkę, którą zaczął od pierwszej minuty spotkania.
- Gdyby podawali częściej do mnie, to na pewno byśmy prowadzili- odparł Tony w samoobronie
- Gdybyś nie ryzykował kiwania z obrońcą, a spróbował podania do drugiego napastnika- Lukas spojrzał znacząco na Flasha- to też mógłby być gol. Jedno jest pewne- gracie o wiele lepiej niż w ostatnim meczu, ale musicie wyrwać te zwycięstwo, gdyż na samobójczego gola ze strony WildCatz raczej się nie zapowiada.
Tak minęło parę minut, gdy gracze FlashBolts ruszyli ku wyjściu. Niespodziewanie Lukas został zatrzymany przez Killsvagena:
- Trenerze, nie wiem czy było to widoczne, ale chyba nie dam rady dociągnąć dalej…
- Po pierwsze- jesteś ode mnie starszy o dobre kilkanaście lat, więc nie ma sensu mówić do mnie per „trener”. Po drugie- od tego mamy rezerwowych- odparł Lukas, po czym rzucił pustą butelką w stronę śpiącego Jamala.- Jamal, wstawaj! Dzisiaj robisz za pomocnika!
- Dooobra Lukasss- jęknął Jamal, który jeszcze przed chwilą kontynuował swoją drzemkę, którą zaczął od pierwszej minuty spotkania.
- I zaczynamy drugą połowę spotkania. W miejsce Killsvagena wchodzi Jamal, o którym nic nie wiemy. Wiemy za to dużo o Killsvagenie- Andrew spojrzał na Stefan, lecz ten przecząco kiwnął głową.- … dobra; ja wiem. Nie zmienia to faktu że grał tak samo jak reszta drużyny, czyli dość średnio. I zaczęli. I znowu wygrywa Lizzy… lecz niespodziewanie piłkę przejmuje Flash i zdecydował się na indywidualną akcję. Zaskoczył tym i Lizzy, i napastniczki. Przed nim tylko obrończyni, mija ją… sam na sam z bramkarką która... uuu perfidnie sfaulowała. Nie muszę mówić co to oznacza. Flash powoli wstaje z murawy, chyba będzie mógł grać, a Tony podchodzi do piłki. To on spróbuje wyrównać. Jestem ciekaw jak zagra…
Lukas po raz pierwszy spróbował użyć krótkofalówki, aby powiedzieć do Toniego tylko jedno:
- Nie czaruj. Chcesz być sławny, to zdobądź gola. Tylko tyle.
Tony nie odpowiedział.
Lukas po raz pierwszy spróbował użyć krótkofalówki, aby powiedzieć do Toniego tylko jedno:
- Nie czaruj. Chcesz być sławny, to zdobądź gola. Tylko tyle.
Tony nie odpowiedział.
- Tony i golkipera WildCatz. Czy to wykorzysta? Jest gwizdek, biegnie… i co on zrobił, proszę państwa? Zamiast uderzyć próbował przelobować bramkarkę, lecz wyszło mu to tak fatalnie, że golkipera zdążyła się rzucić w lewy róg, zauważyć piłkę i ją złapać. Jak zauważyłem trener zespołu FlashBolts wyszedł do szatni po tym zagraniu. Reszta drużyny również nie potrafi uwierzyć, a tu trzeba grać, co wykorzystują WildCatz. Szybkie podania, szybka kontra, i… mamy gola proszę państwa. Gdy jeden z obrońców próbował coś wytłumaczyć Toniemu, zawodniczki WildCatz wykorzystały lukę w obronie, poszły skrzydłem i mając przed sobą CJ’a wykorzystały sytuację. 2:0 dla WildCatz. Chyba to koniec marzeń FlashBoltsów…
„Otwieram szafkę, wyciągam trykot, przebieram się, rozciągam kostki, aby nie poszły przy pierwszym kontakcie i do przodu. Jak do przodu? WildCatz to zespół niezwykle ofensywny, twardy, ale jak się przejdzie linię ataku, to da się dwójkowo poprowadzić akcję do bramki”. Po chwili rozmyślenia te zostały przerwane przez Killsvagena:
- Lukas… co ty robisz?
- Robię to, do czego mam prawo. Robię zmianę. Jeśli teraz nie zaryzykuję, to kiedy?
- Dobra… a kogo zmieniasz?
- Chyba to proste.
- Lukas… co ty robisz?
- Robię to, do czego mam prawo. Robię zmianę. Jeśli teraz nie zaryzykuję, to kiedy?
- Dobra… a kogo zmieniasz?
- Chyba to proste.
- Dostajemy sygnał o kolejnej planowanej zmianie. Zmieniony będzie Tony, który jak widzę nie ukrywa swego zaskoczenia. Coś krzyczy w stylu: „Kto mnie zmieni jak nie ma rezerwowych?”. A na boisko wchodzi… nie do wiary. Sam trener zespołu- Lukas. Reszta drużyna nie ukrywa swego zdziwienia. Tony idzie ku szatni z niedowierzaniem, lecz nowy regulamin zezwala na takową zmianę, jeśli tylko jest umieszczona w liście drużyn, a imię „Lukas” jest wpisane do listy rezerwowej, więc nikt nie powinien się czepiać.
Lukas został przywitany przez drużynę, choć nie było widać w nich nadziei na zmianę wyniku. „Czas na akcję, która ich obudzi”- pomyślał. Podszedł do środkowej linii i spojrzał w twarz Lizzy.
- Dwa podania i padnie gol. Zobaczysz.
- Taa już ci wierzę trenerku.
Piłka wystrzeliła do góry. „Skok- udany”. Lukas skoczył ku startującej piłce i szybko podał do Flasha, który od razu mu podał, gdy „trener” ominął Lizzy. „Teraz się przepchnąć, dwie napastniczki to wystarczy pobiec wprost przed siebie. Udało się. Obrończyni, szykuje się na wślizg. Podskok. Udał się.”
- Proszę państwa co on zrobił! Jak szybko! Ominął obrończynię i jest sam na sam. Co zrobi? W okienko! Proszę państwa, kto nie widział niech żałuje- Lukas w parę sekund po wejściu na boisko zmniejsza rozmiary porażki. I to w jakim stylu! 2:1 dla WildCatz i 40 minut do końca meczu. Zawodnicy FlashBolts cieszą się niesamowicie. Pierwszy gol tego zespołu, i to w jakim stylu. Widać że to nie koniec emocji! Czuję to!
- Dwa podania i padnie gol. Zobaczysz.
- Taa już ci wierzę trenerku.
Piłka wystrzeliła do góry. „Skok- udany”. Lukas skoczył ku startującej piłce i szybko podał do Flasha, który od razu mu podał, gdy „trener” ominął Lizzy. „Teraz się przepchnąć, dwie napastniczki to wystarczy pobiec wprost przed siebie. Udało się. Obrończyni, szykuje się na wślizg. Podskok. Udał się.”
- Proszę państwa co on zrobił! Jak szybko! Ominął obrończynię i jest sam na sam. Co zrobi? W okienko! Proszę państwa, kto nie widział niech żałuje- Lukas w parę sekund po wejściu na boisko zmniejsza rozmiary porażki. I to w jakim stylu! 2:1 dla WildCatz i 40 minut do końca meczu. Zawodnicy FlashBolts cieszą się niesamowicie. Pierwszy gol tego zespołu, i to w jakim stylu. Widać że to nie koniec emocji! Czuję to!
Andrew Borowchyk trafił. Kolejne minuty to coraz więcej starć pomiędzy zawodniczkami. Tym razem Lukas nie miewał już tyle szczęścia, co w swej pierwszej akcji, jednak widoczne było zaangażowanie z obu stron boiska. Obaj golkiperzy musieli wyciągać coraz trudniejsze strzały, a moment gdy CJ wyciągnął piłkę lecącą w okienko został połączony z odetchnięciem z ulgą prze grupę kibiców. Tak, skończyły się frytki i cola, to i sporo ludzi poszło, jednak znaczna większość pozostała na trybunach, co gwarantowało zainteresowanie spotkaniem.
- I mamy kolejny korner, tym razem dla FlashBolts- oznajmił Borowchyk po udanym obiciu nóg Lizzy przez Lukasa.- Zobaczymy czy czymś nas zaskoczy…
„ Pamiętam ich trening. Bramkarka zawsze idzie do przodu. Gdybym trafił w długi róg…”
- Poszła piłka… zatrzymała się na spojeniu! Ale tam chaos! Ale jest i gol- chyba udało się Flashowi wepchnąć piłkę. A może Dash, czy Skylar? Nieważne, liczy się to że mamy 2:2, a do końca spotkania coraz mniej czasu.
- I mamy kolejny korner, tym razem dla FlashBolts- oznajmił Borowchyk po udanym obiciu nóg Lizzy przez Lukasa.- Zobaczymy czy czymś nas zaskoczy…
„ Pamiętam ich trening. Bramkarka zawsze idzie do przodu. Gdybym trafił w długi róg…”
- Poszła piłka… zatrzymała się na spojeniu! Ale tam chaos! Ale jest i gol- chyba udało się Flashowi wepchnąć piłkę. A może Dash, czy Skylar? Nieważne, liczy się to że mamy 2:2, a do końca spotkania coraz mniej czasu.
Coraz mniej czasu. Oba zespoły zaczęły grać na swych rezerwach energii, nawet Lukas zaczął czuć wykończenie; taki to koszt nadmiernej aktywności. Kolejne sygnały Maxwella nie budziły optymizmu:
- Lukas, nie wiem ile wytrzymacie, ale lepiej aby ktoś jednak zdobył tego gola. Epickość niewymagana, a macie tylko 12 minut.
- Dobra, jakoś damy sobie radę. Grunt to złapać dobre podanie, takie jak te…- po czym przejął piłkę od Flasha i ruszył do przodu. Tym razem przelobował napastniczkę, aby następnie przebiec obok niej i przełamać linię ataku. Szybkie podanie do Flasha, który odwzajemnia się prostopadłym podaniem. „Tylko ja, Lizzy i bramkarka… Jak by tu zdobyć gola…”.
- Lukas, nie wiem ile wytrzymacie, ale lepiej aby ktoś jednak zdobył tego gola. Epickość niewymagana, a macie tylko 12 minut.
- Dobra, jakoś damy sobie radę. Grunt to złapać dobre podanie, takie jak te…- po czym przejął piłkę od Flasha i ruszył do przodu. Tym razem przelobował napastniczkę, aby następnie przebiec obok niej i przełamać linię ataku. Szybkie podanie do Flasha, który odwzajemnia się prostopadłym podaniem. „Tylko ja, Lizzy i bramkarka… Jak by tu zdobyć gola…”.
Uderzenie. Piłka. W stronę bramki. Lizzy. Próba. Rykoszet. Zaskoczenie. Brak szans. Gol.
- I mamy prowadzenie ze strony FlashBolts. Jak on to zrobił! Chyba celowo uderzył piłkę tak, aby ta doznała rykoszetu przy próbie pomocy ze strony Lizzy. Nie do wiary! To jest gol godny najlepszych. Chyba WildCatz nie podniosą się po takiej bramce.
I znowu Borowchyk miał rację.
I znowu Borowchyk miał rację.
Lukas po strzale nie mógł uwierzyć jak tego dokonał. Nie zmienia to faktu że dokonał tego. Zdobył gola. Wszystko zaczęło poruszać się w zupełnie innym tempie. W ciągu 10 minut pomógł w obronie wielu szarż WildCatz, a gdy usłyszał gwizdek arbitra kończący mecz- padł ze zmęczenia, aby potem zostać podrzucanym przez totalnie naładowanych graczy swej drużyny. „Nie ma co ukrywać- powrót się udał…”.
___________________________________________________________________
Po dwóch dniach…
- Piąta runda? Co?
- Taka prawda, panie Lukas. Brak księgowości u 73% zespołów, które awansowały do drugiej rundy oznaczają dyskwalifikację, tak więc kolejny rywal, z którym zespół FlashBolts się spotka będzie znany podobnie jak data meczu.
- Czyli kiedy?
- Przy dobrych wiatrach- za miesiąc. Życzymy udanych wyników.
- Dziękuję… CHOLERA!!
W następnym odcinku:
Tak jak obiecałem, kolejne części przybliżą wam sylwetki poszczególnych zawodników. Mecze również będą, ale nie liczcie na wylewność jak w dzisiejszym odcinku.
Przypominam także o:
1) Ankiecie, w której możecie głosować na to, czego wam brakuje w mych kolejnych fragmentach. Wskazówki te naprawdę mi pomagają.
2) Shoutboxie, gdzie możecie mnie się pytać o naprawdę wszystko (nie, nie znam najłatwiejszej drogi na przetrwanie apokalipsy). To też najlepsze źródło informacji o kolejnych odcinkach przygód FlashBoltsów.
PS1: Oczywiście zapraszam do komentowania :)
PS2: Tytuł kolejnego odcinka to:
1) Ankiecie, w której możecie głosować na to, czego wam brakuje w mych kolejnych fragmentach. Wskazówki te naprawdę mi pomagają.
2) Shoutboxie, gdzie możecie mnie się pytać o naprawdę wszystko (nie, nie znam najłatwiejszej drogi na przetrwanie apokalipsy). To też najlepsze źródło informacji o kolejnych odcinkach przygód FlashBoltsów.
PS1: Oczywiście zapraszam do komentowania :)
PS2: Tytuł kolejnego odcinka to:
Ambicja okiem Skylar i Toniego
15.07.2011
Rozdział V - Do boju FB! Do boju!
Tradycyjnie zaczynam od dedykacji. A konkretnie dedykuję ten rozdział ZDARZENIOM LOSOWYM, dzięki którym premiera tego rozdziału przesunęła się z poniedziałku... na piątek. Jednocześnie chciałbym was przeprosić, jednak każdy chyba zrozumie fakt że z systemem rejestracji i samą rejestracją na studia nie jest łatwo. Na całe szczęście- wszystko jest już za mną. Mam nadzieję, że ten kawał materiału uznacie za godziwą rekompensatę za opóźnienie.
W poprzednim odcinku:
„- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!”„- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!”
„- A czemu mamy grać z babami?”
„znam kogoś kto mógłby grać, i to nie w rezerwie…”
- Czas na najważniejszy mecz. Nie znamy stylu gry WildCatz…
- Ale nie zmienia to faktu że z zespołem bab musimy wygrać!- przerwał Dash- Zdobędziemy parę goli w krótkim czasie i będzie po wszystkim! Gdybyś postawił mnie na szpicy…
- To wszystkie ćwiczenia byłyby nadaremne!- odparł zdenerwowany Lukas, któremu po raz kolejny zakłócono przemówienie. Tak naprawdę to tylko on czuł powagę sytuacji. Od momentu poinformowania o dzisiejszym spotkaniu z WildCatz, wszyscy przestali się starać na treningach. Wymuszane kontuzje i przerwy sprawiły, że cały dzisiejszy dzień był porażką dla trenera FlashBolts. A teraz ten mecz…
- Posłuchajcie! Widzę że dzisiaj wszyscy na treningu wrzucili na mniejsze obroty. Wbrew pozorom- ani my, ani zawodniczki z WildCatz nie są faworytami tego spotkania! To jest mecz o wszystko, a wy zachowujecie się, jakbyście znali już zwycięzców tego spotkania.- Zgadzam się z trenerem- wtrącił się Killsvagen, co dało ulgę trenerowi- Tak naprawdę to nasze pierwsze i prawdziwe spotkanie. Jeszcze nie poczuliście presji gry, a tym bardziej presji wygranej czy przegranej. Grałem wiele meczy…
- Ale to było bardzo dawno- dorzucił Tony swoje trzy grosze- nie martwmy się dzisiejszym spotkaniem. Niech tylko otrzymam piłkę, to golkiperka WildCatz może już szykować się do wyciągania piłki z siatki…
Wtedy to doszło do kolejnej sprzeczki- już trzeciej w ciągu jednego dnia. Lukas z wyraźnym zażenowaniem wyszedł z „szatni”- jeśli tak można nazwać jeden z kontenerów przy „Uliczniaku”. Entuzjazm, z jakim się obudził dzisiejszego dnia, wypalił się bardzo szybko. Powoli miał już wszystkiego dość. Drużyna nadal nie była zgrana, a najważniejsze elementy gry nadal leżały. „Nie potrafią grać…”- te myśli coraz bardziej ciążyły na Lukasie. Gdyby nie to, że dzisiejszego dnia ma do czynienia z „meczem o wszystko”, jeszcze dzisiaj rozwiązałby drużynę. „Niech poznają prawdziwą piłkę nożną, posłuży to za dobrą nauczkę…”- z wyraźnym niezadowoleniem stanął przy barierce. Teraz wszystko zależy od nich, lecz wszystko barwiło się w ciemnych barwach…
I wyszli. Bynajmniej trzymali się tego, co Lukas nakreślił na tablicy. Przez pierwsze pięć minut. Tak jak się umówili- mecz miał trwać 30 minut, a w obu składach ma zagrać po pięciu zawodników. Ustawienie CJ- Dash- Skylar- Flash i Tony powinno dać zwycięstwo. Powinno. Lecz po 10 minutach Lukas wiedział, że gol WildCatz jest kwestią czasu. Nic im nie wychodziło- CJ robił za bramkarza i obrońcę, gdyż Dash i Skylar szybko przemianowali się na napastników. Prowadziło to do wielu kontrataków WildCatz, a także wielu udanych interwencji CJ’a. Grę „Kotów” skutecznie prowadziła liderka- Lizzy. Jej wysokie podania skutecznie omijały bezradne szarże rywali, a zarazem otwierały kolejne szanse na gola. I jak tylko minęła połowa ustalonego czasu… Stało się. Inne zawodniczki WildCatz ostatecznie zaryzykować odważniejszą akcją. Piłka po raz kolejny minęła zawodników Lukasa, a tam dwie napastniczki WildCatz z łatwością pokonały CJ’a. 0:1. Po chwili padła kolejna bramka- rzecz jasna dla WildCatz; tym razem Skylar pozwoliła przepuścić kapitana WildCatz, a ta po raz kolejny rozprowadza identyczną szansę, po której pada kolejny gol.
- Grajcie zespołowo. Podaniami!- nie wytrzymał Lukas. Widok miażdżonej drużyny zmusił go do ochrzaniania swej ekipy. Czas ucieka, a wszystko wygląda coraz gorzej…
Pierwsze okrzyki jednak podziałały na drużynę. Skończyły się bezsensowne atakowanie, a zawodnicy zaczęli podawać, zamiast szarżować. Po chwili coś drgnęło. Dash przekazał piłkę do Skylar, a ta prostopadłym podaniem podała do Flasha, który miał Toniego i bramkarza przed sobą. Zdecydował się na podanie… Piłka przeszła obok bramkarza… Tony ma przed sobą pustą bramkę…
- Grajcie zespołowo. Podaniami!- nie wytrzymał Lukas. Widok miażdżonej drużyny zmusił go do ochrzaniania swej ekipy. Czas ucieka, a wszystko wygląda coraz gorzej…
Pierwsze okrzyki jednak podziałały na drużynę. Skończyły się bezsensowne atakowanie, a zawodnicy zaczęli podawać, zamiast szarżować. Po chwili coś drgnęło. Dash przekazał piłkę do Skylar, a ta prostopadłym podaniem podała do Flasha, który miał Toniego i bramkarza przed sobą. Zdecydował się na podanie… Piłka przeszła obok bramkarza… Tony ma przed sobą pustą bramkę…
-Co ty zrobiłeś, do jasnej cholery!- Nie wytrzymał Lukas. Tony zamiast uderzać, zaczął podbijać piłkę, aby pognębić bramkarza WildCatz. Jego zabawę z piłką przerwała Lizzy, która zaskoczyła napastnika, bez problemu przejęła piłkę, po czym przerzuciła piłkę nad totalnie zaskoczonymi piłkarzami Lukasa. Reszta ruszyła do kontry- trzy na biednego CJ’a… 0:3.
- Czy wy… do jasnej cholery… chcecie odpaść w dwadzieścia minut?!- powiedział cicho Lukas. 2/3 czasu już minęło, a jego ekipa przegrywa 0:3. Spodziewał się tego, ale nawet najbardziej realne wizje nie potrafiły odzwierciedlić tego, co właśnie widzi. Nie wiedział, co można zrobić w takiej sytuacji. Nawet wejście Mii i Killsvagena nie dałyby zdecydowanych szans na zdobycie trzech bramkę. Po prostu- zespół WildCatz był dużo lepszy- i z tym trzeba się zgodzić. Lukas przegrał. Zrezygnowany wyszedł. Nie ma sensu się dobijać kolejnymi bramkami…
- Czy wy… do jasnej cholery… chcecie odpaść w dwadzieścia minut?!- powiedział cicho Lukas. 2/3 czasu już minęło, a jego ekipa przegrywa 0:3. Spodziewał się tego, ale nawet najbardziej realne wizje nie potrafiły odzwierciedlić tego, co właśnie widzi. Nie wiedział, co można zrobić w takiej sytuacji. Nawet wejście Mii i Killsvagena nie dałyby zdecydowanych szans na zdobycie trzech bramkę. Po prostu- zespół WildCatz był dużo lepszy- i z tym trzeba się zgodzić. Lukas przegrał. Zrezygnowany wyszedł. Nie ma sensu się dobijać kolejnymi bramkami…
Kiedy parę kroków oddzielało go od opuszczenia „Uliczniaka”, zdarzyło się coś niezwykłego. Lukas z reguły omijał autostrady, więc widok masy samochodów jadących ku boisku bardzo go zaskoczył. Odwrócił się z myślą, że może coś się komuś stało (przy stanie 0:3 „trener” wcale nie spoglądał na boisko). „A może jadą gdzieś indziej”- pomyślał Lukas. Niespodziewanie i to okazało się pudłem. Korowód samochodów stanął, a przyciemnione okna świadczyły o tym, że mają do czynienia albo z kimś ważnym, albo z mafią (kolejna myśl Lukasa). Po chwili, z pierwszego samochodu wyszedł człowiek, który pomimo wyglądu szarego urzędnika Warsaw City. Jednak miał w sobie dość energii- z pewnością więcej niż zawodnicy Lukasa. Skąd to wiadomo? Bo tylko odważny urzędnik potrafi wejść na boisko, zabrać piłkę, gwizdnąć, a na sam koniec powiedzieć:
- Piłkarze, mecz anulowany!
Od razu zaczęły się protesty, a szczególnie zespołu WildCatz, który tak naprawdę miał wygraną w kieszeni. Od ataku zawodników uratowało go paru ochroniarzy (obecnych w innych wozach), a sam urzędas wszedł na barierkę, po czym złapał przenośny megafon, aby zacząć swą przemowę.
- Witam was! Jak dowiedział się nasz aparat władzy, wiele zespołów prowadzi ryzykowną grę, aby tylko zdobyć stadion do pierwszej fazy kwalifikacji Pucharu Galactik Football. Jednak ta metoda prowadzi wielkie ryzyko ze względu na brak opieki medycznej a nawet na brak…- spojrzał znacząco na „Uliczniak”- miejsca do bezpiecznej gry. Jednak Wspaniały Rząd Ziemii zadba o to, aby ten mecz został rozegrany z zasadami fair play oraz z bezpieczeństwem- nawet dla kibiców- po czym po raz kolejny spojrzał w inną stronę, lecz kibiców nie znalazł.
- I co mamy teraz robić?- zapytał Lukas, który dołączył do grona niemile zaskoczonych, nawet jeśli anulowany mecz przedłużał życie drużyny- Mamy czekać na inny termin spotkania? Na tym „Uliczniaku”?
- Drogi… nieznajomy- te wasze słabe boisko zostanie wyremontowane, aby spełniało lokalne zasady. Taka dyrektywa Wspaniałego Rządu Ziemii. Nie mnie wiedzieć, czemu to zrobili, ale dyrektywa to dyrektywa… Jedno jest pewne- mecz zostanie powtórzony na nowym boisku jako mecz I Rundy Eliminacyjnej…
-To nonsens- przerwała Lizzy- niemalże wygrałyśmy ten mecz, a tu nagle wyskakuje urzędas i zaczyna obracać do góry nogami!
- Droga panno, albo zrozumiesz dyrektywy, albo to druga drużyna zacznie walkę w kolejnej rundzie. A chyba nie tego panna chce. Wybaczcie lecz muszę lecieć- mam jeszcze 231 boisk do odwiedzenia, a na części z nich trwają podobne mecze jak ten. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, proszę Si kontaktować ze mną- Leonem Parthdalem!
Gdy powiedział ostatnie słowa, natychmiastowo zeskoczył z barierki a potem żwawym krokiem ruszył ku korowodowi maszyn wraz z ochroniarzami, zostawiając nadal oszołomionych zawodników obu drużyn…
- Piłkarze, mecz anulowany!
Od razu zaczęły się protesty, a szczególnie zespołu WildCatz, który tak naprawdę miał wygraną w kieszeni. Od ataku zawodników uratowało go paru ochroniarzy (obecnych w innych wozach), a sam urzędas wszedł na barierkę, po czym złapał przenośny megafon, aby zacząć swą przemowę.
- Witam was! Jak dowiedział się nasz aparat władzy, wiele zespołów prowadzi ryzykowną grę, aby tylko zdobyć stadion do pierwszej fazy kwalifikacji Pucharu Galactik Football. Jednak ta metoda prowadzi wielkie ryzyko ze względu na brak opieki medycznej a nawet na brak…- spojrzał znacząco na „Uliczniak”- miejsca do bezpiecznej gry. Jednak Wspaniały Rząd Ziemii zadba o to, aby ten mecz został rozegrany z zasadami fair play oraz z bezpieczeństwem- nawet dla kibiców- po czym po raz kolejny spojrzał w inną stronę, lecz kibiców nie znalazł.
- I co mamy teraz robić?- zapytał Lukas, który dołączył do grona niemile zaskoczonych, nawet jeśli anulowany mecz przedłużał życie drużyny- Mamy czekać na inny termin spotkania? Na tym „Uliczniaku”?
- Drogi… nieznajomy- te wasze słabe boisko zostanie wyremontowane, aby spełniało lokalne zasady. Taka dyrektywa Wspaniałego Rządu Ziemii. Nie mnie wiedzieć, czemu to zrobili, ale dyrektywa to dyrektywa… Jedno jest pewne- mecz zostanie powtórzony na nowym boisku jako mecz I Rundy Eliminacyjnej…
-To nonsens- przerwała Lizzy- niemalże wygrałyśmy ten mecz, a tu nagle wyskakuje urzędas i zaczyna obracać do góry nogami!
- Droga panno, albo zrozumiesz dyrektywy, albo to druga drużyna zacznie walkę w kolejnej rundzie. A chyba nie tego panna chce. Wybaczcie lecz muszę lecieć- mam jeszcze 231 boisk do odwiedzenia, a na części z nich trwają podobne mecze jak ten. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, proszę Si kontaktować ze mną- Leonem Parthdalem!
Gdy powiedział ostatnie słowa, natychmiastowo zeskoczył z barierki a potem żwawym krokiem ruszył ku korowodowi maszyn wraz z ochroniarzami, zostawiając nadal oszołomionych zawodników obu drużyn…
Dwa dni później…
-… I właśnie to chaos był główną przyczyną naszej klęski. Najlepsze ekipy opierają swój sukces głównie na ustawieniu, a nie na talencie pojedynczych osób. Musicie pojąć, że tylko dzięki uśmiechowi Fortuny mamy jeszcze szanse na awans. Wiecie jak grają WildCatz, ale nie spodziewajcie się łatwiejszego meczu. Po pierwsze- gramy całe 90 minut, a na dodatek WildCatz z pewnością postara się udowodnić swą wyższość, jaką pokazali w poprzednim meczu. Odmaszerować.
Lukas nareszcie poczuł się usatysfakcjonowany, gdyż na swój sposób wygrał. Nagrania Maxwella skutecznie obnażyły prawdę, że jego drużyna jest zbyt słaba, aby stać się rewelacją kwalifikacji. Nie zmienia to faktu, że Lukas tego daru od losu nie zmarnuje. Naprzemiennie prowadzone treningi taktyczne z treningami psychologicznymi (czyli pokazywaniem kompromitacji z WildCatz) mogą sprawić że jego ekipa może odbudować się i zaskoczyć rywalki, które po pierwszym spotkaniu mogą czuć się o wiele pewniej. „Teraz najważniejsza jest przyszłość”- z tą myślą prowadził treningi. Ba, prowadził je razem z nimi, niczym kolejny zawodnik w składzie drużyny… która jeszcze nie miała nazwy.
Zanim jednak wszyscy zebrali się, aby wyjść z pokoju, Lukas krzyknął:
- Jutro spotkamy się ranem w stacji metra na Fabrycznej!
- Czemu? – zapytał Flash
- Drużyno… Dowiecie się jutro- po tych słowach Lukas uśmiechnął się tajemniczo.
Lukas nareszcie poczuł się usatysfakcjonowany, gdyż na swój sposób wygrał. Nagrania Maxwella skutecznie obnażyły prawdę, że jego drużyna jest zbyt słaba, aby stać się rewelacją kwalifikacji. Nie zmienia to faktu, że Lukas tego daru od losu nie zmarnuje. Naprzemiennie prowadzone treningi taktyczne z treningami psychologicznymi (czyli pokazywaniem kompromitacji z WildCatz) mogą sprawić że jego ekipa może odbudować się i zaskoczyć rywalki, które po pierwszym spotkaniu mogą czuć się o wiele pewniej. „Teraz najważniejsza jest przyszłość”- z tą myślą prowadził treningi. Ba, prowadził je razem z nimi, niczym kolejny zawodnik w składzie drużyny… która jeszcze nie miała nazwy.
Zanim jednak wszyscy zebrali się, aby wyjść z pokoju, Lukas krzyknął:
- Jutro spotkamy się ranem w stacji metra na Fabrycznej!
- Czemu? – zapytał Flash
- Drużyno… Dowiecie się jutro- po tych słowach Lukas uśmiechnął się tajemniczo.
Wszyscy, bez opóźnień, dotarli metrem na Fabryczną. Nikt się nie cieszył z tego pomysłu Lukasa- w końcu każdy mieszkaniec Warsaw City wie, że do Fabrycznej pchają się tylko pracownicy hut, czy potężnych fabryk. Życie na Fabrycznej to szczyt desperacji i ubóstwa. Dokładając jeszcze dzisiejszy dzień, pełen deszczu i piorunów- nic nie zapowiadało, aby ten dzień był przyjemny.
Po godzinie dziewiątej na stację metra wszedł Lukas, ubrany w kompletnie zniszczonych ciuchach oraz potężną walizką.
- Po co ci walizka? Wyjeżdżamy?- Skylar nie mogła powstrzymać swej ciekawości.
- Chciałabyś. Mamy treningi na głowie. A w tej walizce…- otworzył walizkę i wyciągnął kilkanaście blach, po czym kontynuował- …mamy coś, co ochroni was przed kwaśnym deszczem. Te ciuchy, które mam na sobie są skutecznym dowodem, że dzisiejszy deszczyk może porządnie naszkodzić. Na skórze nie testowałem działania tego ekologicznego zagrożenia. Jak będziemy szybko biec, to może nie wypali tej blachy.
Po godzinie dziewiątej na stację metra wszedł Lukas, ubrany w kompletnie zniszczonych ciuchach oraz potężną walizką.
- Po co ci walizka? Wyjeżdżamy?- Skylar nie mogła powstrzymać swej ciekawości.
- Chciałabyś. Mamy treningi na głowie. A w tej walizce…- otworzył walizkę i wyciągnął kilkanaście blach, po czym kontynuował- …mamy coś, co ochroni was przed kwaśnym deszczem. Te ciuchy, które mam na sobie są skutecznym dowodem, że dzisiejszy deszczyk może porządnie naszkodzić. Na skórze nie testowałem działania tego ekologicznego zagrożenia. Jak będziemy szybko biec, to może nie wypali tej blachy.
Kiedy wszyscy piłkarze weszli do hali, będącej mieszkaniem Lukasa, nie mogli uwierzyć, co zobaczyli. Mieli do czynienia z kontrastem, jakim było zniszczone wnętrze hali i idealnie zachowany monolit urządzenia, zwanego holotrenerem.
- Piękny- rzekł Lukas- to jest właśnie to cudo, o którym nieraz wam opowiadałem…
- Ale i tak nie ma z tego pożytku!- krzyknął Morris z drugiego końca hali- Dopóki nie stworzymy czegoś, co będzie miało dużo energii, to nawet tego nie uruchomimy!
- Morris, nie bądź takim optymistą. Myślę że jak podłączy się mnóstwo kabli, to damy radę.
- Lukas, a może spróbować z piorunami?- zapytał CJ z nutą nieśmiałości (w końcu pouczanie zaawansowanych techników może się skończyć oberwaniem potężną ripostą)
- Piorun, piorun… MORRIS! Znajdź stalowy pręt, i to migiem!- wrzasnął Lukas po chwili zamyślenia- To może się udać, gdyż sam pomysł niegłupi. Wy się rozgrzewajcie, a ja z Morrisem skonstruujemy piorunołapa.
- Piękny- rzekł Lukas- to jest właśnie to cudo, o którym nieraz wam opowiadałem…
- Ale i tak nie ma z tego pożytku!- krzyknął Morris z drugiego końca hali- Dopóki nie stworzymy czegoś, co będzie miało dużo energii, to nawet tego nie uruchomimy!
- Morris, nie bądź takim optymistą. Myślę że jak podłączy się mnóstwo kabli, to damy radę.
- Lukas, a może spróbować z piorunami?- zapytał CJ z nutą nieśmiałości (w końcu pouczanie zaawansowanych techników może się skończyć oberwaniem potężną ripostą)
- Piorun, piorun… MORRIS! Znajdź stalowy pręt, i to migiem!- wrzasnął Lukas po chwili zamyślenia- To może się udać, gdyż sam pomysł niegłupi. Wy się rozgrzewajcie, a ja z Morrisem skonstruujemy piorunołapa.
Po paru godzinach „goście”, byli wyraźnie znudzeni oczekiwaniem na zmianę sytuacji. Budzili się do życia w momentach, gdy Lukas z Morrisem wrzeszczeli między sobą, jak dokonać cudu i naładować holotrener przypadkowym wyładowaniem. Obaj „technicy” byli już porządnie zdenerwowani sytuacją, a Maxwell tylko ich dobijał:
- Posłuchajcie, a może podniesiecie pręt jeszcze wyżej?
- Lukas, proszę cię, obaj jesteśmy już zmoknięci. Gdyby nie to, że fabryki, jak na zawołanie, przestały kopcić, to już dawno bylibyśmy poparzeni tym okropnym deszczem.- błagał Morris
- Grunt, że jesteśmy tylko zmoknięci. Spróbujemy jeszcze z parę razy… a nuż się uda.
- Uda? Już od paru godzin próbujemy i myślisz że się nagle uda. Człowieku, ty masz po prostu niepoukł…
Dalsze słowa zostały przerwane przez huk pioruna. Trafił. Po chwili konsternacji, pierwszy krzyknął Flash:
- Lukas, Morris… żyjecie?- po tym pytaniu padła niepokojąca cisza… po czym zaniepokojeni piłkarze usłyszeli chaotyczne śmiechy Lukasa i Morrisa.
- Mówiłem ci Morris, że to na pewno się uda! Hahaha. Ale jak walnął! Morris- zerknij na holotrenera!
- Ahhh… Wszystko działa. Nawet rezerwowe rdzenie są naładowane! Ta maszynka będzie chodzić z dobre 3 lata na samej baterii! W ciągu paru dni ułożyliśmy puzzle, a teraz taki fart z piorunem!
- Chłopaki, koniec dziecięcych zabaw…- Maxwell próbował uspokoić eksplozję emocji, lecz każdy byłby w takim stanie, gdyby przypadek zdecydował o sukcesie.
- Posłuchajcie, a może podniesiecie pręt jeszcze wyżej?
- Lukas, proszę cię, obaj jesteśmy już zmoknięci. Gdyby nie to, że fabryki, jak na zawołanie, przestały kopcić, to już dawno bylibyśmy poparzeni tym okropnym deszczem.- błagał Morris
- Grunt, że jesteśmy tylko zmoknięci. Spróbujemy jeszcze z parę razy… a nuż się uda.
- Uda? Już od paru godzin próbujemy i myślisz że się nagle uda. Człowieku, ty masz po prostu niepoukł…
Dalsze słowa zostały przerwane przez huk pioruna. Trafił. Po chwili konsternacji, pierwszy krzyknął Flash:
- Lukas, Morris… żyjecie?- po tym pytaniu padła niepokojąca cisza… po czym zaniepokojeni piłkarze usłyszeli chaotyczne śmiechy Lukasa i Morrisa.
- Mówiłem ci Morris, że to na pewno się uda! Hahaha. Ale jak walnął! Morris- zerknij na holotrenera!
- Ahhh… Wszystko działa. Nawet rezerwowe rdzenie są naładowane! Ta maszynka będzie chodzić z dobre 3 lata na samej baterii! W ciągu paru dni ułożyliśmy puzzle, a teraz taki fart z piorunem!
- Chłopaki, koniec dziecięcych zabaw…- Maxwell próbował uspokoić eksplozję emocji, lecz każdy byłby w takim stanie, gdyby przypadek zdecydował o sukcesie.
- Nie ma bata, ten piorun musi być jakoś uhonorowany.- Lukas wspomniał podczas przebierania się w jeden z kombinezonów- Można by…
- Zrobić z niego logo?- zasugerowała Skylar
- A może nazwać nim drużynę? – dorzucił Flash
- Styl gry- podsumował Maxwell- nazwy z piorunami ma ok. 34% zespołów, logo z piorunami- ponad 58%. Styl gry może być niespodzianką gry. Zaskakujący, odważni… to nie byłoby głupie…
- Dobra, dobra- przerwał Lukas. Nie będę cerować piorunów do strojów, a tym bardziej nie będę zwał drużyny Piorunami, Boltami, a może w ogóle FlashBoltsami
- Powtórz ostatnie
- Zrób to
- Flashbolts? Toż ta nazwa jest idiotyczna…
- Ale ona jest świetna!
- Wystrzałowa!
- Zaskakująca!
- Nie wiem czego się nawąchaliście.. ale na dobra. Niech będzie i FlashBolts! Maxwell- zanotuj nazwę. Morris- zobacz gdzie jest „Power ON” na tym holotrenerze… -z wyraźną rezygnacją Lukas wykończył rozmowę.
- Zrobić z niego logo?- zasugerowała Skylar
- A może nazwać nim drużynę? – dorzucił Flash
- Styl gry- podsumował Maxwell- nazwy z piorunami ma ok. 34% zespołów, logo z piorunami- ponad 58%. Styl gry może być niespodzianką gry. Zaskakujący, odważni… to nie byłoby głupie…
- Dobra, dobra- przerwał Lukas. Nie będę cerować piorunów do strojów, a tym bardziej nie będę zwał drużyny Piorunami, Boltami, a może w ogóle FlashBoltsami
- Powtórz ostatnie
- Zrób to
- Flashbolts? Toż ta nazwa jest idiotyczna…
- Ale ona jest świetna!
- Wystrzałowa!
- Zaskakująca!
- Nie wiem czego się nawąchaliście.. ale na dobra. Niech będzie i FlashBolts! Maxwell- zanotuj nazwę. Morris- zobacz gdzie jest „Power ON” na tym holotrenerze… -z wyraźną rezygnacją Lukas wykończył rozmowę.
Wnętrze holotrenera wprawiło w zdumienie każdego zawodnika. Pierwsze minuty wizyty w tym urządzeniu to sprawdzanie, czy to, co widzieli zawodnicy FlashBolts to w ogóle prawda. Piękna, idealna murawa; proste, ale bezpieczne boisko; wreszcie jest miejsce, gdzie można normalnie trenować.
- Co się stanie, jeśli wyjdziemy poza boisko?- zapytał CJ- Spadniemy w przepaść czy co?
- Tego jeszcze nie wiemy- odpowiedział głos Morrisa, który rzecz jasna kontrolował całą aparaturę- Cieszcie się, że wszystko jest podłączone według instrukcji. Raczej nie grożą nam jakieś crashe w tym urządzeniu. Dobra… Czas chyba coś włączyć. Lukas, co mam robić?
- Włącz normalny tryb treningowy.
Po chwili wszyscy leżeli plackiem. Nie wiadomo co się stało, lecz grawitacja stała się miażdżąco silna.
- Wyłącz to, a potem przestaw na grawitację ziemską!- wrzasnął Lukas.
Po chwili wszystko wróciło do „normy”. Czytniki pokazywały grawitację silniejszą o ok. 200%, jednak po przestawieniu paru algorytmów warunki w holotrenerze stały się bardziej przyjaznymi człowiekowi.
- Nie martwcie się, tak na pewno nie będzie na Genesis.- zażartował Lukas- dobra, czas zacząć treningi. Macie grać tak, jak wam wkuwałem do łbów przez te parę dni. Nadal nie wiadomo, kiedy będzie rewanż, jednak każda tracona minuta oddala nas od pucharów. Tak więc- do roboty.
- Co się stanie, jeśli wyjdziemy poza boisko?- zapytał CJ- Spadniemy w przepaść czy co?
- Tego jeszcze nie wiemy- odpowiedział głos Morrisa, który rzecz jasna kontrolował całą aparaturę- Cieszcie się, że wszystko jest podłączone według instrukcji. Raczej nie grożą nam jakieś crashe w tym urządzeniu. Dobra… Czas chyba coś włączyć. Lukas, co mam robić?
- Włącz normalny tryb treningowy.
Po chwili wszyscy leżeli plackiem. Nie wiadomo co się stało, lecz grawitacja stała się miażdżąco silna.
- Wyłącz to, a potem przestaw na grawitację ziemską!- wrzasnął Lukas.
Po chwili wszystko wróciło do „normy”. Czytniki pokazywały grawitację silniejszą o ok. 200%, jednak po przestawieniu paru algorytmów warunki w holotrenerze stały się bardziej przyjaznymi człowiekowi.
- Nie martwcie się, tak na pewno nie będzie na Genesis.- zażartował Lukas- dobra, czas zacząć treningi. Macie grać tak, jak wam wkuwałem do łbów przez te parę dni. Nadal nie wiadomo, kiedy będzie rewanż, jednak każda tracona minuta oddala nas od pucharów. Tak więc- do roboty.
- Morris, włącz drużynę klonów w oparciu o dane z meczu przeciwko WildCatz.
Po chwili na boisku pojawiła się ekipa klonów. Wyglądały dość niepozornie, a nawet sprawiały wrażenie nieświadomych, że mają grać mecz.
- Posłuchajcie, wbrew pozorom te pokraki za chwilę zagrają w stylu WildCatz. Wy zagrajcie zaś tak, jakby właśnie trwało spotkanie o wszystko. Mam nadzieję, że tego nie schrzanicie. Morris- wyloguj mnie.
- Już się robi- po czym wylogował Lukasa. Gdy Lukas wyszedł z holotrenera, Morris dodał- Ktoś dzwonił do ciebie. I to długo.
- Hmmm- Lukas spojrzał na telefon, po czym powiedział- To od Ligi. Niech Maxwell kontroluje ich taktykę, a ja pogadam z nimi, na osobności.
Po chwili na boisku pojawiła się ekipa klonów. Wyglądały dość niepozornie, a nawet sprawiały wrażenie nieświadomych, że mają grać mecz.
- Posłuchajcie, wbrew pozorom te pokraki za chwilę zagrają w stylu WildCatz. Wy zagrajcie zaś tak, jakby właśnie trwało spotkanie o wszystko. Mam nadzieję, że tego nie schrzanicie. Morris- wyloguj mnie.
- Już się robi- po czym wylogował Lukasa. Gdy Lukas wyszedł z holotrenera, Morris dodał- Ktoś dzwonił do ciebie. I to długo.
- Hmmm- Lukas spojrzał na telefon, po czym powiedział- To od Ligi. Niech Maxwell kontroluje ich taktykę, a ja pogadam z nimi, na osobności.
- Dobra śmiecie, Lukas ma coś ważnego do załatwienia, a wy macie mecz wygrać. Ustawienie CJ- Mia i Dashwood – Skylar i Killsvagen- Tony i Flash. Jamal ma stać na rezerwie. Czas rozpocząć mecz!- oznajmił Maxwell w dość apodyktycznym tonie- Jeśli ktoś nie będzie się starał- zamienia się z Jamalem miejscami. Do boju!
Na ten sygnał klony automatycznie zajęły swe pozycje na boisku, a jeden stanął naprzeciwko Toniego.
-Start!
Na ten sygnał piłka wystrzeliła w górę, po czym spadła w spokoju. Tony łatwo przegrał walkę z przeciwnikiem- po czym klony ruszyły do ataku. Szybkie podania skutecznie pozwalały klonom omijać piłkarzy FlashBolts. Po chwili padł pierwszy strzał, jednak CJ wykazał się sporym refleksem i piłka trafiła do jego rąk.
- Więcej presji! Dajecie im się łatwo okiwać!- wrzeszczał Maxwell- Patrz, gdzie podajesz!- dodał, gdy Skylar zamiast podać do Flasha, uderzyła piłkę z taką siłą, że po chwili pojawiła się kolejna stworzona futbolówka.
Po chwili wrócił Lukas.
- Co się dzieje?
- Hmm… idzie im nie najgorzej, jeszcze nie padł gol… Do teraz. 0:1- oznajmił Morris.
- Maxwell, jak wygląda wydolność?
- Killsvagen jeszcze nie złapał formy i chyba zaraz nam padnie. Zmienić go na Jamala?
- Nie, ja wejdę- zaskoczył Lukas- Czas im pokazać, jak się gra w piłkę.
Po chwili Killsvagen zszedł z boiska, lecz o dziwo nie zastąpił go Jamal, ale… Lukas. Wszyscy byli zaskoczeni.
- Co się gapicie? Gramy.- powiedział trener, po czym zaczął swą wizytę w holotrenerze na odważnym wślizgu i przejęciu piłki spod nóg pomocnika rywali. Ruszył do przodu, minął dwóch zawodników, potem przepchnął się przez obronę, aby po chwili płaskim strzałem umieścić piłkę w siatce.
- Trudne? Spójrzcie, i my, i oni to amatorka. Jednak jeśli będziecie się starać, to szybko wyjdziemy z amatorki i pokażemy, że ulicznicy potrafią. A teraz pokażmy, co potrafi zespół Flashbolts!
Na ten sygnał klony automatycznie zajęły swe pozycje na boisku, a jeden stanął naprzeciwko Toniego.
-Start!
Na ten sygnał piłka wystrzeliła w górę, po czym spadła w spokoju. Tony łatwo przegrał walkę z przeciwnikiem- po czym klony ruszyły do ataku. Szybkie podania skutecznie pozwalały klonom omijać piłkarzy FlashBolts. Po chwili padł pierwszy strzał, jednak CJ wykazał się sporym refleksem i piłka trafiła do jego rąk.
- Więcej presji! Dajecie im się łatwo okiwać!- wrzeszczał Maxwell- Patrz, gdzie podajesz!- dodał, gdy Skylar zamiast podać do Flasha, uderzyła piłkę z taką siłą, że po chwili pojawiła się kolejna stworzona futbolówka.
Po chwili wrócił Lukas.
- Co się dzieje?
- Hmm… idzie im nie najgorzej, jeszcze nie padł gol… Do teraz. 0:1- oznajmił Morris.
- Maxwell, jak wygląda wydolność?
- Killsvagen jeszcze nie złapał formy i chyba zaraz nam padnie. Zmienić go na Jamala?
- Nie, ja wejdę- zaskoczył Lukas- Czas im pokazać, jak się gra w piłkę.
Po chwili Killsvagen zszedł z boiska, lecz o dziwo nie zastąpił go Jamal, ale… Lukas. Wszyscy byli zaskoczeni.
- Co się gapicie? Gramy.- powiedział trener, po czym zaczął swą wizytę w holotrenerze na odważnym wślizgu i przejęciu piłki spod nóg pomocnika rywali. Ruszył do przodu, minął dwóch zawodników, potem przepchnął się przez obronę, aby po chwili płaskim strzałem umieścić piłkę w siatce.
- Trudne? Spójrzcie, i my, i oni to amatorka. Jednak jeśli będziecie się starać, to szybko wyjdziemy z amatorki i pokażemy, że ulicznicy potrafią. A teraz pokażmy, co potrafi zespół Flashbolts!
Mecz trwał jeszcze z pół godziny. Gra zespołu wyglądała już o wiele lepiej, co skutkowało coraz większą ilość akcji na bramkę klonów, a także trzema bramkami. Jednak z czasem zaczęło przychodzić zmęczenie, co było sygnałem dla Lukasa, aby zakończyć dzisiejszy mecz z piłką nożną. Gdy wszyscy wyszli z holotrenera, odetchnęli i przebrali się, Lukas zaprosił wszystkich na ostatnią dzisiejszą odprawę.
- Kiedy wy… męczyliście się z klonami, rozmawiałem z przedstawicielem Ziemskiej Ligi. Otrzymałem informację, że jutro zostanie zakończona modernizacja boiska, więc już pojutrze rozegramy powtórzony mecz przeciwko WildCatz. Nie będę was męczyć przez te dni- mam nadzieję że spokojnie odpoczniecie przed meczem. Musimy zaskoczyć WildCatz i wygrać ten mecz. Chyba nie muszę mówić, co nas czeka, jeśli przegramy ten mecz…
Lukas zakończył swoją przemowę, odprowadził zespół do metra, pożegnał się, a następnie wrócił do hali.
- Morris już poszedł?- krzyknął w stronę ociemnionej hali.
-Tak.- odpowiedział mu znajomy głos Maxwella- Wszystko wyłączył, a następnie powiedział, że musi się przespać. Dzisiejsze prace były męczące.
- Najważniejsze jest to, że holotrener nareszcie działa, a także mecz za dwa dni…- kiedy to mówił podszedł do Maxwella, a następnie wyciągnął z niego baterię.
- Nawet nie poczuł… zobaczmy jak się uruchamia te urządzenie…
- Kiedy wy… męczyliście się z klonami, rozmawiałem z przedstawicielem Ziemskiej Ligi. Otrzymałem informację, że jutro zostanie zakończona modernizacja boiska, więc już pojutrze rozegramy powtórzony mecz przeciwko WildCatz. Nie będę was męczyć przez te dni- mam nadzieję że spokojnie odpoczniecie przed meczem. Musimy zaskoczyć WildCatz i wygrać ten mecz. Chyba nie muszę mówić, co nas czeka, jeśli przegramy ten mecz…
Lukas zakończył swoją przemowę, odprowadził zespół do metra, pożegnał się, a następnie wrócił do hali.
- Morris już poszedł?- krzyknął w stronę ociemnionej hali.
-Tak.- odpowiedział mu znajomy głos Maxwella- Wszystko wyłączył, a następnie powiedział, że musi się przespać. Dzisiejsze prace były męczące.
- Najważniejsze jest to, że holotrener nareszcie działa, a także mecz za dwa dni…- kiedy to mówił podszedł do Maxwella, a następnie wyciągnął z niego baterię.
- Nawet nie poczuł… zobaczmy jak się uruchamia te urządzenie…
Nikt nie zlekceważył prośby Lukasa (oprócz Toniego, który tradycyjnie popisywał się piłką wokół swych „fanek”), więc kolejny dzień minął bez sensacji. Sensacją był dzień następny- wbrew pozorom zawodnicy na pierwszym treningu wykazywali ogromną tremę- jakby pożarła ich presja spotkania. Bo tak właśnie było. Lukas reagował na to śmiechem.
- Mam nadzieję, że nie będziecie stali jak słupy soli po pierwszym gwizdku- dodał trener- Spokojnie, pomimo faktu że nie jesteśmy faworytami, mamy swoją szansę. A teraz rozgrzewajcie się- jak się nie rozgrzejecie, to naprawdę będziecie słupami soli.
Po dwóch godzinach naprawdę lekkiego treningu („Nie chcę stracić składu w ciągu godziny, pomimo tego, ze takie treningi to ironia” powiadał Lukas), a następnie po zebraniu wszystkiego, co niezbędne było do meczu cała ekipa ruszyła, aby zemścić się za blamaż w „Uliczniaku”. Gdy dotarli na boisko, zaskoczył ich wygląd obiektu. Wszystko to przypominało stadion, ale w dość małej skali. 100 miejsc, nowiutkie lampy, sztuczna murawa i nowiusieńkie bramki… Aż się chciało grać.
- Dobra, chyba wiecie, co macie robić.
- Wygrać- odparł Dash- tym razem musimy ich pokonać.
- Pokonać? Zmiażdzyć!- dodała Skylar.
- Znacie ustawienie. Nie szarżujcie zbyt często, gdyż to nie 30 minut, lecz mecz o standardowej długości. Głupio byłoby zmarnować efekty ciężkich treningów wydolnościowych.- przypomniał Lukas. Co mogę powiedzieć? Szybko się przebierzcie, rozgrzewka, a potem do boju!
Gdy Lukas usiadł na ławce rezerwowych (gdyż takowe również się pojawiły na boisku), tuż po chwili pojawił się gość przebrany za stewarda.
- Proszę potwierdzić listę zawodników.
- Dobra…- Lukas zerknął, dopisał jedną linijkę i potwierdził.- Kiedy się zaczyna mecz?
- Za 15 minut.
Lukas podziękował i zaczął liczyć na to, że nie będzie musiał liczyć z dobrodziejstw dopisanej linijki.
- Mam nadzieję, że nie będziecie stali jak słupy soli po pierwszym gwizdku- dodał trener- Spokojnie, pomimo faktu że nie jesteśmy faworytami, mamy swoją szansę. A teraz rozgrzewajcie się- jak się nie rozgrzejecie, to naprawdę będziecie słupami soli.
Po dwóch godzinach naprawdę lekkiego treningu („Nie chcę stracić składu w ciągu godziny, pomimo tego, ze takie treningi to ironia” powiadał Lukas), a następnie po zebraniu wszystkiego, co niezbędne było do meczu cała ekipa ruszyła, aby zemścić się za blamaż w „Uliczniaku”. Gdy dotarli na boisko, zaskoczył ich wygląd obiektu. Wszystko to przypominało stadion, ale w dość małej skali. 100 miejsc, nowiutkie lampy, sztuczna murawa i nowiusieńkie bramki… Aż się chciało grać.
- Dobra, chyba wiecie, co macie robić.
- Wygrać- odparł Dash- tym razem musimy ich pokonać.
- Pokonać? Zmiażdzyć!- dodała Skylar.
- Znacie ustawienie. Nie szarżujcie zbyt często, gdyż to nie 30 minut, lecz mecz o standardowej długości. Głupio byłoby zmarnować efekty ciężkich treningów wydolnościowych.- przypomniał Lukas. Co mogę powiedzieć? Szybko się przebierzcie, rozgrzewka, a potem do boju!
Gdy Lukas usiadł na ławce rezerwowych (gdyż takowe również się pojawiły na boisku), tuż po chwili pojawił się gość przebrany za stewarda.
- Proszę potwierdzić listę zawodników.
- Dobra…- Lukas zerknął, dopisał jedną linijkę i potwierdził.- Kiedy się zaczyna mecz?
- Za 15 minut.
Lukas podziękował i zaczął liczyć na to, że nie będzie musiał liczyć z dobrodziejstw dopisanej linijki.
- Witam bardzo serdecznie z VI lokalnej telewizji- pojawił się skiper o dość starszym wieku.- Nazywam się Andrew Borowchyk i będę transmitował jeden z pierwszych meczów turnieju pt. „LIGA PRZYSZŁOŚCI – ZIEMIA 2250”. To mecz I rundy, gdzie tylko jedno spotkanie decyduje o wszystkim. Sprawia, że ktoś zaczyna swą przygodę, a ktoś ją kończy już na pierwszym stopniu…
W następnym odcinku:
Koniec z głupimi urywkami, gdyż potem nie mam pomysłu, jak je umieścić. Jedno jest pewne- kolejna część będzie krótsza, i to zdecydowanie. Na dodatek położę większy nacisk na bohaterów, bo według mnie to na razie mamy do czynienia z sytuacją "Lukas to, Lukas tamto". Mogliście poznać Lukasa, teraz poznacie innych bohaterów. Lecz najpierw... mecz WILDCATS - FLASHBOLTS.
PS: Jeśli ktoś chce, aby jego blog trafił do listy po prawej- niech napisze w komentarzach i poda adres. Na pewno go umieszczę.
PS: Jeśli ktoś chce, aby jego blog trafił do listy po prawej- niech napisze w komentarzach i poda adres. Na pewno go umieszczę.
10.07.2011
ByTheWay...
Witam bardzo serdecznie! Jak widać, Kleszczor wrócił do pisania kolejnych przygód FlashBolts. Powiem jedno- takiej motywacji jeszcze dawno nie miałem, jednak nie liczcie na kolejne rozdziały co parę godzin- też mam prawo do życia :)
Być może niektórzy nie wiedzą, lecz pragnę poinformować że kolejny, duuuuuży fragment wrzucę dnia 11 lipca 2011 roku (zresztą fajnie się złożyło- 11.07.11.). O której? Jeszcze nie wiem, jednak będzie to bardzo mocne wejście- takie bynajmniej są me zamiary.
A jako lekkostrawną zachętę podam wam tytuł kolejnej części- a będzie to...
Być może niektórzy nie wiedzą, lecz pragnę poinformować że kolejny, duuuuuży fragment wrzucę dnia 11 lipca 2011 roku (zresztą fajnie się złożyło- 11.07.11.). O której? Jeszcze nie wiem, jednak będzie to bardzo mocne wejście- takie bynajmniej są me zamiary.
A jako lekkostrawną zachętę podam wam tytuł kolejnej części- a będzie to...
(5) Do boju FB! Do boju!
Oczywiście zapraszam do komentowania- a nuż to twój komentarz typu "ten blog to dnooo" będzie dla mnie podstawą, abyś to ty trafiła do gablotki "Dedykuję to...X". Jak widać- warto się postarać o swoje 5 minut. A obecnie żegnam. Z Bogiem!
9.07.2011
Rozdział IV- Pierwsze kroki (kontynuacja)
Zacznę od akcji- dedykacji. Może nawet zacznę dedykować kolejne fragmenty. Zgłaszajcie się w komentarzach, bo strzelać nie zamierzam. Na pierwszy ogień idzie... JAGIELLONIA BIAŁYSTOK. Zespół, któremu kibicuję od długiego czasu, i który nakręcił mnie na interesowanie się piłką nożną. To poniekąd wprowadziło mnie do świata Galactik Football.
Sytuacja wygląda naprawdę kiepsko. Nie ma szans. Już jutro pierwszy mecz. Brak taktyki, brak minimalnego zgrania. Nadal to są amatorzy…
Sytuacja wygląda naprawdę kiepsko. Nie ma szans. Już jutro pierwszy mecz. Brak taktyki, brak minimalnego zgrania. Nadal to są amatorzy…
Entuzjazm Lukasa wypalił się w tempie ekspresowym, bo w czasie powrotu z „Uliczniaka” do swego mieszkania. Początkowa euforia ze znalezienia stadionu oślepiła jego zdrowy rozsądek, lecz chwila ochłodzenia skutecznie ściągnęła złe myśli.
- Co ja sobie myślałem? W końcu oprócz treningów nie mieliśmy żadnych podstawowych treningów. Kondycyjnie może są i gotowi, lecz poza tym to nie potrafią nic innego. Jutro czeka nas kompromitacja. Tak naprawdę jedyne, co o nich wiem to wszelkie nagrania po meczach w czasie naboru. A zespół Wild Catz? Widać, że mają opanowane co najmniej podstawowe zagrywki drużynowe. Nie wiem… może oddać mecz walkowerem…
- Widzę że komuś podskoczyło tętno, co oznacza raczej stan zdenerwowania niż podniecenia…- z przekąsem rzekł Maxwell, osobisty laptop Lukasa, obdarzony niemalże ludzką świadomością, a także, niestety, zdolnością mowy, o czym nieraz niemile przypominał, w momentach zupełnie niestosownych.
- I ty też chcesz mnie dobić, podły Judaszu?
- Tylko bez Judaszów! Posłuchaj, masz drużynę, masz zakwaterowanie, a nawet posiadasz więcej sprzętu niż większość ekip startujących od pierwszej rundy eliminacji turnieju. Jednak brak ci jednego…
- Odwagi?
- NIE! Księgowości! Tak naprawdę nie mamy żadnych papierów, albo co najmniej prostych danych. A jak jutro ktoś złamie nogę? Kto będzie płacić? MY!
- A ja myślałem, że chciałeś mi dowalić jakimś ironicznym pocieszeniem- odparł zaskoczony Lukas- a ty… o księgowości wyskoczyłeś. To ma być jakiś żart?
- Nie, mój drogi twórco i dawco prądu. Możemy wygrać, ale zaraz okaże się że nie ma funduszy na rozwój zespołu. Musimy odpowiednio przedstawić zespół w oczach sponsorów. I co im pokażesz? Mecze z naboru- nagrywane kamerką od laptopa czy telefonu? Wolne żarty. A tak w ogóle wysiadaj z tego metra- bo zaraz będziesz musiał czekać na połączenie powrotne!
- Widzę że komuś podskoczyło tętno, co oznacza raczej stan zdenerwowania niż podniecenia…- z przekąsem rzekł Maxwell, osobisty laptop Lukasa, obdarzony niemalże ludzką świadomością, a także, niestety, zdolnością mowy, o czym nieraz niemile przypominał, w momentach zupełnie niestosownych.
- I ty też chcesz mnie dobić, podły Judaszu?
- Tylko bez Judaszów! Posłuchaj, masz drużynę, masz zakwaterowanie, a nawet posiadasz więcej sprzętu niż większość ekip startujących od pierwszej rundy eliminacji turnieju. Jednak brak ci jednego…
- Odwagi?
- NIE! Księgowości! Tak naprawdę nie mamy żadnych papierów, albo co najmniej prostych danych. A jak jutro ktoś złamie nogę? Kto będzie płacić? MY!
- A ja myślałem, że chciałeś mi dowalić jakimś ironicznym pocieszeniem- odparł zaskoczony Lukas- a ty… o księgowości wyskoczyłeś. To ma być jakiś żart?
- Nie, mój drogi twórco i dawco prądu. Możemy wygrać, ale zaraz okaże się że nie ma funduszy na rozwój zespołu. Musimy odpowiednio przedstawić zespół w oczach sponsorów. I co im pokażesz? Mecze z naboru- nagrywane kamerką od laptopa czy telefonu? Wolne żarty. A tak w ogóle wysiadaj z tego metra- bo zaraz będziesz musiał czekać na połączenie powrotne!
Lukas w ostatniej chwili wyskoczył z metra- Maxwell nigdy się nie myli, a szczególnie w kwestiach logistycznych. Sprawdził, czy żaden kieszonkowiec nie zapoznał się z zawartością jego torby, po czym ruszył ku ruchomym schodom, aby jak najprędzej wrócić do swej kwatery- jeśli tak można ją nazwać. Olbrzymia hala, znajdująca się w dzielnicy fabrycznej Warsaw City, straszyła swą wiekowością, jednak to było jedyne miejsce, gdzie można było uruchomić holotrener bez zwrócenia na siebie uwagi urzędników. Wystarczyło tylko „podczepić się” do linii wysokiego napięcia, które kierowały się ku wielkim fabrykom- i można było zacząć zabawę w galaktyczną piłkę. Jedynie powietrze, nasiąknięte smakiem fabryk, skutecznie psuło radość z życia, lecz parę katalizatorów domowej roboty rozwiązało problem. „Brakuje tylko nowych lamp…”- to jedyny problem hali. Udało się nawet wygospodarować pomieszczenie mieszkalne- z dawnych pokojów dla pracowników. Trzeba było użyć dynamitu tu i tam… lecz po paru tygodniach Lukasowi brakowało już tylko atmosfery pracy nad awansem do Galactik Football.
Lecz od niedawna i ostatni element pojawił się na hali. Porozrzucane po kątach elementy holotrenera stanowiły idealny kontrast dla zardzewiałego otoczenia. A nad wszystkim panował Morris- pierwszy elektronik, który wie do czego galaktyczna technologia służy. Jednak pomimo wielkiego zaangażowania i wsparcia Lukasa oraz Maxwella, stan holotrenera nadal można uznać za „rozpakowany”.
- Jak ci idzie Morris?- zapytał Lukas, zamykając na piątą kłódkę o kolorze rdzy, która- niczym pozostałe bliźniacze zamki, starała się chronić ten cały dobytek- Maxwell mówił, że coś poszło do przodu.
-Tak.- odparł Morris, spauzował, aby z miernym entuzjazmem powiedzieć- Znalazła się instrukcja.
- Dobre i to. Zawsze mogliśmy układać bez instrukcji, a trwałoby to zdecydowanie dłużej.
- Oczywiście… ale znaleźć instrukcję po tak długim czasie?! Czasem nie mam już sił walczyć z tym molochem. Technoid powinien wcześniej przekazywać jakieś dane, co jest w pudełku i gdzie co leży, bo generalnie mamy tutaj bajzel dookoła. Czasem chciałbym to wszystko rzucić…
- Zawsze możesz spróbować rady Garstone’a- przypomniał Lukas.- w końcu nieraz sam korzystał z tego. Dobra, zbieram się, gdyż Maxwell znowu sobie coś ubzdurał, a mam nadzieję mu to wybić z jego rejestra.
- Dobra, zgadzam się! Zrobię tak jak Garstone.- krzyknął Morris, zanim Lukas zniknął w swym apartamencie- Tylko jak to zacząć?
- Po prostu, dzwonisz i prosisz o Blackbonesa. Proste.- odpowiedział Lukas, zanim zamknął drzwi do pokoju.
-Tak.- odparł Morris, spauzował, aby z miernym entuzjazmem powiedzieć- Znalazła się instrukcja.
- Dobre i to. Zawsze mogliśmy układać bez instrukcji, a trwałoby to zdecydowanie dłużej.
- Oczywiście… ale znaleźć instrukcję po tak długim czasie?! Czasem nie mam już sił walczyć z tym molochem. Technoid powinien wcześniej przekazywać jakieś dane, co jest w pudełku i gdzie co leży, bo generalnie mamy tutaj bajzel dookoła. Czasem chciałbym to wszystko rzucić…
- Zawsze możesz spróbować rady Garstone’a- przypomniał Lukas.- w końcu nieraz sam korzystał z tego. Dobra, zbieram się, gdyż Maxwell znowu sobie coś ubzdurał, a mam nadzieję mu to wybić z jego rejestra.
- Dobra, zgadzam się! Zrobię tak jak Garstone.- krzyknął Morris, zanim Lukas zniknął w swym apartamencie- Tylko jak to zacząć?
- Po prostu, dzwonisz i prosisz o Blackbonesa. Proste.- odpowiedział Lukas, zanim zamknął drzwi do pokoju.
- Dobra, o co ci chodziło, drogi Maxwellu? Naprawdę chcesz tworzyć dokumentację dzień przed meczem?
- Jasne. W końcu bez bazy danych to działamy niczym amatorka.
- To od czego zaczynamy?
- Nazwa.
- Co by tutaj wymyślić? Ogniste strzały? Ryk Armageddonu? Wiesz co? Zostaw puste pole…
- Dobra, boiska nie mamy, sponsora tez nie mamy… ( wiele wyliczeń później, które łączyły zwrot „nie mamy”…)- pozostał nam tylko skład. Wpadłem na pewien pomysł. Ja ułożę charakterystykę, a ty wypowiesz się na temat zawodnika. Okej?
- Jasne; przyznam nawet, że niezła zabawa z tą księgowością, drogi Maxwellu. To co mam robić?
- Niewiele, tylko mów opinię. I podłącz mnie do prądu, gdyż czuję zbliżającą się hibernację…
- Dajesz- odparł Lukas, podłączając kabelek do laptopa.- To kto pierwszy?
- Jasne. W końcu bez bazy danych to działamy niczym amatorka.
- To od czego zaczynamy?
- Nazwa.
- Co by tutaj wymyślić? Ogniste strzały? Ryk Armageddonu? Wiesz co? Zostaw puste pole…
- Dobra, boiska nie mamy, sponsora tez nie mamy… ( wiele wyliczeń później, które łączyły zwrot „nie mamy”…)- pozostał nam tylko skład. Wpadłem na pewien pomysł. Ja ułożę charakterystykę, a ty wypowiesz się na temat zawodnika. Okej?
- Jasne; przyznam nawet, że niezła zabawa z tą księgowością, drogi Maxwellu. To co mam robić?
- Niewiele, tylko mów opinię. I podłącz mnie do prądu, gdyż czuję zbliżającą się hibernację…
- Dajesz- odparł Lukas, podłączając kabelek do laptopa.- To kto pierwszy?
- Zaczniemy od bramkarza. CJ. Golkiper. Co powiesz?
- Zdolny bramkarz, tego nie będę ukrywać. Szybki i posiadający niezłą zręczność jak na obecne standardy. Wedle moich obserwacji widać, że czuje piłkę. Jedyny problem to jego głowa. Nie gra zbyt dobrze, gdy słyszy głosy typu „nie czarnej rasie!”. Jednak da się to pokonać- wystarczy mu wbić do łepetyny fakt, że w kolejnych fazach rywal humanoidalny jest rzadkością.
- Może być. Kolejna formacja to defensywa…
-Tak… „Dash” Dashwood i Mia, czyli zawodnik który nie chce być obrońcą, lecz się do tego nadaje, oraz zawodniczka która gra na obronie, pomimo tego, ze widzę ją na pomocy. No cóż- lepszego ustawienia obecnie nie znalazłem, wypadałoby znaleźć jeszcze kogoś na obronie… jednak na obydwu nie narzekam. Dashwood- pomimo swej niechęci, wykonuje najwięcej skutecznych odbiorów tuż przed naszą linią pola karnego. Tyle wiem po obserwacjach. Jedynym problemem jest już podkreślony przez mnie fakt, że sam „Dash” nie widzi siebie na tej pozycji. Jednak paręnaście meczy powinny to zmienić. A co do Mii- dziewczyna zimna jak lód, małomówna, a także tajemnicza. Jednak na boisku robi swoje- idealnie idzie jej gra defensywna, jednak… jej styl gry bardziej pasuje mi na pomocnika. No cóż- samego Dasha na obronie nie zostawię, więc Mia to opcja zastępcza. Jednak jestem pewien, że obaj dadzą sobie radę.
-Mhm… Czas na linię pomocy.
- Killsvagen i Skylar. Killsvagen to napastnik, jednak obecnie potrzebujemy go na pomocy. Pomimo wielkich chęci, nadal nie wiem, co może mnie spotkać z zawodnikiem. Brak mu ogrania, jednak wszystko nadrabia doświadczeniem. W ogóle to dzięki doświadczeniu trafił do ekipy, jednak młodzi muszą widzieć, że czasem nie warta jest walka oparta na emocjach, lecz na kontroli. Killsvagen grał w stosunkowo dawnych czasach i zapomniane tricki mogą się nam bardzo przydać. A co do Skylar- to totalne przeciwieństwo Killsvagena. Gdyby mogła, to grałaby na każdej pozycji. Niestety, przez to cały jej potencjał rozbija się na kawałki. Nie wiem co obecnie z nią zrobić… Po prostu trzeba będzie walczyć z jej stylem gry, gdyż obecnie mało nam pomaga... Nie zmienia to faktu że jako pomocnik mogłaby atakować i bronić, co skutecznie wyeliminowało problemy… na jakiś czas.
- I najważniejsi- napastnicy…
- … Czyli Flash i Tony. Pierwszy ma talent i potrafi go wykorzystać. Znajduje się na swej pozycji idealnie, większość zagrywek mu wychodzi… lecz z drugiej strony mamy Tony’ego- który ma o wiele większy potencjał od swego rywala. Niestety, potencjał ten jest wysoki… jak także jego ego. Gdybyśmy nie mieli Flasha- wtedy idealnie nadawałby się na indywidualnego napastnika w składzie. Myślę jednak, że konkurencja w ataku się przyda. Flash będzie zapewne starać się dogonić Tony’ego, a Tony będzie próbować być numerem jeden w zespole. Mam tylko nadzieję, że ta rywalizacja skończy się wieloma golami dla naszej drużyny.
- I najczęściej zapomniani, czyli rezerwowi.
- Tak, mamy Jamala…
- Jamala?! Nadal w niego wierzysz?
- Jeszcze odpali, zobaczysz…
- I tylko on. Tylko sam Jamal. Znam kogoś kto jeszcze mógłby grać, i to nie w rezerwie…
- Temat zakończony. Wyszło?
- Tak, udało się, i to nawet bardzo dobrze…
- Dobra, ty masz naładowane baterie, a me ulegają wyczerpaniu- odparł zmęczony Lukas- Znając Zycie przerobisz me słowa na bardziej propagandowe… Jednak może się przyda… Dobra- sen mnie nuży. Branoc.
- Do jutra. Jak wy to mówicie… Módl się, abym ustawił budzik.
- Mam swój…- kiepskim żartem odpowiedział Lukas.
- Zdolny bramkarz, tego nie będę ukrywać. Szybki i posiadający niezłą zręczność jak na obecne standardy. Wedle moich obserwacji widać, że czuje piłkę. Jedyny problem to jego głowa. Nie gra zbyt dobrze, gdy słyszy głosy typu „nie czarnej rasie!”. Jednak da się to pokonać- wystarczy mu wbić do łepetyny fakt, że w kolejnych fazach rywal humanoidalny jest rzadkością.
- Może być. Kolejna formacja to defensywa…
-Tak… „Dash” Dashwood i Mia, czyli zawodnik który nie chce być obrońcą, lecz się do tego nadaje, oraz zawodniczka która gra na obronie, pomimo tego, ze widzę ją na pomocy. No cóż- lepszego ustawienia obecnie nie znalazłem, wypadałoby znaleźć jeszcze kogoś na obronie… jednak na obydwu nie narzekam. Dashwood- pomimo swej niechęci, wykonuje najwięcej skutecznych odbiorów tuż przed naszą linią pola karnego. Tyle wiem po obserwacjach. Jedynym problemem jest już podkreślony przez mnie fakt, że sam „Dash” nie widzi siebie na tej pozycji. Jednak paręnaście meczy powinny to zmienić. A co do Mii- dziewczyna zimna jak lód, małomówna, a także tajemnicza. Jednak na boisku robi swoje- idealnie idzie jej gra defensywna, jednak… jej styl gry bardziej pasuje mi na pomocnika. No cóż- samego Dasha na obronie nie zostawię, więc Mia to opcja zastępcza. Jednak jestem pewien, że obaj dadzą sobie radę.
-Mhm… Czas na linię pomocy.
- Killsvagen i Skylar. Killsvagen to napastnik, jednak obecnie potrzebujemy go na pomocy. Pomimo wielkich chęci, nadal nie wiem, co może mnie spotkać z zawodnikiem. Brak mu ogrania, jednak wszystko nadrabia doświadczeniem. W ogóle to dzięki doświadczeniu trafił do ekipy, jednak młodzi muszą widzieć, że czasem nie warta jest walka oparta na emocjach, lecz na kontroli. Killsvagen grał w stosunkowo dawnych czasach i zapomniane tricki mogą się nam bardzo przydać. A co do Skylar- to totalne przeciwieństwo Killsvagena. Gdyby mogła, to grałaby na każdej pozycji. Niestety, przez to cały jej potencjał rozbija się na kawałki. Nie wiem co obecnie z nią zrobić… Po prostu trzeba będzie walczyć z jej stylem gry, gdyż obecnie mało nam pomaga... Nie zmienia to faktu że jako pomocnik mogłaby atakować i bronić, co skutecznie wyeliminowało problemy… na jakiś czas.
- I najważniejsi- napastnicy…
- … Czyli Flash i Tony. Pierwszy ma talent i potrafi go wykorzystać. Znajduje się na swej pozycji idealnie, większość zagrywek mu wychodzi… lecz z drugiej strony mamy Tony’ego- który ma o wiele większy potencjał od swego rywala. Niestety, potencjał ten jest wysoki… jak także jego ego. Gdybyśmy nie mieli Flasha- wtedy idealnie nadawałby się na indywidualnego napastnika w składzie. Myślę jednak, że konkurencja w ataku się przyda. Flash będzie zapewne starać się dogonić Tony’ego, a Tony będzie próbować być numerem jeden w zespole. Mam tylko nadzieję, że ta rywalizacja skończy się wieloma golami dla naszej drużyny.
- I najczęściej zapomniani, czyli rezerwowi.
- Tak, mamy Jamala…
- Jamala?! Nadal w niego wierzysz?
- Jeszcze odpali, zobaczysz…
- I tylko on. Tylko sam Jamal. Znam kogoś kto jeszcze mógłby grać, i to nie w rezerwie…
- Temat zakończony. Wyszło?
- Tak, udało się, i to nawet bardzo dobrze…
- Dobra, ty masz naładowane baterie, a me ulegają wyczerpaniu- odparł zmęczony Lukas- Znając Zycie przerobisz me słowa na bardziej propagandowe… Jednak może się przyda… Dobra- sen mnie nuży. Branoc.
- Do jutra. Jak wy to mówicie… Módl się, abym ustawił budzik.
- Mam swój…- kiepskim żartem odpowiedział Lukas.
Przed snem jeszcze raz się zastanowił… czy to wszystko ma sens…
- Skubany Maxwell, po co mu to wszystko? Aby mnie podbudować… jednak nie mam takich amatorów w zespole. Może uda nam się wygrać. Może uda nam się awansować…
Pamiętał jednak ostatnie słowa Maxwella… „znam kogoś kto mógłby grać, i to nie w rezerwie…”
Pamiętał jednak ostatnie słowa Maxwella… „znam kogoś kto mógłby grać, i to nie w rezerwie…”
1.06.2011
BTW (4)
Witam bardzo serdecznie. Treść będzie krótka. Przepraszam za brak jakichkolwiek danych na FlashBolts. W wyniku matur, Zakładu Kleszczora a także mijającego czasu ten blog spadł na niski stopień w mej hierarchii. Ale do tego wracam.
Nowe plany:
- koniec z tygodniową prenumeratą
- więcej materiału a rzadziej
- czekajcie na koniec czerwca, obiecuję ruszyć z pełną werwą...
Nowe plany:
- koniec z tygodniową prenumeratą
- więcej materiału a rzadziej
- czekajcie na koniec czerwca, obiecuję ruszyć z pełną werwą...
29.03.2011
BTW (3)
Czas na dobre i złe wiadomości:
+ Kolejny część przygód FB gotowa!
- ...której szybko nie pokażę...
Pytanie- dlaczego?
Nie jest to łatwo wytłumaczyć, lecz kolejna część zostawia jeszcze więcej furtek dla kolejnych odcinków. Co zmusiłoby mnie do pisania. Jednak teraz, gdy matura zbliża się nieubłaganie, zaczyna mi brakować czasu na wiele rzeczy. Na FB również. Jednak z pewnością nie utraciłem zapału. Przy odrobinie szczęścia wrzucę dość długi odcinek podczas świąt. A kolejny? Niestety- po maturze (koniec maja)...
Mam nadzieję, że cierpliwie poczekacie:)
+ Kolejny część przygód FB gotowa!
- ...której szybko nie pokażę...
Pytanie- dlaczego?
Nie jest to łatwo wytłumaczyć, lecz kolejna część zostawia jeszcze więcej furtek dla kolejnych odcinków. Co zmusiłoby mnie do pisania. Jednak teraz, gdy matura zbliża się nieubłaganie, zaczyna mi brakować czasu na wiele rzeczy. Na FB również. Jednak z pewnością nie utraciłem zapału. Przy odrobinie szczęścia wrzucę dość długi odcinek podczas świąt. A kolejny? Niestety- po maturze (koniec maja)...
Mam nadzieję, że cierpliwie poczekacie:)
20.03.2011
Rozdział IV- Pierwsze kroki
W poprzednim odcinku:
"- czy jesteście gotowi, aby zaryzykować porzucenie pracy i dotychczasowego życia na rzecz bardzo ryzykownej akcji stworzenia zespołu, który będzie na pewno mierzyć wyżej niż jeden wygrany mecz w Turnieju Kwalifikacyjnym?"
"- Dobra, po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy że do drużyny trafią:
- Flash
- Tony
- Skylar
- Mia
- i Dash!"
"- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór."
"- Patrzę... i nic widzę. Twój wybór."
"To nie tak miało być. Marzenia legły w gruzach. Ma kariera miała się skończyć na stadionie Genesis. Miałem być wybrańcem, reprezentantem ludzkości w tak prestiżowej imprezie"...
Poznajcie Otto von Killsvagena. Wielki piłkarz; ktoś, kto swą niesamowitą grą i nieziemskim dryblingiem przyciągał wzrok każdego, a także odciągał krytyków od debatowania na temat przedłużających się opóźnień ZFN co do planu "EARTH GF". Jego osiągi były nieosiągalne dla innych. Jednak jego wielkość nie kończyła się na boisku- akcje humanitarne oraz pochodzenie z biedoty sprawiło, że ów zawodnik stał się wzorem dla każdego zaniedbanego dziecka. Każdy marzył "być Killsvagenem" i dokonywać cudów...
Niestety- nie można żyć cały czas opartym o koło fortuny. 2240 rok okazał się początkiem końca najbardziej znanego piłkarza. Jeden mecz, jeden faul, jedno uderzenie, które zmieniło wszystko. Na początku mówiono tylko o poważnym uszkodzeniu kolana- później zauważano coraz więcej uszkodzeń. Tygodnie rehabilitacji stawały się miesiącami, a potem latami. Po wielu operacjach Killsvagen mógł nareszcie stanąć na nogi... w 2246. Wydał cały swój majątek aby powrócić do zawodu piłkarza- lecz gdy był gotów, okazało się że nikt na niego nie czeka. Nic. Zapomnienie. Sława nie trwa wiecznie- dopiero wtedy to sobie uświadomił.
Próbował wszystkiego- chciał grał w amatorskich zespołach, jednak nikt nie chciał go przyjąć, gdyż bano się że zacznie żądać zarobków sprzed paru lat, gdy był wielkim graczem. Nie mógł liczyć na wsparcie silniejszych drużyn- został skreślony, gdyż "nikt po tak długiej kontuzji nie wraca do optymalnej formy". Nie miał pomysłu na życie- piłka nożna była dla niego wszystkim. Bolały go wspomnienia przeszłości i rozbudzone ambicje, gdy wszyscy mówili o nim jako o pewniaku na turniej Galactik Football. Niestety, wszystko przeminęło, a pewnego bezowocnego dnia 2250 roku "wielki" Killsvagen zdecydował odejść z hukiem.
Zdarzyło się to nocą z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego czerwca 2250 roku czasu ziemskiego.
Most Pięciu Pokoleń- północny most Warsaw City, znany z największej ilości samobójców, którzy skakali z tego obiektu. Doszło do tego, że zamontowano kamerę, aby spragnieni emocji internauci oczekiwali na akty śmierci. Na to samo zdecydował się Killsvagen- wydał wszystko co miał aby dotrzeć na ten obiekt. Być może jego odejście z tego świata w "ten" sposób pozwoli ocalić od zniknięcia w zapomnieniu. Dotarł o zmroku, był gotowy na ostatnie sekundy życia, nie rozmyślał- zbyt wiele dni cierpiał w samotności, nie czuł strachu przed śmiercią. Chciał już skakać, gdy usłyszał kroki. "O tej porze mogę spotkać tylko samobójcę"- pomyślał. Lecz nagle usłyszał głos:
- Wielki Killsvagen, najlepszy piłkarz, jaki grał na ziemskich boiskach. Człowiek znany przez całą Ziemię. Wzór gracza i człowieka idealnego kończy swe życie dając satysfakcję internautom. Wiesz co? Może jest to natrętne czepiać się życia zupełnie obcej osoby, ale uważam że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób.
- A więc co mam zrobić? Zapomniany przez każdego, który mnie kiedyś kochał- teraz jestem nikim!
- Posłuchaj- nieznajomy zamilknął przez chwilę układając myśli, po czym kontynuował- mam dla ciebie propozycję. Nie wiem w jakiej jesteś formie, lecz masz coś, czego nie mają inni- ogromne doświadczenie. Tworzę drużynę i w tym momencie pilnie potrzebuję zawodnika nie tyle zdolnego, co doświadczonego. Zacząłem szukać wszędzie- wtedy to znalazłem wzmiankę o tobie. Kiedy jednak odkryłem twe prawdziwe losy- uznałem że odnalezienie ciebie to priorytet.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat tutaj?
- Wybacz, lecz to nie czas i miejsce na temat mej osoby. Najważniejszy jesteś "ty". Będziesz mógł grać w drużynie, wreszcie kopać piłkę z dość dobrymi zawodnikami, a przy odrobinie szczęścia- spełnić swe marzenia. Mam nadzieję że zrozumiałeś mnie, czyż nie?
- Tak- odpowiedział Killsvagen, po czym odszedł od barierki i zapytał się- To kiedy zaczynacie treningi?
- Jutro. O godzinie dziesiątej. Wybacz muszę lecieć, lecz nie zostawię cię bez niczego w tak wielkim mieście.
Gdy nieznajomy to powiedział, zaczął grzebać w kieszeni szukając czegoś. Po chwili wyciągnął parę banknotów i kartkę. Podszedł do niedoszłego samobójcy, i podając mu rzekł:
- To dla ciebie. Na nocleg i normalne wyżywienie. A ta kartka to adres miejsca, na które jutro przyjdziesz. Wybacz, śpieszę się niezwłocznie.
Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, jednak gdy odszedł parędziesiąt kroków, obrócił się i krzyknął do wciąż zamurowanego Killsvagena:
-Jeszcze jedno- wiem wiele o tobie, lecz ty o mnie nie wiesz nic. Na razie wystarczy tobie me imię. Zwą mnie Luk. Miło mi było ciebie poznać i uratować od samobójczej próby. Do zobaczenia jutro!
Po paru minutach Killsvagen ocknął się. Na początku myślał że to sen, lecz zawartość znajdująca się w dłoni wcale nie znikła. Porzucił samobójstwo. Zdecydował się zaryzykować W końcu żyje się tylko raz...
Następnego dnia Killsvagen, po skorzystaniu z usług hotelowej łazienki, ruszył w stronę miejsca wskazanego przez adres. Droga była bardzo skomplikowana- okazało się, że trzeba było przejechać pół Warsaw City, aby dostać się w miejsce docelowe. Gdy dotarł, ujrzał przed sobą... szkołę. Tam czekała grupka osób ubrana w sportowe ciuchy- widać musieli to być ci "dość zdolni" zawodnicy. Postanowił zachować odległość- nie chciał zwracać na siebie uwagi. Jednak mógł słyszeć ich rozmowę, a raczej jej brak. Widać, nie tylko on nie znał ich, ale oni nie mieli jakiegokolwiek kontaktu między sobą. Po chwili usłyszał kroki- ktoś chyba szedł w stronę grupy. Od razu zagadał z pewnością siebie. To na pewno był Luk. Po chwili zebrał wszystkich i kazał iść na salę gimnastyczną, a następnie warknął:
- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!
Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie reszty- nikt się nie spodziewał że na trening przyjdzie sam Killsvagen. Jednak nie zmieniło to nastroju w grupie. Wszyscy prężnie przygotowali się do treningu i niczym maszyny weszli punktualnie na boisko znajdujące się w ogromnej hali. Tam już czekał na nich Luk, lekko znużony i niewyspany.
- Okej, to już wszyscy są... nie- brak Jamala, ale na niego nie czekamy. On i tak nic nie zrobi. A wy... 10 kółek, rozgrzewka, a na koniec podpór leżąc przodem- tak, chodzi o pompki. I macie na to... 10 minut? Kto nie zdąży powtarza ćwiczenia!
Nikt nie lekceważył zadań- same kółka zajmowały sporo czasu, a co dopiero rozciągniecie całego ciała czy mordercze pompki. Gdy wszyscy wykonali to ćwiczenie, Lukas spojrzał na stoper i rzekł:
-Dobra, zajęło to wam 10 minut i sekundę. Więc robimy to jeszcze raz, tyle że szybciej...
Po dwóch godzinach zziajani i wykończeni zawodnicy osiągnęli wymarzony wynik poniżej 10 minut. Niektórzy nie kryli oburzenia:
- My mieliśmy grać, a nie bawić się w jakiś bieg katorżnika- jęknął Dash.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż dążyć do samo- wykończenia- dołączył się Tony.
Niestety, usłyszał to Luk:
- Dash i Tony, patrzę że macie dużo siły, a te krańce boiska są jakoś nierówne. Moglibyście po nich pobiegać tak... z 20 minut?- zapytał ironicznie.
Wszyscy zrozumieli sarkazm i patrzyli jak dwójka krnąbrnych zawodników sprawdza "równość boiska". Kiedy kara została wykonana, a wszyscy odpoczęli, Luk odszedł na bok, zadzwonił do kogoś, pogadał i wrócił do grona wycieńczonych graczy.
- Mam dwie wiadomości- dobrą i złą. Którą wolicie?
Grupa jęknęła "dobrą..." więc Luk odpowiedział:
- Mam przepustki do LUKA-TEKU!- jego nowina jakoś nie wzbudziła entuzjazmu.
- Ale w końcu każdy wie, że LUKA-TEK to dno. Teraz rządzi NeoTech na każdej linii, spójrz nawet jaką mają drużynę...- zaczął CJ, lecz spotkało się to z szybką kontrą Luka.
- Zauważcie, jaka jest historia NeoTechu, a jaka LUKA-TEKU. Pierwszy postawił na komercję i najlepsze pomysły z galaktyki. LUKA-TEK zaś wykorzystywał najbardziej praktyczne pomysły oraz miał możliwość zapoznania się z "gwiezdnym prezentem" jako pierwsza korporacja. No cóż, czasy świetności minęły, ale warto odwiedzić to miejsce. Co więcej, załatwiłem parę przedmiotów przydatnych dla zespołu, które będę musiał stamtąd odebrać...
- Dobra, dobra- przerwała Skylar- to jaka jest ta zła wiadomość?
- Lubicie psuć sobie humor? Okej- jutro te same ćwiczenia, lecz tym razem robicie to w 9 minut.
Żal i ból wywołane tymi słowami są nie do opisania.
Po godzinie tułaczki metrem grupka zawodników z Lukiem na czele dociera do bram wielkiego gmachu witającego ogromnym neonem "LUKA-TEK Industries". Jednak zniszczone mury oraz dość ponura atmosfera tego miejsca nie zachęcała do odwiedzin.
- Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Dash błagalnym tonem
- Każdy może sobie pójść, lecz niech nie liczy na to że jutro go wpuszczę na trening.
- Okej, trenerze.
Po chwili Luk uruchomił dzwonek, zaś w ekraniku pojawił się wartownik,który zmęczonym głosem wyrzucił z siebie słowa:
- Witamy w LUKA-TEK Industries- bramie ku lepszej przyszłości. W czym mogę służyć?
- Przyszliśmy w celu spotkania się i odebrania przesyłki numer...- tu Luk zaczął grzebać w kieszeniach, by po chwili wyciągnąć pogiętą szarą kartkę- 55DGH0A. Można wejść?
- Jasne, tu i tak się nic nie dzieje...
Kiedy "turyści" przeszli przez długi korytarz łączący bramę z wejściem do budynku, dotarli do głównej hali LUKA-TEKU. Widok był przygnębiający- tak naprawdę z wielkiej i znanej marki pozostała sama nazwa oraz świetlana przeszłość. Okres wielkości tej firmy zaczął się z odnalezieniem "Iskry"- tak zwano artefakt, który pozwolił wskoczyć ludziom na nowy poziom rozwoju technologicznego. Kiedy się to skończyło. Gdy pojawił się NeoTech- zakład, który dążył do przekazania galaktycznej myśli technologicznej poprzez niskie koszty. LUKA-TEK dążył do ciężkiej i długiej pracy, lecz gwarantował jakość, jednak spragnieni nowości Ziemianie szybko wybrali NeoTech, zaś LUKA-TEK zaczął obumierać. Pracowali w nim już tylko fanatycy oraz ci, którzy kochali tę firmę od wielu lat. Niestety taka kolej rzeczy- słabszy odpada z walki o rynek, by umrzeć powolną śmiercią.
- To gdzie mamy się kierować z zamówieniem?- zapytał Luk.
- Do skrzydła D2... znaczy prosto, a jak dotrzecie to wielkiego żelaznego złomu to w prawo- odparł bez życia wartownik.
- Po chwili zwiedzający dotarli do miejsca odebrania przesyłki- w skrzydle D2, zwanym "eksperymentalnym" znajdowało się dwoje ludzi- jeden w zniszczonym garniturze sprawiał wrażenie rządzić całym interesem. Drugi zaś miał na sobie kitel laboratoryjny i wyglądał na naukowca pełnego zapału, gdyż w rozmowie między obydwoma to drugi mówił częściej. Po chwili Luk zaczepił rozmawiających.
- Przepraszam, miałem odebrać przesyłkę...
- Nie musisz męczyć się z szukaniem kartki- to jedyne zlecenie LUKA-TEKU.. ehh- odparł "rządzący"
- Zaraz zaraz, czy pan nie jest przypadkiem tym znanym Garstonem?
- Tak, Garstone to ja- wielki prezes LUKA-TEKU, firmy którą utrzymuje tylko sama nazwa oraz zapał ludzi. Niestety, tak to wygląda. Jeszcze parę lat tamu miałem biuro, cały kadrę mądrych głów i jakieś perspektywy. Teraz- nie mam nic oprócz parudziesięciu ludzi, przy czym tylko połowa ma jakiekolwiek doświadczenie techniczne. Sam rzuciłbym to w diabły, lecz żal mi tych trzydziestu lat pracy. Zresztą, co będę się rozczulać- czujcie się jak u siebie w domu, gdyż nikt nie odwiedził tego miejsca od paru lat.
- Chciałbym zobaczyć tą całą przesyłkę- jestem ciekaw co to jest.
- Jasne. Drogi Morrisie- dyrektor LUKA-TEKU zwraca się do naukowca- poprowadź grupę do przesyłki.
- Okej szefie.
Po chwili wszyscy ruszyli wgłąb zakładu. Luk zaczął pogawędkę z Morrisem- okazało się że ten trzydziestoletni naukowiec LUKA-TEKU jest tu od paru lat i pracuje nad wieloma projektami. Na dodatek zna się dobrze na programowaniu- był tak zdolny, że otrzymał parę propozycji z NeoTechu, lecz zawsze odpowiadał im że "Marzyłem o pracy w LUKA-TEKU i zdania nie zmienię". Miłą rozmowę przerwało wejście do mniejszej hali, gdzie znajdował się gigantyczny sześcian. Nie pasował do brudnego otoczenia- blask bryły skutecznie kontrastował z wszędobylskim mrokiem.
- A więc to jest ten słynny holotrener, tak?- zapytał Luk.
- Jasne- paru gości wchodziło tam do środka. Wszystko działa jak należy, żadnych usterek lecz jest jedna wada.
- Jaka- zapytał zainteresowany Flash
- Potrzeba kogoś, kto będzie kontrolował jej działanie. Niby inna technologia, o niebo lepsza od ziemskiej, ale ma tendencje do rozsypywania programów treningowych. Zawsze musi być ktoś z zewnątrz, który będzie pilnować aby nic się nie schrzaniło.
- Zaraz- w końcu znasz się na sprzęcie- zauważył Flash- może mógłbyś obsłużyć to cudo
- Dla mnie nie byłoby problemu lecz patrząc na waszego przełożonego- znacząco zwraca wzrok na Luka- z pewnością weźmiecie ten sprzęt gdzieś do siebie.
- Wiesz, zasadniczo przydałby się nam technik do drużyny, jednak nie wiem czy dałbyś sobie radę pracować na dwa fronty. Myślę, że Garstone nie miałby nic przeciwko...- odparł Luk
- No to co? Zbieramy maszynę?- zapytał podekscytowany Morris- gdzie ją wieziemy?
- Poczekaj poczekaj!- hamuje go Luk- Ile zajmie przeniesienie tego... holotrenera?
- Spokojnie, to tylko dwa, góra trzy tygodnie...
- Aha- za dwa tygodnie to my gramy pierwszy mecz. Posłuchaj- czas nas goni. Możesz pokazać resztę?
- Jasne- odpowiedział Morris- tutaj masz resztę naszych produktów. Z pewnością są lepsze od NeoTechu, ba, są tylko o klasę gorsze od galaktycznych oryginałów.
Wyciąga z metalowej skrzyni parę piłek a także sporą ilość trykotów, które w niczym nie przypominają normalnych ziemskich strojów sportowych.
- Można je spokojnie przemalować na ulubione kolory- taka technologia. Wzmocnione elementy skutecznie ochraniają przed kontuzjami...
Jednak nikt go nie słuchał- wszyscy przeglądali nowe stroje, a także zaczęli sprawdzać piłki. To było coś nowego dla tych, którzy nigdy nie posiadali prawdziwego sportowego sprzętu. Euforia trwałaby dłużej, lecz Luk zebrał wszystkich, podziękował Morrisowi, przy okazji zabierając kontakt do niego "aby mieć źródło informacji w sprawie przenosin holotrenera poza LUKA-TEK", po czym wszyscy wyszli a następnie rozeszli się w swoje strony.
Kolejne dni to jeszcze więcej treningów- zawodnicy ubrani w nowy sprzęt zaczęli pierwsze treningi z piłką. Było to zupełnie nowe doznanie, lecz szybko wszyscy "poczuli" ubiór i zaczęli grać na swoim poziomie. Katorżnicze treningi mieszane z szybkimi gierkami pozwalały wczuć się zawodnikom w rożne taktyki. Jak to mówił Luk- "Nie jesteście może zespołem, o jakim marzę, lecz jesteście na dobrej drodze by tę opinię zmienić".
Jednak sam trener zespołu nie kończył swego dnia na treningach- po pierwszym dniu ćwiczeń ruszył od razu do siedziby Ligi Ziemskiej, a konkretniej do Wydziału Turnieju Kwalifikacyjnego. Cel oczywisty- zgłosić zespół. Wszystko było w porządku do momentu pytania o stadion. Dopiero wtedy Luka olśniło- tak naprawdę nie mają stadionu! Próbował jakoś negocjować lecz usłyszał:
- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!
- Ale jeśli zarezerwuje stadion a dzień przed meczem będę pewny że ten stadion należy do mego zespołu, to nic się nie stanie?
- Raczej nie- delegaci z reguły przychodzą na stadion w dzień meczu.
- To chciałbym zarejestrować zespół.
- Jeszcze jedno- nazwa tej drużyny?
- Jeszcze jej nie ma- przekażę delegatowi podczas meczu- po czym Luk szybko opuścił gmach. Tak- pozostało mu tylko dwa tygodnie, aby zarejestrować jakikolwiek stadion. I tak spędzał dnie po treningach- na poszukiwaniach obiektu, gdzie jego zespół zagra. Niestety, gdziekolwiek był- wszędzie go witano słowem "Zajęte". Nie miał pomysłu.
Tydzień po pierwszym treningu wygarnął zespołowi to, co go gnebiło:
- Posłuchajcie, jest sprawa. Nie wiem czy zagramy w turnieju...
- Czemu?!- wszyscy zareagowali żywo
- Gdyż... mamy problem z boiskiem. Potrzebujemy stadionu pół-gwiazdkowego czyli ze sztuczną murawą, jakimkolwiek oświetleniem, zegarem oraz dwiema niezniszczonymi bramkami. Zna ktoś takowe jeszcze niezajęte boisko?
Po chwili milczenia odpowiedział Dash:
- A nasz "Uliczniak"? Wiem że nie ma wielu rzeczy wcześniej wymienionych, ale tak naprawdę nadaje się do gry, co nie?
- Trzeba byłoby przeliczyć i zainwestować trochę kasy, ale czemu nie?
- No i trzeba sprawdzić czy nikt nie zajął tego boiska...
Wszystko szło zgodnie z planem. Holotrener niedługo miał wydostać się z gmachu LUKA- TEKU, piłkarzom szło coraz lepiej, a dobre zagospodarowanie pieniędzmi Luka gwarantowało zamontowanie elementów potrzebnych dla "Uliczniaka". Niestety, pojawiły się plotki, że w miejsce "niezwyciężonego tria" pojawiła się jakaś nowa siła na ulicznym boisku. Trzeba było to sprawdzić. Luk wraz ze wsparciem CJ'a, Dasha i Flasha ruszył w stronę "Uliczniaka". Gdy dotarli na arenę, zobaczyli zespół... dziewczyn. Tak to był zespół dziewczyn zaś na siatce zamontowane było logo "Wild Catz".
- Co?! Baby?! Na naszym boisku?!- zaczął lamentować Dash i chciał ruszyć na boisko, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go CJ. I to był dobry wybór, gdyż nagle jedna z piłek przeleciał tuż przy głowie krnąbrnego zawodnika.
- Wow, co jak co, ale grają nieźle- przyznał Luk- szybkie podania i agresywne wejścia. Z nimi nie będzie tak łatwo grać...
- A czemu mamy grać z babami?- Dash zareagował żywo na słowa trenera.
- Z jednej strony to nasze boisko, lecz z drugiej strony plotki latały dość długo, więc ćwiczą od sporego czasu na tym boisku.Idę pogadać.
Luk poszedł w stronę zawodniczek Wild Catz. Rozmawiał bardzo długo, lecz wrócił do trójki z wyraźnym zadowoleniem.
-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być! Jutro, o godzinie dwudziestej! Pięciu na pięciu, gdyż te boisko jest za słabe na pełne składy. Możecie przekazać reszcie, że jutro nie będzie katorżniczej rozgrzewki, a ćwiczenia mentalne, w końcu czeka nas pierwszy mecz o życie. Żegnam!- po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaków, którzy wkrótce rozeszli się do domów, wcześniej oglądając bardzo dobrą grę zawodniczek "Wild Catz". Jutro czeka wszystkich ciężki dzień..
Poznajcie Otto von Killsvagena. Wielki piłkarz; ktoś, kto swą niesamowitą grą i nieziemskim dryblingiem przyciągał wzrok każdego, a także odciągał krytyków od debatowania na temat przedłużających się opóźnień ZFN co do planu "EARTH GF". Jego osiągi były nieosiągalne dla innych. Jednak jego wielkość nie kończyła się na boisku- akcje humanitarne oraz pochodzenie z biedoty sprawiło, że ów zawodnik stał się wzorem dla każdego zaniedbanego dziecka. Każdy marzył "być Killsvagenem" i dokonywać cudów...
Niestety- nie można żyć cały czas opartym o koło fortuny. 2240 rok okazał się początkiem końca najbardziej znanego piłkarza. Jeden mecz, jeden faul, jedno uderzenie, które zmieniło wszystko. Na początku mówiono tylko o poważnym uszkodzeniu kolana- później zauważano coraz więcej uszkodzeń. Tygodnie rehabilitacji stawały się miesiącami, a potem latami. Po wielu operacjach Killsvagen mógł nareszcie stanąć na nogi... w 2246. Wydał cały swój majątek aby powrócić do zawodu piłkarza- lecz gdy był gotów, okazało się że nikt na niego nie czeka. Nic. Zapomnienie. Sława nie trwa wiecznie- dopiero wtedy to sobie uświadomił.
Próbował wszystkiego- chciał grał w amatorskich zespołach, jednak nikt nie chciał go przyjąć, gdyż bano się że zacznie żądać zarobków sprzed paru lat, gdy był wielkim graczem. Nie mógł liczyć na wsparcie silniejszych drużyn- został skreślony, gdyż "nikt po tak długiej kontuzji nie wraca do optymalnej formy". Nie miał pomysłu na życie- piłka nożna była dla niego wszystkim. Bolały go wspomnienia przeszłości i rozbudzone ambicje, gdy wszyscy mówili o nim jako o pewniaku na turniej Galactik Football. Niestety, wszystko przeminęło, a pewnego bezowocnego dnia 2250 roku "wielki" Killsvagen zdecydował odejść z hukiem.
Zdarzyło się to nocą z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego czerwca 2250 roku czasu ziemskiego.
Most Pięciu Pokoleń- północny most Warsaw City, znany z największej ilości samobójców, którzy skakali z tego obiektu. Doszło do tego, że zamontowano kamerę, aby spragnieni emocji internauci oczekiwali na akty śmierci. Na to samo zdecydował się Killsvagen- wydał wszystko co miał aby dotrzeć na ten obiekt. Być może jego odejście z tego świata w "ten" sposób pozwoli ocalić od zniknięcia w zapomnieniu. Dotarł o zmroku, był gotowy na ostatnie sekundy życia, nie rozmyślał- zbyt wiele dni cierpiał w samotności, nie czuł strachu przed śmiercią. Chciał już skakać, gdy usłyszał kroki. "O tej porze mogę spotkać tylko samobójcę"- pomyślał. Lecz nagle usłyszał głos:
- Wielki Killsvagen, najlepszy piłkarz, jaki grał na ziemskich boiskach. Człowiek znany przez całą Ziemię. Wzór gracza i człowieka idealnego kończy swe życie dając satysfakcję internautom. Wiesz co? Może jest to natrętne czepiać się życia zupełnie obcej osoby, ale uważam że nie powinieneś kończyć tego w taki sposób.
- A więc co mam zrobić? Zapomniany przez każdego, który mnie kiedyś kochał- teraz jestem nikim!
- Posłuchaj- nieznajomy zamilknął przez chwilę układając myśli, po czym kontynuował- mam dla ciebie propozycję. Nie wiem w jakiej jesteś formie, lecz masz coś, czego nie mają inni- ogromne doświadczenie. Tworzę drużynę i w tym momencie pilnie potrzebuję zawodnika nie tyle zdolnego, co doświadczonego. Zacząłem szukać wszędzie- wtedy to znalazłem wzmiankę o tobie. Kiedy jednak odkryłem twe prawdziwe losy- uznałem że odnalezienie ciebie to priorytet.
- Skąd wiedziałeś, że przyjdę akurat tutaj?
- Wybacz, lecz to nie czas i miejsce na temat mej osoby. Najważniejszy jesteś "ty". Będziesz mógł grać w drużynie, wreszcie kopać piłkę z dość dobrymi zawodnikami, a przy odrobinie szczęścia- spełnić swe marzenia. Mam nadzieję że zrozumiałeś mnie, czyż nie?
- Tak- odpowiedział Killsvagen, po czym odszedł od barierki i zapytał się- To kiedy zaczynacie treningi?
- Jutro. O godzinie dziesiątej. Wybacz muszę lecieć, lecz nie zostawię cię bez niczego w tak wielkim mieście.
Gdy nieznajomy to powiedział, zaczął grzebać w kieszeni szukając czegoś. Po chwili wyciągnął parę banknotów i kartkę. Podszedł do niedoszłego samobójcy, i podając mu rzekł:
- To dla ciebie. Na nocleg i normalne wyżywienie. A ta kartka to adres miejsca, na które jutro przyjdziesz. Wybacz, śpieszę się niezwłocznie.
Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, jednak gdy odszedł parędziesiąt kroków, obrócił się i krzyknął do wciąż zamurowanego Killsvagena:
-Jeszcze jedno- wiem wiele o tobie, lecz ty o mnie nie wiesz nic. Na razie wystarczy tobie me imię. Zwą mnie Luk. Miło mi było ciebie poznać i uratować od samobójczej próby. Do zobaczenia jutro!
Po paru minutach Killsvagen ocknął się. Na początku myślał że to sen, lecz zawartość znajdująca się w dłoni wcale nie znikła. Porzucił samobójstwo. Zdecydował się zaryzykować W końcu żyje się tylko raz...
Następnego dnia Killsvagen, po skorzystaniu z usług hotelowej łazienki, ruszył w stronę miejsca wskazanego przez adres. Droga była bardzo skomplikowana- okazało się, że trzeba było przejechać pół Warsaw City, aby dostać się w miejsce docelowe. Gdy dotarł, ujrzał przed sobą... szkołę. Tam czekała grupka osób ubrana w sportowe ciuchy- widać musieli to być ci "dość zdolni" zawodnicy. Postanowił zachować odległość- nie chciał zwracać na siebie uwagi. Jednak mógł słyszeć ich rozmowę, a raczej jej brak. Widać, nie tylko on nie znał ich, ale oni nie mieli jakiegokolwiek kontaktu między sobą. Po chwili usłyszał kroki- ktoś chyba szedł w stronę grupy. Od razu zagadał z pewnością siebie. To na pewno był Luk. Po chwili zebrał wszystkich i kazał iść na salę gimnastyczną, a następnie warknął:
- A ty, drogi Killsvagenie zdecydowałeś zostać posągiem? Do sali wraz z resztą!
Oczywiście wzbudziło to zainteresowanie reszty- nikt się nie spodziewał że na trening przyjdzie sam Killsvagen. Jednak nie zmieniło to nastroju w grupie. Wszyscy prężnie przygotowali się do treningu i niczym maszyny weszli punktualnie na boisko znajdujące się w ogromnej hali. Tam już czekał na nich Luk, lekko znużony i niewyspany.
- Okej, to już wszyscy są... nie- brak Jamala, ale na niego nie czekamy. On i tak nic nie zrobi. A wy... 10 kółek, rozgrzewka, a na koniec podpór leżąc przodem- tak, chodzi o pompki. I macie na to... 10 minut? Kto nie zdąży powtarza ćwiczenia!
Nikt nie lekceważył zadań- same kółka zajmowały sporo czasu, a co dopiero rozciągniecie całego ciała czy mordercze pompki. Gdy wszyscy wykonali to ćwiczenie, Lukas spojrzał na stoper i rzekł:
-Dobra, zajęło to wam 10 minut i sekundę. Więc robimy to jeszcze raz, tyle że szybciej...
Po dwóch godzinach zziajani i wykończeni zawodnicy osiągnęli wymarzony wynik poniżej 10 minut. Niektórzy nie kryli oburzenia:
- My mieliśmy grać, a nie bawić się w jakiś bieg katorżnika- jęknął Dash.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty niż dążyć do samo- wykończenia- dołączył się Tony.
Niestety, usłyszał to Luk:
- Dash i Tony, patrzę że macie dużo siły, a te krańce boiska są jakoś nierówne. Moglibyście po nich pobiegać tak... z 20 minut?- zapytał ironicznie.
Wszyscy zrozumieli sarkazm i patrzyli jak dwójka krnąbrnych zawodników sprawdza "równość boiska". Kiedy kara została wykonana, a wszyscy odpoczęli, Luk odszedł na bok, zadzwonił do kogoś, pogadał i wrócił do grona wycieńczonych graczy.
- Mam dwie wiadomości- dobrą i złą. Którą wolicie?
Grupa jęknęła "dobrą..." więc Luk odpowiedział:
- Mam przepustki do LUKA-TEKU!- jego nowina jakoś nie wzbudziła entuzjazmu.
- Ale w końcu każdy wie, że LUKA-TEK to dno. Teraz rządzi NeoTech na każdej linii, spójrz nawet jaką mają drużynę...- zaczął CJ, lecz spotkało się to z szybką kontrą Luka.
- Zauważcie, jaka jest historia NeoTechu, a jaka LUKA-TEKU. Pierwszy postawił na komercję i najlepsze pomysły z galaktyki. LUKA-TEK zaś wykorzystywał najbardziej praktyczne pomysły oraz miał możliwość zapoznania się z "gwiezdnym prezentem" jako pierwsza korporacja. No cóż, czasy świetności minęły, ale warto odwiedzić to miejsce. Co więcej, załatwiłem parę przedmiotów przydatnych dla zespołu, które będę musiał stamtąd odebrać...
- Dobra, dobra- przerwała Skylar- to jaka jest ta zła wiadomość?
- Lubicie psuć sobie humor? Okej- jutro te same ćwiczenia, lecz tym razem robicie to w 9 minut.
Żal i ból wywołane tymi słowami są nie do opisania.
Po godzinie tułaczki metrem grupka zawodników z Lukiem na czele dociera do bram wielkiego gmachu witającego ogromnym neonem "LUKA-TEK Industries". Jednak zniszczone mury oraz dość ponura atmosfera tego miejsca nie zachęcała do odwiedzin.
- Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Dash błagalnym tonem
- Każdy może sobie pójść, lecz niech nie liczy na to że jutro go wpuszczę na trening.
- Okej, trenerze.
Po chwili Luk uruchomił dzwonek, zaś w ekraniku pojawił się wartownik,który zmęczonym głosem wyrzucił z siebie słowa:
- Witamy w LUKA-TEK Industries- bramie ku lepszej przyszłości. W czym mogę służyć?
- Przyszliśmy w celu spotkania się i odebrania przesyłki numer...- tu Luk zaczął grzebać w kieszeniach, by po chwili wyciągnąć pogiętą szarą kartkę- 55DGH0A. Można wejść?
- Jasne, tu i tak się nic nie dzieje...
Kiedy "turyści" przeszli przez długi korytarz łączący bramę z wejściem do budynku, dotarli do głównej hali LUKA-TEKU. Widok był przygnębiający- tak naprawdę z wielkiej i znanej marki pozostała sama nazwa oraz świetlana przeszłość. Okres wielkości tej firmy zaczął się z odnalezieniem "Iskry"- tak zwano artefakt, który pozwolił wskoczyć ludziom na nowy poziom rozwoju technologicznego. Kiedy się to skończyło. Gdy pojawił się NeoTech- zakład, który dążył do przekazania galaktycznej myśli technologicznej poprzez niskie koszty. LUKA-TEK dążył do ciężkiej i długiej pracy, lecz gwarantował jakość, jednak spragnieni nowości Ziemianie szybko wybrali NeoTech, zaś LUKA-TEK zaczął obumierać. Pracowali w nim już tylko fanatycy oraz ci, którzy kochali tę firmę od wielu lat. Niestety taka kolej rzeczy- słabszy odpada z walki o rynek, by umrzeć powolną śmiercią.
- To gdzie mamy się kierować z zamówieniem?- zapytał Luk.
- Do skrzydła D2... znaczy prosto, a jak dotrzecie to wielkiego żelaznego złomu to w prawo- odparł bez życia wartownik.
- Po chwili zwiedzający dotarli do miejsca odebrania przesyłki- w skrzydle D2, zwanym "eksperymentalnym" znajdowało się dwoje ludzi- jeden w zniszczonym garniturze sprawiał wrażenie rządzić całym interesem. Drugi zaś miał na sobie kitel laboratoryjny i wyglądał na naukowca pełnego zapału, gdyż w rozmowie między obydwoma to drugi mówił częściej. Po chwili Luk zaczepił rozmawiających.
- Przepraszam, miałem odebrać przesyłkę...
- Nie musisz męczyć się z szukaniem kartki- to jedyne zlecenie LUKA-TEKU.. ehh- odparł "rządzący"
- Zaraz zaraz, czy pan nie jest przypadkiem tym znanym Garstonem?
- Tak, Garstone to ja- wielki prezes LUKA-TEKU, firmy którą utrzymuje tylko sama nazwa oraz zapał ludzi. Niestety, tak to wygląda. Jeszcze parę lat tamu miałem biuro, cały kadrę mądrych głów i jakieś perspektywy. Teraz- nie mam nic oprócz parudziesięciu ludzi, przy czym tylko połowa ma jakiekolwiek doświadczenie techniczne. Sam rzuciłbym to w diabły, lecz żal mi tych trzydziestu lat pracy. Zresztą, co będę się rozczulać- czujcie się jak u siebie w domu, gdyż nikt nie odwiedził tego miejsca od paru lat.
- Chciałbym zobaczyć tą całą przesyłkę- jestem ciekaw co to jest.
- Jasne. Drogi Morrisie- dyrektor LUKA-TEKU zwraca się do naukowca- poprowadź grupę do przesyłki.
- Okej szefie.
Po chwili wszyscy ruszyli wgłąb zakładu. Luk zaczął pogawędkę z Morrisem- okazało się że ten trzydziestoletni naukowiec LUKA-TEKU jest tu od paru lat i pracuje nad wieloma projektami. Na dodatek zna się dobrze na programowaniu- był tak zdolny, że otrzymał parę propozycji z NeoTechu, lecz zawsze odpowiadał im że "Marzyłem o pracy w LUKA-TEKU i zdania nie zmienię". Miłą rozmowę przerwało wejście do mniejszej hali, gdzie znajdował się gigantyczny sześcian. Nie pasował do brudnego otoczenia- blask bryły skutecznie kontrastował z wszędobylskim mrokiem.
- A więc to jest ten słynny holotrener, tak?- zapytał Luk.
- Jasne- paru gości wchodziło tam do środka. Wszystko działa jak należy, żadnych usterek lecz jest jedna wada.
- Jaka- zapytał zainteresowany Flash
- Potrzeba kogoś, kto będzie kontrolował jej działanie. Niby inna technologia, o niebo lepsza od ziemskiej, ale ma tendencje do rozsypywania programów treningowych. Zawsze musi być ktoś z zewnątrz, który będzie pilnować aby nic się nie schrzaniło.
- Zaraz- w końcu znasz się na sprzęcie- zauważył Flash- może mógłbyś obsłużyć to cudo
- Dla mnie nie byłoby problemu lecz patrząc na waszego przełożonego- znacząco zwraca wzrok na Luka- z pewnością weźmiecie ten sprzęt gdzieś do siebie.
- Wiesz, zasadniczo przydałby się nam technik do drużyny, jednak nie wiem czy dałbyś sobie radę pracować na dwa fronty. Myślę, że Garstone nie miałby nic przeciwko...- odparł Luk
- No to co? Zbieramy maszynę?- zapytał podekscytowany Morris- gdzie ją wieziemy?
- Poczekaj poczekaj!- hamuje go Luk- Ile zajmie przeniesienie tego... holotrenera?
- Spokojnie, to tylko dwa, góra trzy tygodnie...
- Aha- za dwa tygodnie to my gramy pierwszy mecz. Posłuchaj- czas nas goni. Możesz pokazać resztę?
- Jasne- odpowiedział Morris- tutaj masz resztę naszych produktów. Z pewnością są lepsze od NeoTechu, ba, są tylko o klasę gorsze od galaktycznych oryginałów.
Wyciąga z metalowej skrzyni parę piłek a także sporą ilość trykotów, które w niczym nie przypominają normalnych ziemskich strojów sportowych.
- Można je spokojnie przemalować na ulubione kolory- taka technologia. Wzmocnione elementy skutecznie ochraniają przed kontuzjami...
Jednak nikt go nie słuchał- wszyscy przeglądali nowe stroje, a także zaczęli sprawdzać piłki. To było coś nowego dla tych, którzy nigdy nie posiadali prawdziwego sportowego sprzętu. Euforia trwałaby dłużej, lecz Luk zebrał wszystkich, podziękował Morrisowi, przy okazji zabierając kontakt do niego "aby mieć źródło informacji w sprawie przenosin holotrenera poza LUKA-TEK", po czym wszyscy wyszli a następnie rozeszli się w swoje strony.
Kolejne dni to jeszcze więcej treningów- zawodnicy ubrani w nowy sprzęt zaczęli pierwsze treningi z piłką. Było to zupełnie nowe doznanie, lecz szybko wszyscy "poczuli" ubiór i zaczęli grać na swoim poziomie. Katorżnicze treningi mieszane z szybkimi gierkami pozwalały wczuć się zawodnikom w rożne taktyki. Jak to mówił Luk- "Nie jesteście może zespołem, o jakim marzę, lecz jesteście na dobrej drodze by tę opinię zmienić".
Jednak sam trener zespołu nie kończył swego dnia na treningach- po pierwszym dniu ćwiczeń ruszył od razu do siedziby Ligi Ziemskiej, a konkretniej do Wydziału Turnieju Kwalifikacyjnego. Cel oczywisty- zgłosić zespół. Wszystko było w porządku do momentu pytania o stadion. Dopiero wtedy Luka olśniło- tak naprawdę nie mają stadionu! Próbował jakoś negocjować lecz usłyszał:
- Jeśli zespół nie będzie posiadać stadionu, nie ma szans udziału w Turnieju Kwalifikacyjnym!
- Ale jeśli zarezerwuje stadion a dzień przed meczem będę pewny że ten stadion należy do mego zespołu, to nic się nie stanie?
- Raczej nie- delegaci z reguły przychodzą na stadion w dzień meczu.
- To chciałbym zarejestrować zespół.
- Jeszcze jedno- nazwa tej drużyny?
- Jeszcze jej nie ma- przekażę delegatowi podczas meczu- po czym Luk szybko opuścił gmach. Tak- pozostało mu tylko dwa tygodnie, aby zarejestrować jakikolwiek stadion. I tak spędzał dnie po treningach- na poszukiwaniach obiektu, gdzie jego zespół zagra. Niestety, gdziekolwiek był- wszędzie go witano słowem "Zajęte". Nie miał pomysłu.
Tydzień po pierwszym treningu wygarnął zespołowi to, co go gnebiło:
- Posłuchajcie, jest sprawa. Nie wiem czy zagramy w turnieju...
- Czemu?!- wszyscy zareagowali żywo
- Gdyż... mamy problem z boiskiem. Potrzebujemy stadionu pół-gwiazdkowego czyli ze sztuczną murawą, jakimkolwiek oświetleniem, zegarem oraz dwiema niezniszczonymi bramkami. Zna ktoś takowe jeszcze niezajęte boisko?
Po chwili milczenia odpowiedział Dash:
- A nasz "Uliczniak"? Wiem że nie ma wielu rzeczy wcześniej wymienionych, ale tak naprawdę nadaje się do gry, co nie?
- Trzeba byłoby przeliczyć i zainwestować trochę kasy, ale czemu nie?
- No i trzeba sprawdzić czy nikt nie zajął tego boiska...
Wszystko szło zgodnie z planem. Holotrener niedługo miał wydostać się z gmachu LUKA- TEKU, piłkarzom szło coraz lepiej, a dobre zagospodarowanie pieniędzmi Luka gwarantowało zamontowanie elementów potrzebnych dla "Uliczniaka". Niestety, pojawiły się plotki, że w miejsce "niezwyciężonego tria" pojawiła się jakaś nowa siła na ulicznym boisku. Trzeba było to sprawdzić. Luk wraz ze wsparciem CJ'a, Dasha i Flasha ruszył w stronę "Uliczniaka". Gdy dotarli na arenę, zobaczyli zespół... dziewczyn. Tak to był zespół dziewczyn zaś na siatce zamontowane było logo "Wild Catz".
- Co?! Baby?! Na naszym boisku?!- zaczął lamentować Dash i chciał ruszyć na boisko, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go CJ. I to był dobry wybór, gdyż nagle jedna z piłek przeleciał tuż przy głowie krnąbrnego zawodnika.
- Wow, co jak co, ale grają nieźle- przyznał Luk- szybkie podania i agresywne wejścia. Z nimi nie będzie tak łatwo grać...
- A czemu mamy grać z babami?- Dash zareagował żywo na słowa trenera.
- Z jednej strony to nasze boisko, lecz z drugiej strony plotki latały dość długo, więc ćwiczą od sporego czasu na tym boisku.Idę pogadać.
Luk poszedł w stronę zawodniczek Wild Catz. Rozmawiał bardzo długo, lecz wrócił do trójki z wyraźnym zadowoleniem.
-No to drużyno, czas na pierwszy mecz o być albo nie być! Jutro, o godzinie dwudziestej! Pięciu na pięciu, gdyż te boisko jest za słabe na pełne składy. Możecie przekazać reszcie, że jutro nie będzie katorżniczej rozgrzewki, a ćwiczenia mentalne, w końcu czeka nas pierwszy mecz o życie. Żegnam!- po czym poszedł w swoją stronę, zostawiając chłopaków, którzy wkrótce rozeszli się do domów, wcześniej oglądając bardzo dobrą grę zawodniczek "Wild Catz". Jutro czeka wszystkich ciężki dzień..
W następnym odcinku...
"- Czas na pierwszy mecz: FlashBolts - WildCatz !!!"
"- Czy wy do jasnej cholery chcecie odpaść w dwadzieścia minut?!"
"- Nie chciałem do tego wracać, ale muszę..."
Subskrybuj:
Posty (Atom)